Il Gineprino, czyli gdzie trafiliśmyZgodnie z kartą meldunkową, którą otrzymałam po wpłaceniu zaliczki (150 euro) zameldować można się od godz. 16. Przecież nie będziemy czekać aż do 16
Trzeba jeszcze dziś iść na plażę
Idę obadać sprawę.
W recepcji urzęduje Pani, a do niej kolejka osób do zameldowania się. Wracam po dokumenty i Pana M. Jako że Włochy szanują swój język, to nie wiadomo czy będą mówić po angielsku, a Pan M. jakieś podstawy włoskiego ma. Przed nami tylko 3 osoby, więc ile ten meldunek może trwać, max 10 min. Zapominałam tylko o tym, że Włosi lubią sobie pogadać
I tak meldunek idzie dość szybko, ale pogadanki zdecydowanie dłużej. Każda osoba dostaje mapkę campu i Pani wskazuje co i jak. Podsłuchujemy i co nie co się domyślamy. W końcu po 30 min. nasza kolej.
- Hello, we have a reservation on Bilo’s studio. This my confirmation.
- mmhhhhWidać, że nie-Włochów jest tu mało, wręcz bardzo mało. Pani wzdycha, że my nie-Włosi i załatwia nas w mega krótkim czasie
Dopłacamy brakującą kasę (530-150 zaliczki+0,5*7*2
(taxa klimatyczna)), daję 100 euro na depozyt, otrzymuję pisemne potwierdzenie i kluczyk. Nie, jedzenia nie wykupujemy (jest taka opcja za), pościeli też nie chcemy. Pytam się o parking, ale już się nie wysilam, tylko mówię
parking, car. Wystarczy.
Pani daje ksero mapki, zaznacza trasę wjazdu, mówi
pink bridge, dobrze, że go już widzieliśmy, bo bym się zastanawiała, czy dobrze zrozumiałam
i….
ciao.
Wracamy do auta, syn zaczął ogarniać środek. Ale najpierw idziemy zobaczyć nasz domek Bilo. Jest z drugiej stron recepcji, za basenem, za campingową restauracją, minisklepikiem.
Nasze studio jest drugie z kolei. Wszystko ok. Uruchamiam klimę i wracamy do auta. Wnosimy od razu bagaże, auto dalej stoi na drodze i trzeba odprowadzić, go na parking. Przejeżdżamy przez różowy mostek
i w lewo. Jest szlaban. Sam się nie otwiera, nie ma nikogo z obsługi, nie ma guziczka. Jak wjechać? Ktoś już zaparkował i pokazuje nam, że trzeba podejść do słupka i kluczykiem sobie otworzyć. Podróże kształcą
Dobrze, że mamy takiego prywatnego pilota, to będzie latał do tego słupka
Wjeżdżamy i parkujemy pod drzewkami w cieniu.
Widać, że są mrówki, a auta się kleją, więc przykrywamy choć szybę srebrną matą -
tak mi się wydaje, ze to wtedy było. Wracamy do Bilo i można zacząć wakacje.
kataryniarz napisał(a):Jak się sprawdziło nocowanie na włoskim kempingu?
To dla Ciebie opis campu.
Boczną uliczką via Platani
dojeżdżamy do campu, który składa się z części głównej - po prawej stronie drogi (recepcja, bungalowy, studia, basen, pralnia, restauracja, animacje mini sklepik) i drugiej część po lewej stronie drogi za różowym mostkiem: parking, boisko, plac zabaw, budynek z apartamentami, mobil home (niektóre puste, inne już zajęte przez Włochów z full wyposażeniem, rowery, plazmy 40’’, mikrofalówki, ekspresy do kamy, czyli dom wciśnięty w 30 metrów kwadratowych z przedsionkiem i miniogródkiem), budynki toalet – bardzo czyste, i na końcu pole namiotowe (mało drzew). Odwiedziliśmy tą część ze 2 razy, aby zobaczyć te słynne włoskie wakacje na campingu.
W budynku recepcji
można wykupić dostęp do wifi – płatne 3 euro za godzinę
i działa tylko w pobliżu recepcji
. Obok basen z tablicą informacyjną jakie rozrywki ,o której godzinie. Basen jest otwarty od 10-13 i 15-19. Co ciekawe z basenu można korzystać tylko w czepkach kąpielowych
(widziałam to na www i na zdjęciach, ale było to dla mnie tak śmieszne, że aż nie uwierzyłam, ale na wszelki wypadek czepki wzięłam).
Do naszej strefy prowadzi chodniczek z furtką.
Każde studio ma coś jak tarasik ze stolikiem i krzesłami i dużą suszarką.
Szklanymi drzwiami wchodzimy do kuchni (my mamy domek 4+2, są mniejsze i tańsze, ale w tych mniejszych nie ma klimy, a na niej nam zależało). Tu w pełni wyposażona kuchnia z meblami w zabudowie, kolejny stół i wersalka z ikei. Dalej jest część sypialniana. Duże łóżko i łóżko piętrowe. Kuchnia i sypialnia jest jakby jednym dużym pomieszczeniem rozdzielonym ścianką i szafami aż pod sufit. Tak dużo miejsca na rzeczy jeszcze nigdy nie miałam (duża część nawet nie została wykorzystana). Z pokoju jest wejście do mikrołazienki (w jednej linii prysznic, toaleta i umywalka. Jedna osoba to już tłum). Łazienka czysta tylko malutka i brak oczywiście haczyków na ręczniki i miejsca na kosmetyki.
Z drugiej strony recepcji są domki, różnego rodzaju, wielkości, a tym samym różnie wyglądają.
Fajna sprawa jak się ma małe dzieci, bo mogą na rowerkach śmigać między domkami, czy bawić się na dróżkach – nie jeżdżą tu samochody (parking ten za mostkiem), jedynie wózek (typu golfowego), którym przemieszcza się obsługa. Przejście od płotu do płotu to zaledwie kilka minut.
Jak ktoś ma dodatkowe pytania, to śmiało.
To prysznic, klima i ...bezpieczniki nam wyrzuca. Wołamy obsługę. Gada, gada i gada, nic nie rozumiemy, w końcu na migi pokazuje nam jak się włącza bezpieczniki. I po paru minutach znowu. Obczajamy sprawę i dochodzimy do wniosku, że klima nie może być włączona jednocześnie z bojlerem. Przeżyjemy.
Zaczynamy szybkie rozpakowywanie i ścielenie łóżek (wzięliśmy opcję - własna pościel, można dopłacić przy rezerwacji, koszt 8 euro za 1 komplet
).
Szybka pasta i można iść na pierwsze spotkanie z morzem – nie ma co tracić czasu jak będziemy tylko 7 dni.