19.07.2015, niedziela , w kierunku północy c.d.W drodze na północ jest jeszcze jedno miejsce, które mocno mnie zainteresowało – średniowieczny Manhattan
Od kiedy zobaczyłam panoramę z wieżami, wiedziałam, że tam muszę się udać
Jazda z MdB na jedno popołudnie była trochę bezsensowna, ale jako pit stop w trasie, już jak najbardziej właściwa
I tak po godz. 20 wjeżdżamy do miasteczka. Parking Pan M. już wypatrzył w domu, tylko okazał się płatny. 1 eur/h między 20-8, w pozostałych godz. po 1,5 eur.
Parkujemy dokładnie tu i ruszamy do miasteczka. Na początek krótka wspinaczka pod górkę i już jesteśmy pod murami miasta. Można zaparkować zdecydowanie
bliżej, oczywiście więcej zostawiając eurasków w maszynie
Przez bramę Porta San Giovanni wchodzimy w średniowieczne miasteczko.
Nazwa San Gimignano upamiętnia biskupa Modeny, Geminianusa, żyjącego w IV w. n.r. i uznanego później świętym. Okolica była zamieszkiwana już w starożytności, lecz czasy prosperity nastały dopiero w XII stuleciu. Istniejąca tu wówczas osada przekształciła się w samodzielną komunę miejską, jedną z najważniejszych w Toskanii. W następnym stuleciu San Gimignano liczyło już 20 tys. mieszkańców. Włoskim zwyczajem, w mieście osiedliło się sporo rycerskich rodów, które, pozostawały w stanie permanentnej wojny z mieszczanami, jak i ze sobą nawzajem. Spory te były podsycane przez trwający właśnie konflikt papieża z cesarzem. Sprzyjający cesarzowi ród z pomocą sąsiedniej Sieny wypędził z miasta konkurentów, którzy uciekli do Florencji. Ród Ardinghellich z Florencji przeprowadził skuteczny atak i w połowie XIV wieku odzyskali władzę. Zwycięstwo miało swoją cenę – San Gimignano zostało poddane zwierzchnikowi Florencji, co zadecydowało o jego degradacji, przypieczętowanej kilkoma epidemiami. Przekształcenie się dużego ośrodka w prowincjonalną mieścinę miało jednak i pozytywne skutki: San Gimignano uniknęło poważniejszych przekształceń i świetnie zachowało nieco średniowieczny charakter.
W miasteczku jest kilka zabytków, ale najważniejsza są w nim charakterystyczne wieże, które nadają mu wyjątkowy charakter.
Wizerunek San Gimignano jest dziś zdominowany przez 14 strzelistych wież. Pierwotnie było ich tu 72. Podczas gwałtownych starć barykadowały się w nich całe rody. Jeszcze ważniejszą rolę odgrywał prestiż. Budowle musiały być jak najwyższe – w ten sposób ich właściciele manifestowali swoją władzę. Niestety, czasami ta chęć podkreślenia prestiżu stawała się zgubna: wiele przesadnie wysokich wież groziło zawaleniem. W końcu wspólnota wydała zarządzenie, zgodnie z którym żadna konstrukcja nie mogła przewyższać wieży ratusza. Symboliczny charakter budynków uwidaczniał się szczególnie mocno w obliczu niecodziennego zwyczaju: wieże pokonanego rodu często skracano – swoisty symbol upokorzenia. (…) Wieże w San Gimignano przetrwały, ponieważ Medyceusze (ci z Florencji) bardzo wcześnie wprowadzili pewien rodzaj ochrony zabytków.W bocznych uliczkach jest spokojnie i nie widać tłumu turystów, polecam zejść z głównego szlaku między bramami i z dala od placów…
Na głównym placu z cysterną (studnią) ludzi już zdecydowanie więcej
Przy kolejnym placu znajduje się kościół
do którego prowadzą schody, służące turystom na ławki. I my zasiadamy, aby popatrzeć na wieże i coś zjeść na kolację (oczywiście pizzę)
Podziwiając wieżę, kręcąc się po uliczkach, zaglądając do sklepików z winem i makaronem nie zauważamy jak robi się całkowicie ciemno. Wracamy na główny plac Piazza della Cisterna
…i udajemy się do polecanej na forum lodziarni
Kolejka spora, zgiełk, nie wiadomo kto zamawia, kto ogląda, ale WARTO. Lody są przepyszne. Nie pamiętam jakie wybrała, ale były super. Smakujemy gelato, klimat miasteczka jest super, ale musimy się ruszyć. Noc już na całego. Opuszczamy średniowieczne miasteczko tą samą bramą
…a ciepłe powietrze zachęca do spaceru.
Po kilku minutach jesteśmy w aucie. Płacimy w automacie za 2 godziny i ruszamy. Musimy jeszcze znaleźć jakieś fajne miejsce na dzisiejszą noc, bo dziś nocujemy „gdzieś” w naszej sypialni na kółkach. Niestety nie udaje nam się znaleźć idealnej miejscówki i zadowalamy się jakimś placykiem w pobliskim miasteczku. Już rano okazuje się, że chyba nocowaliśmy w Colle di Val d’Elsa.