Przed drzwiami apartmana czekają już inni mieszkańcy posesji.
Będą nas odwiedzać codziennie.
Okolica spokojna, z dala od nadwodnego zgiełku. Zależało mi przede wszystkim na pięknych widokach, o zobaczeniu Boki marzyłam chyba od dzieciństwa - odkąd trafili tu Dzika Mrówka i Jego Brat w którejś z książek Perepeczki.
Z tego balkonu widoki są takie, o jakie mi chodziło:
Otoczenie domu dość zachęcające:
Sam Prčanj - cóż, szału ni ma. Byłam jednak trochę pozytywnie zaskoczona, bo w rzeczywistości wyglądał dużo lepiej niż na wcześniej obejrzanych zdjęciach i filmach.
Miejscowość jest bardzo długa i dzieli się na kilka części według klucza znanego chyba tylko tubylcom.
Z Prčanj pochodzi wielu marynarzy, ale jak mówi nasza gospodyni Mira, kapitanów jest więcej z Perastu. Urząd dziedziczny?...
Tutaj jest sporo informacji o miejscowości:
http://www.kotor.com.pl/prcanjWspomniany w linku kościół Narodzenia NMP wydaje się jakby zbyt wielki na tak małą miejscowość:
Są tu i inne świątynie, niektóre opuszczone i zaniedbane:
Okolica ogromnego kościoła Narodzenia NMP to jakby centrum - jest tu poczta, piekarnia, jakieś sklepiki i knajpki - wszystko w bardzo umiarkowanych ilościach. Można też zobaczyć nawet coś w rodzaju kawałka nadmorskiego deptaka.
Trudno tu mówić o plażach w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Są raczej betonowe podesty i między nimi gdzieniegdzie trochę żwiru.
Szeroki kawał plaży, bardzo zatłoczony, jest przy Markov Rt, praktycznie już za tabliczką Donji Stoliv. O tam, gdzie ten pan dowozi taczką żwirek:
Jednak nie martwi nas to jakoś - nie przyjechaliśmy tutaj plażować, tylko zwiedzać. Byczyć się będziemy na Hvarze.