napisał(a) ratownik_999 » 01.03.2014 20:29
Kolcok, szpilok, iglok - jak zwał tak zwał, najważniejsze, że to agresywna bestia;) Moja historia ze wspomnianym jeżowcem zaczęła się oczywiście podczas naszego pierwszego pobytu w Chorwacji. I oczywiście podczas mojego pierwszego kontaktu z wodą. Kiedy wyszliśmy na plażę i dotarło do nas gdzie my trafiliśmy i jak mogliśmy tyle czasu nie wiedzieć o tym cudzie natury. (tutaj żal do nauczycieli geografii, że nie uczyli mnie w szkole ważnych rzeczy, czyli tego gdzie jest Chorwacja i jak tam dojechać;)) A, prawdę mówiąc, między nami to chyba nie da się ochłonąć i "przyzwyczaić się" do tego, co tam jest. Wracając do kolcoka. Jak oczywiście założyliśmy te silikonowe trampki i ruszyliśmy zanurzyć się w tej cudownej wodzie (i nie chodzi mi tu o wodę z Lichenia) mój wzrok przykuło to "coś" kosmatego(wtedy mi się tak wydawało, że jest to miłe włochate "coś") oczywiście jak na Jasia przystało od razu chciałem to mieć i zobaczyć z każdej możliwej strony, a nawet zabrać do domu jak mnie polubi:) (i tu kolejny żal do nauczycieli biologii, że nie nauczyli, co to jest jeżowiec, a w sumie może uczyli, ale jakby się w szkołę kamieniami nie rzucało i na lekcje chodziło, to by głupi Jasio wiedział) Tym sposobem zaraz w pierwszych minutach pobytu na brzegu Jasio dowiedział się, że jeżowca nie bierze się do rączki. Obraziłem się na niego, nakrzyczałem i wrzuciłem głęboko w wodę. Dramat zaczął się chwilę potem, jak okazało się, że kawałek jego igły utknęła w moim palcu. Oczywiście jestem leworęczny, więc zrobiłem sobie krzywdę w lewą rękę. Jednak adrenalina i wrażenia związane z początkami pobytu pozwoliła szybko mi zapomnieć o bólu. Jednak wieczorem w domku nie było tak kolorowo. Wszystkie kawały o Jasiu stawiają go raczej w pozycji takiego głuptaska i wiecie coś w tym jest...Głupi Jasio dał się namówić, że jak wsadzi palca do gotującej się wody, to sobie wyleczy paluszka. Kocham moją żonę i wiem, że nigdy nie życzyłaby mi nic złego, dlatego jej zaufałem...w konsekwencji miałem poparzonego palca i wbity kolec jeżowca:) Pamiątkę przywiozłem oczywiście do domu, bo jak by inaczej. Teraz wspominam to bardzo wesoło i oczywiście mam już nauczkę:) Podczas kolejnych wyjazdów zabrałem się za bezpieczniejsze poszukiwanie ich pięknych muszli:) Pozdrawiam wszystkich serdecznie