napisał(a) Dziadek Maciek » 13.05.2010 09:32
Praktycznie każdego roku wpadam na Bałtyk. Wiosną, jesienią, zimą, różnie bywa. Latem już od wielu lat, nie. Najczęściej jest to Karwia, długie spacery plażą, trochę okolicznymi lasami. Wczesną wiosną, jeśli tylko pogoda pozwoli, czyli mały plus, zaczynamy brodzić po wodzie bosymi nogami.
Knajpki w większości nieczynne, nawet w Jastarni trzeba się nachodzić i szukać możliwości zjedzenia czegoś gorącego. W Karwi wszystko nieczynne. W Helu na Helu nie ma z tym problemu.
Rybki kupowane prosto od rybaka, świeże lub wędzone (chociaż wędzę jak wiecie najczęściej sam). Knajpiarz w Dębkach szczęśliwy, że goście wpadli nie tylko na piwo, z radości podawał różne rodzaje przez siebie przyrządzanej ryby, gratis. Zapłaciliśmy tylko za to co zamówiliśmy na wstępie, reszta na jego koszt. Takie cudeńka, wybryki ludzkiej natury, bardzo nas zaszokowały, to coś z czym w Polsce nie spotkaliśmy się od wielu lat. Takie potraktowanie nas w knajpie, ostatni raz spotkało nas w Premanturze, w Cro.
Latem jednak Bałtykowi mówimy NIE.