Jak mówiłam, po odwiedzeniu świętego Bazylego udajemy się jeszcze na górne balkony. Po drodze wstępujemy na chwilę do cerkwi Krzyża Świętego.
Przed wyjazdem nie wiadomo czemu wyobrażałam sobie, że w górnym Ostrogu będzie jakaś cerkiew normalnych, czytaj dużych, rozmiarów. Tymczasem tam wysoko jest tylko maleńka grota z ciałem świętego pełniąca rolę świątyni, i druga cerkiew wielkości niewielkiej kaplicy.
Z balkonu widzimy niebo zasnute ciemnymi chmurami. Coś się święci...
Naszą uwagę przyciągają liczne jakby różańce na skale.
Mamy szczęście. Gdy schodzimy na dół, grzmi już na całego, a na nas spadają pierwsze ciężkie krople deszczu.
Po chwili rozpętała się prawdziwa nawałnica. Przeczekamy ją w przyklasztornym sklepie, ale kolejka do świętego moknie...
Mniam, mniam...
Gdy burza wreszcie się skończyła, zeszliśmy na dolny parking. Pogoda, jakby nigdy nic, zrobiła się znowu piękna i słoneczna. Ot, góry...
Droga w stronę Nikšić bardzo ciekawa...