tony montana napisał(a):Ja się tu melduję, bo przeoczyłem!! Ale już teraz będę miał te relację w "swoich"
Fajnie, że wpadłeś
13.07.2015, poniedziałekTo nastał nasz pierwszy pełny dzień w nadmorskiej Toskanii. To co robić? Oczywiście udajemy się na wodę, ale nie nad basen, nad który mamy 20 sekund spaceru, ale nad morze oczywiście. MdB znajduje się jeszcze nad Morzem Liguryskim, choć informacje w necie chociażby na popularnej Wiki odnośnie granic Morza Liguryjskiego i sąsiedniego Tyrreńskiego są sprzeczne i mogą wprowadzać w błąd.
Włoska wersja wiki popiera, że MdB leży nad Morzem Liguryjskim – i przy tej wersji pozostaję
To po śniadanku, na pewno mocno wcześnie to nie było, raczej bym rzekła bliżej południa
udajemy się nad morze. Tym razem wybieramy plażę upatrzoną w domu, czyli via Platani do końca i ścieżką do morza. Z mapy wynika, że czeka nas 800 metrowy spacer. Luz. Przecież to nawet nie kilometr i nie mamy małego dziecka. Pakujemy to co konieczne na plaży, nie zapominając o parasolu – to ekwipunek syna, on go zawsze nosi, ja turystyczną torbo-lodówkę, a Pan M. resztę gadżetów.
To idziemy.
Spacer do lekkich nie należy i ten 800 metrowy odcinek pokonujemy z kilkoma postojami
W końcu docieramy na plażę. Miejscówkę mamy zdecydowanie lepszą niż wczoraj popołudniu (nasze zejście na plażę jest już ostatnim na południu), ale nie są to pustki jak w chorwackich zatoczkach, ale na pewno nie przypomina skupiska ciał. Po wejściu na plaże idziemy jeszcze w kierunku południowym i w miarę luzów zajmujemy miejscówkę. Mogłoby być lepiej, ale nie narzekamy. Z prawej tłoczniej, zwłaszcza tak ze sto metrów w kierunku północnym, dość tłoczno
…w lewo już zdecydowanie więcej miejsca, jutro trzeba będzie udać się dalej na południe…
Pan M. zajmuje strategiczne miejsce do odpoczynku, a my z synem lecimy do morza. Przy linii plaża- morze są kamyki, można po nich przejść, ale długie spacery już raczej niewskazane….
Wejście do morza to niewielki uskok (także z kamykami, ale już drobnymi), a potem w morzu już piaseczek. Ale, ale… dziś są mega, mega fale, które potrafią unieść do góry nawet o metr nad dnem. Mamy niezłą zabawę walcząc z nimi
Chwilę martwię się o syna, ale widać 5 lat wfu na basenie nie poszło na marne i świetnie daje sobie radę, zero stresu jak fala przykryje czy pociągnie, spokojnie płynie wraz z nią lub w poprzek po jej grzbiecie. Po każdej mega dużej fali patrzę, czy wypływa, jest, więc czekamy na kolejną
Kilkulatek nieumiejący pływać nie ma dziś w morzu szans, musiałby być stale pilnowany i trzymamy przez jakiegoś opiekuna. Fale rozbijające się o brzeg też są bardzo sile, siedząc przy samym brzegu to także walka z falami.... Ciekawe czy tu tak jest codziennie
A samo morze?
Jak widzicie, lazury to to nie są, ale do bałtyckiego koloru też mu trochę brakuje. Morze ma temperaturę 26,2 stopni, a powietrze 32, więc różnica nie duża. Trzeba zaznaczyć, że dziś nie ma czystego słońca na niebie, jest one zamglone, ale po skórze czuć, że grzeje. Ale przydałoby się czyste niebo….
A piasek? Jak już pisałam inny, nie idealny, ale nie najgorszy. Obawiałam się, że będzie zaśmiecony, bo sporo było opinii, że poza plażami miejskimi i płatnymi, plaże potrafią być brudne, ale śmieci nie striwierdzam. Wiadomo zawsze coś się trafi, ale są to pojedyncze przypadki i to ewidentnie niechlujstwo plazowiczów. Najbardziej brudny piasek stwierdziłam najbliżej wejścia na plażę, czyli w miejscu dla leni.
Piasek z dala od morza jest bardzo gorący, wręcz parzy, więc bieganie za piłką ponad plażowiczami bez butów nie wchodzi w rachubę.
Po pewnym czasie leżakowania, decyduję się na spacer w kierunku południowym.
Z każdym metrem na plaży coraz mniej osób
Wg informacji w necie, jakiś kilometr na południe od naszego wejście na plażę znajduje się plaża dla nietekstylnych, więc jak ktoś ma ochotę na dokładną opaleniznę lub opalanie się toples to jest we właściwej części plaży.
Po drodze trafiamy na takie cuś:
Okazuje się, że jest tu ujście niewielkiej rzeczki, ale oczywiście w sezonie letnim prawie jej nie ma, a na plaży woda pozostała tylko we wgłębieniach i jest to wymieszana woda słodka ze słoną. Piasek dookoła tego zbiorniku jest dość twardą skorupą zaschniętej soli.
Wracamy na nasz „kocyk”. Spędzamy na plaży kilka godzin i wracamy na camp. Oczywiście jakiś obiadek i krótki odpoczynek w schłodzonym domku
(korki dalej wyskakują, więc wychodząc na plażę uruchamiamy bojler, a wracają wyłączamy, a włączamy Klimę i problemu z korkami nie mamy, no chyba, ze ktoś się zapomni) i trzeba gdzieś jechać
Zgadniecie, gdzie się udamy