cd.
Jeszcze tylko rzut oka na okolicę i w drogę.
Widzicie? Poniżej nasz kościółek.
Teraz Ag. Sositis już na samym dole.
Nie możemy nie zajrzeć do surferów. Dziś ich już nie ma, ale są znajome psy
Trzeba się przywitać.
Nadia też przygotowana do odlotu
W drodze powrotnej udaje mi się zatrzymać w kadrze rogaciznę. To ewenement, bo nie dość, że jest ich na wyspie dość niewiele, to jeszcze chowają się w dolinkach. A tu, o!
Zjeżdżamy do Platis Gialos, ponoć najbardziej popularnej wśród rodzin z dziećmi, plaży. No tak, chyba dlatego nas tu nie było
Po raz kolejny rozkoszujemy się zachodzącym nad Chorą słońcem...
I po raz kolejny zanurzamy się w niej, żeby zabłądzić...
Kolację jemy w ogrodzie...
Tam, gdzie na szkle malowane...
Nie możemy sobie odmówić kawy, choć nigdy o tej porze w Polsce jej nie pijamy...
I nurkujemy głębiej w labiryncie... O, znowu, ślepa uliczka!
Coraz więcej turystów. Sezon lipcowy na dobre rozpoczęty. A my się za trzy dni żegnamy...
Skoro już tu trafiliśmy, nie mogę sobie odmówić wejścia.
Tak, to ten sam butik, do którego obiecałam sobie wrócić (wierzyłam, że jakoś do niego trafię). - Wina? - pyta urocza właścicielka. - Białe? Czerwone? - Białe. Yasas! (na zdrowie) Gawędzimy miło, Nadia przymierza, co się da
Żałuję, że nie kupiłam tych kolczyków, które ma na sobie. Kupiłam za to inne. Apaszkę też kupiłam. Teraz to nie wiem, czy nam starczy na zakupy na duty free
Jutro zabierają nam samochód. Ale nie odmówimy sobie spaceru po... ?
Pokażę Wam Chorę za dnia.