Długa droga do celu – cz.110.07.2015, sobotaBudzik dzwoni o 8 rano. Jemy spokojne śniadanie. Nie spieszymy się, ale i nie ociągamy. Nie jesteśmy niczym ograniczeni, bo jedziemy sami, więc jakaś godzina zbiórki nas nie trzyma, a na campie mamy być jutro po godz. 15. Tylko syn nas nie wspomaga w ostatnich przygotowaniach
piekara114 napisał(a):U mnie 0DDW
(…)a tak dzisiaj Huston, mamy problem z trzecim członkiem załogi... czekamy aż Młody zwlecze się z łóżka...
Więc pewnie przed 10 start i pierwszy główny postój w Padwie....
W takiej sytuacji
I udaje się zgodnie z planem (czyli obsuwa o 15 min. to zgodnie z planem)
…foczka zapakowana idealnie….
…kropelka siedzi na klapie, to ruszamy.
Droga dobrze nam znana, kierunek też: Żywiec, Zwardoń, Bratysława, Wiedeń, Graz i tu zmiana, nie Maribor, ale Klagenfurt
To jedziemy.
Żywiec i za rondem zatrzymujemy się w pewnej restauracji z żółtą dużą literkę M. Jemy drugie śniadanie z deserem i po 30 minutach ruszamy dalej. Most w Milówce stoi jak stał…
…już Zwardoń…
…i o 12:03 wjeżdżamy do Słowacji
W budce za granicą kupujemy winietkę i to co zawsze: czekoladę Studentska i Kinder Joy. Słowacja zaskakuje nas postępem w budowie autostrady….
…może już za rok pojedziemy od samego Zwardonia dwupasmówką?
Jedziemy dalej. Robimy postój na rozprostowanie nóg, syn nie chce wysiadać z auta, bo gorącooo, bo się dobrze gra, ale go wyrzucamy na siłę
Ma się trochę poruszać
A parking mamy z taaakim widokiem
i w sumie dlatego się zatrzymaliśmy
Stoimy kilka minut i jedziemy dalej. Po kolejnej godzinie jazdy tankujemy foczkę, komputer pokazuje spalanie na poziomie 4,4 l (czyli w rzeczywistości 4,9l), a jedziemy stale na klimie. Zbliżamy się do Bratysławy i rzucam:
- Może wjedziemy?
- Wiedziałem, że czegoś po drodze chcesz, bo tak wczas chciałaś wyjechać….
- Naprawdę, nic nie planowałam, tak mi teraz przyszło do głowy…
- No, już to widzę, na pewno planowałaś tu wjechać….
- No naprawdę nie. Nawet przewodnika po Bratysławie nie mam!! (na prawdę nie planowałam!)
Nie ma czasu na sprawdzenie navi ani na zastanawianie się i zjeżdżamy z autostrady. Ale okazuje się, że to nie ten główny zjazd na centrum na most z ufo, zjechaliśmy wcześniej. To jedziemy obrzeżami centrum, powoli, bo pilnujemy znaków, kierunkowskazów i zmiany organizacji ruchu, bo sporo uliczek jest w remoncie.
Po kilku minutach widzimy przed sobą ufo, ale my jesteśmy już po dobrej stronie Dunaju, więc mijamy szybko Katedrę Św. Marcina
Parkujemy auto na naszym
ubiegłorocznym parkingu i przejściem podziemnym przechodzimy na właściwą stronę. Stół do góry nogami – czyli bratysławski zamek odwiedziliśmy rok temu, więc teraz wystarcza nam widok z daleka…
… który towarzyszy nam stale w spacerku.
Kręcimy się uliczkami….
…i jesteśmy na Rynku
Stąd kierujemy się w jedynym słusznym kierunku, czyli na południe. Ale wcześniej zatrzymujemy się na pizzę, małe co nie co w drodze jest wskazane. I po króciutkim spacerku w ogromnym upale docieramy do Dunaju
Ten Dunaj modry nie jest, rzeka taka nie miejska, nieuregulowana, ale w pełni zagospodarowana. Statki pasażerskie, towarowe barki, na drugim brzegu plaża, a i jako basen świetnie służy.
Idziemy nadbrzeżem, bo chcę dotrzeć do konkretnego miejsca, którego nie udało się rok temu odwiedzić…
…ale nie mam ani mapy ani przewodnika, bo przecież Bratysława N I E B Y Ł A P L AN O W A N A.
Na szczęście widzę dziewczyny sprzedające oferty na stateczki i zwiedzanie autobusem i dają mi swoją mapkę i zaznaczają, gdzie mój cel i jak tam trafić. Podążamy na azymut, przez rozkopane ulice i plac i trafiamy do celu:
… czyli kościoła św. Elżbiety, czyli Błękitny Kościółek
przy uliczce Bezrucovej, wzdłuż której ciągnie sę szpaler drzew i stylowych kamienic z początku XX w., stoi najbardziej niezwykła budowla sakralna w Bratysławie. Niebieski bajkowy kościół o nietypowej eliptycznej wieży został wzniesiona w latach 1907-1913 wg projektu Odona Lechnera, mistrza budapesztańskiej secesji. To już druga świątynia w mieści, której patronką jest węgierska święta księżniczka z rodu Arpadów, urodzona na bratysławskim zamku (jej mozaikowa podobizna widnieje nad głównym portalem). Podobno cesarz Granciszek Józef ufundował kościół dla uczczenia pamięci swej małżonki Sissi, zamordowanej w Alpach Szwajcarskich. Charakterystycznymi elementami elewacji i wystroju wnętrza są urozmaicone formy ceramiczne wykonane w manufakturze Zsolnaya w Peczu. Niestety kościółek jest niedostępny do zwiedzania, można tylko wejść do przedsionka. Ale wrażenie wszechogarniającego błękitu jest nie do opisania……
Ale na tle błękitnego nieba wrażenie jest jeszcze spotęgowane. Trafiliśmy na idealne tło
Wracamy w kierunku auta, mijamy budynek Teatru Narodowego
…i po godzinie jesteśmy na parkingu. Płacimy za parking 4 euro. Spacer zajął nam 1.20. Ruszamy, przejeżdżamy przez most ufo
…i po 6 minutach o 16:36 wjeżdżamy do Austrii. Kupujemy winiety i możemy śmigać przez kolejny kraj w drodze do kraju z cywilizowanymi drogami.