No to muszę Cię rozczarować... Aten nie będzie Z perspektywy odległej Mykonos wydawało mi się, że będziemy mieć masę czasu, zobaczymy może nawet Akropol, a już na pewno wypijemy kawę na słynnym placu... Nic z tego. Na miejscu okazało się, że doba jest za krótka. Ścigaliśmy się z czasem od momentu przypłynięcia do portu w Rafinie. Potem szybki nocny tour po knajpach w poszukiwaniu pomidorowej dla Nadii i zaśnięcie o 2 w nocy. Rano śniadanie, wyścig z czasem, gonitwa przez pół miasta z tobołami, by dotrzeć do metra, metrem 1,5 godzinna podróż na lotnisko i już. Tyle Ateny A ja miałam na nie taaaki apetyt. Nic to, innym razem. Tym bardziej, że mamy tam już swoją przystań
Epizod ateński przypomina mi trochę powrót z Pag-u. O ile jednak z Wiednia (tak, wiem, miałam napisać relację ) mamy masę pięknych zdjęć, o tyle z Aten... żadnego!