Dzień 8
Znowu mamy samochód. Hundai Getz czy jakoś tak. Równie marny co poprzedni
Nie domyka się klapa bagażnika, ale czy to istotne? Zwłaszcza na wąskich, pnących się w górę, wyboistych czasem drogach? Korzystając z okazji, że będziemy się nim poruszać jeszcze tylko trzy dni, planujemy z 'większą' głową. Czyli jedziemy tam, gdzie nam się spodobało a nie byliśmy z różnych względów. Agios Sostis. Zaraz za zatoką Panormos. Pamiętacie niebezpieczny klif na samych krańcu wyspy? Tuż przed nim leży w dole urocza plaża. Właśnie ta.
Stąd już bardzo niedaleko do najlepszej na wyspie pizzerii w zatoce surferów - Ftelii. Mamy więc dwie korzyści podczas jednej wycieczki
Zanim jednak zgłodniejemy, karmimy zmysły Ag. Sostis...
Zręcznie omijamy te kilkadziesiąt osób, które widać na szerokim łuku plaży i leżymy zupełnie sami.
I napawamy się tym, co na górze. A na górze przeuroczy monastyr (jutro oprowadzę Was po dziedzińcu).
Żeby wydostać się z plaży, należy pokonać strome podejście po kamieniach i... już!
Stąd dobrze widać, jak rozległy jest dziedziniec.
W dole za to kusi krystaliczna woda. I obrazki jak... z Zanzibaru może?
Udając się w kierunku Ftelii mijamy takie oto cuda...
Co to? Dom i pracownia lokalnego artysty. Odjazd, prawda?
Dojeżdżamy do znajomej Ftelii.
Nadia nawiązuje współpracę z Elizą, Mykonianką
Jest tak cudownie i leniwie, że kiedy dojeżdżamy do Chory jest już po zachodzie słońca...
Nie zgadniecie co teraz! No? Gdzie pójdziemy?
Oczywiście, że w miasto!
Czuję, że mam już obsesję na punkcie niektórych witryn
Jestem wzrokowcem, cóż począć
Pokazać Wam mój ulubiony butik?
Taadaam!
Już upatrzyłam sobie piekną apaszkę
Nie, jutro muszę tu wrócić. Jak nie zabłądzę, oczywiście...
Rety, jakie kolczyki! Boooskie!!! Niee no, muszę tu wrócić!
Kończymy już tradycyjnie kawą w jednej z uliczek. Nie, nie, to nie jest wnętrze jednego z miliona coffie barów. To uliczka na zewnątrz. I jak tu się nie zakochać w Cykladach? No sami powiedzcie...
Kalinichta