Chora. Mykonos Town.
Zastanawiałam się, jak jednym zdaniem określić tę urbanistyczną zagadkę, ten absolutnie fenomenalny układ uliczek - labiryntów nadający niepowtarzalny charakter miasteczku... Tak, żeby nie było jak w przewodniku, bo o tym sobie może poczytać każdy kiedy chce i ma na to ochotę. I w zasadzie nie zastanawiałam się długo. Określiłabym to tak: zagubić się z pełną świadomością zagubienia to jedno, a zgubić się tam bez własnej wiedzy - to jest właśnie cała Chora. Nie znam nikogo (z blogów, wspominek wakacyjnych, etc.), komu udało się bezbłędnie trafić dwa razy w to samo miejsce! Każdy, kto był w Chorze choć raz, zawsze się w niej pogubił. Labirynt nie jest przypadkowy. W każdym przewodniku przeczytacie, że pomysł poplątania i przecinania się wąskich uliczek powstał celowo, a miał służyć i chronić rdzennych mieszkańców przed napastliwymi piratami, napadającymi co i rusz na wyspę. Genialny to pomysł! Zresztą spójrzcie, jak wygląda układ ulic na mapce! Nie do rozszyfrowania! Jedynymi, którzy się tam nie gubią, są tzw. lokale, czyli rdzenni mieszkańcy
Uliczki są wąskie, miejscami nie ma szans, by szły obok siebie trzy osoby! Kamienie ułożone w tak malowniczy sposób, że tworzą pozornie tylko chaotyczne formy. W efekcie wygląda to jak ślady wielkiego zwierza idącego po śniegu. Dookoła wąskich tunelików masa sklepików, budek z pamiątkami, jedzeniem na wynos, kafejkami, lodziarniami i drink barami, sklepami z tańszą i astronomicznie drogą odzieżą, butami z Chin i mega kosmicznymi butikami D&G, Gucciego czy Bulgari. Sklepikami z pocztówkami i koralikami i luksusowymi storami z brylantami, szafirami czy innymi diademami. Wszystkim tym, czego potrzeba klasycznemu turyście lub wymagającemu, nieprzyzwoicie bogatemu Amerykanowi. Lub parze wystylizowanych gejów z Norwegii
I dachy, balustrady, okiennice, drzwi... W czerwieniach, turkusach, brązach lub niebieskościach, Co za kontrast!
Im dalej w głąb uliczek, im bardziej one pochyłe i sprawiające, że schodzimy w kierunku morza, tym bardziej luksusowo. Już nie ma bud z pareo i plastikowymi klapkami. W górze unosi się zapach ekskluzywnych perfum, na schodkach sączą drinki przyjezdni Grecy, perfekcyjnie ubrani, nonszalancko się zachowujący. Im bliżej morza tym więcej drink barów z wszechobecnym chilloutem.
To tu popijają najdroższą na świecie frappe najmodniejsi DJ w Europie. To tu kilka dni temu bawiła Shakira (okazało się, że jej jacht cumował kilka dni pod naszym hotelem, o czym przypadkiem dowiedzieliśmy się od hotelowego staffu!), to tu za kilka dni miał miksować rezydent z Ibizy - Roger Sanchez, to tu spędzał wakacje Abramowicz... Mykonos Town nie bez powodu nazywany jest 'grecką Ibizą'.
Im bliżej morza, tym w powietrzu czuć więcej chłodu. I za każdym razem (a odwiedzimy Chorę jeszcze 12 razy!) ten chłód będzie bardzo przenikliwy. Mam więc w zapasie za każdym razem, sweter lub bluzkę z długim rękawem. Najniższa część labiryntu schodzi ku morzu. Bar na barze, kafejka na kafejce i miejsca, gdzie walczy się o stolik, mimo że kawa kosztuje tu 8 Euro! Tak się bawi grecka elita. Elita, która ma ok.35 lat, jest wykształcona, świetnie sytuowana i spędza wakacje w tak snobistycznych miejscach. Bo Grecy są do swoich wysp niezwykle przywiązani. Do dobrego tonu należy spędzanie wakacji i wydawanie fortun w swoim kraju. Tak się napędza gospodarkę. Upadającą...
Caprice to jedno z najbardziej snobistycznych miejsc w Chorze. Należy do osławionej części 'małej Wenecji', miejsca, gdzie nie można nie być choć raz. Choćby dla samego bycia
Tę część miasteczka nieustannie zalewa przypływ, tam onegdaj tworzyła bohema, dziś to ruina na zgliszczach której działają najbardziej elitarne drink bary z muzyką na żywo. Caprice należy do ścisłej czołówki. Nie wierzę własnym oczom! Wchodzę od strony labiryntu uliczek.
Idę, jak przez czyjeś mieszkanie...
Zbliżam do wyjścia...
Jasność widzę, jasność
A kuku! A co jest z tej strony baru?
A z tej?
Niewiarygodne, prawda? Kiedy szaleje meltemi tak, jak dzisiaj, mało kto siedzi przy tych maleńkich stoliczkach od strony morza. Rano ich nie ma, bo fale sięgają kilku metrów!
Ale kiedy jest spokojnie i nie zanosi się na zmianę pogody, siedzi tu masa ludzi i czeka na zachód słońca. Trzyma w ręku latte za 10 Euro i robi sobie pamiątkowe fotki. W szpanerskiej 'małej Wenecji'...
Od wrażeń kręci mi się w głowie. Nie zdziwicie się chyba, jeśli Wam powiem, że jestem porażona, to miejsce mnie powaliło na kolana! Nigdy nie widziałam czegoś podobnego! Nigdy nigdzie żadne miasto, no, miasteczko, nie zrobiło na mnie tak kolosalnego wrażenia! Nie, nie ma mowy, przez cały nasz pobyt musimy kończyć dzień wizytą w Chorze! Pogubieniem się tu. To wiem na pewno.
Jak na 2. dzień pobytu - wystarczy. Nie trzeba mnie przekonywać. Zakochałam się w Chorze. Bezwzględnie! Patrzymy jeszcze na zachód słońca i wracamy. Boże, dlaczego nasz hotel nie leży w Chorze...