DZIEŃ 5
Jak zwykle po śniadaniu wyruszamy w trasę – tym razem mamy do pokonania… 2 km, ale w pionie – na tej wysokości znajduje się parking pod wulkanem Teide. Dojazd trawa ponad godzinę. Pokonując kolejne serpentyny wznosimy się ponad chmury, aż w końcu jesteśmy u podnóża wulkanu – prawie wszystkie samochody pojawiające się na tej drodze należą do wypożyczalni – mieszkańcy Teneryfy raczej nie mają żadnego celu aby tu na co dzień wyjeżdżać.
Dobrze, że przyjechaliśmy z rana - są wolne miejsca na parkingu.
Krajobraz pod wulkanem wygląda mniej więcej tak:
Jest nawet sporo prymitywnej roślinności.
Kupujemy w kasie bilety na wyjazd wagonikiem (25 euro od osoby za wyjazd i zjazd) i ustawiamy się w kolejce, która nie jest aż taka długa (20 minut czekania). Na biletach jest napisane, że bardzo mocno odradzają wyjazd osobom z chorobami serca i krążenia i że w razie problemów nie będą ponosić żadnej odpowiedzialności.
Wchodzimy do wagonika i jak sardynki w puszce wyjeżdżamy do góry - do wagonika wchodzi chyba z 30 osób. Dobrze, że szyberdach jest otwarty... jedziemy. Na słupach nieźle buja. Z 2000 metrów n.p.m. wyjeżdżamy w około 10 minut na 3500 metrów n.p.m.
Wychodzimy z wagonika, źle mi się oddycha - ogólnie lipnie się czuję, aklimatyzacja przebiega z 5-10 minut, jest lepiej...
Na szczyt wulkanu (3718 m n.p.m.) można wejść mając tylko specjalne pozwolenie - jest bezpieczny szlak na samą górę (wychodzi się około 40 minut podobno) - my niestety pozwolenia nie mamy (trzeba dziadostwo rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem na konkretną godzinę w konkretnym dniu i jeszcze odbierać to na drugim końcu wyspy). Oddalamy się od stacji kolejki idąc kamienistym "chodnikiem".
Gdzieniegdzie wiatr niesie zapach siarki. Niepotrzebnie braliśmy do plecaka swetry - na górze jest około 13 stopni, ale odczuwalnie jest więcej - słońce nieźle przygrzewa. Idziemy jakieś 15-20 minut, cały czas podziwiamy widoki:
...i pomysły innych ludzi:
i jeszcze raz kosmiczne widoki
Na bilecie jest napisane, że na górze można przebywać maksymalnie 1 godzinę po czym należy zjechać w dół - nikt tego tak sztywno nie przestrzega. My spędzamy na górze jakieś 1,5 godziny. Jak ktoś się wybiera na sam szczyt to na pewno przeznaczy jeszcze więcej czasu.
Gdy zjechaliśmy (około południa) parking był już zapełniony do ostatniego miejsca a kolejka bardzo się wydłużyła.
Nasz jedyny środek lokomocji:
Podjeżdżamy pod los roques - znowu duży przyjemny parking - to jest super zorganizowane na Teneryfie (zresztą nie tylko to) - pod prawie każdą atrakcją wyspy są zbudowane przestronne parkingi (najczęściej bezpłatne).
Można spróbować pseudowspinaczki w pobliżu tych skałek:
Mars?
Z wulkanu wracamy tą samą magiczną drogą, którą przyjechaliśmy:
No i jest creme de la creme jak dla mnie - opuszczona ciężarówka porzucona na poboczu, wokoło żywej duszy, staje na moment żeby porobić zdjęcia i pooglądać - ciekawa sprawa: