4 sierpnia (poniedziałek): To tu, to tam w Zagrzebiu
Dzisiejsza pobudka jest bardzo dziwna. Otwieram oczy i zastanawiam się, dlaczego nie jestem w namiocie Ale po chwili już sobie przypominam, że tę noc spędziliśmy w bardziej komfortowych warunkach - wygodne łóżko, pokój z łazienką Nic dziwnego, że spaliśmy prawie do 10:00. Ale kiedyś trzeba odpocząć po męczących wakacjach
Jedyne co nas goni, to chęć usłyszenia wystrzału z armaty z wieży Lotrščak, który codziennie ma miejsce dokładnie w południe. Okazuje się jednak, że śniadanie jedzone nie na trawie koło namiotu, a na balkonie z widokiem na zielone zagrzebskie ogrody, też ma swój urok Celebrujemy więc każdą chwilę i oczywiście spóźniamy się na wystrzał... Dosłownie o kilka minut Kiedy wybija 12:00 wysiadamy z tramwaju na Ilicy. Słyszymy tylko odległy "pierd" No trudno, następnym razem
Tak wygląda Ilica - główna ulica Zagrzebia, w południe, w sierpniowy poniedziałek:
Parę minut po 12:00. Uspinjača (kolejka zębata - już nią jechaliśmy w maju) i wieża Lotrščak:
Widać ludzi na balkoniku, którzy na pewno weszli tam specjalnie po to, żeby posłuchać wystrzału armaty z bliska Z takiej odległości to można ogłuchnąć...
A tu widać, że mój mąż mnie wcale nie słucha Jest dowód w postaci zdjęcia Mówię właśnie, że podobno w lodziarni Vincek są najlepsze lody w Zagrzebiu i koniecznie musimy tu wstąpić (co widać po ruchu mojej ręki ):
A mój małżonek gdzieś tam w tyle został i foci, zamiast słuchać
Lody oczywiście kupujemy i pałaszujemy na Cvjetnim Trgu:
Niby takie najlepsze w Zagrzebiu, ale moim zdaniem te na wybrzeżu dużo lepsze
Teraz pora na Dolac - miejscowy targ. W maju nie byliśmy tu w dzień targowy, bo akurat wypadło święto.
Chyba trochę się spóźniliśmy Na targ chodzi się rano, a nie po południu. Teraz nie wszystkie stoiska są pełne. Ale przynajmniej zobaczyliśmy słynne zagrzebskie czerwone parasole:
Zaglądamy też do ribarnicy. Na zakupy rybne to już zdecydowanie za późno:
Ostało się tylko kilka rybek:
Wyglądają fajnie, ale w pensjonacie nie mamy ich gdzie przyrządzić. Zresztą jesteśmy dzisiaj zaproszeni na obiad do naszych znajomych
Idziemy jeszcze do hali targowej, która znajduje się pod placem, ale wzrok tej pani skutecznie nas odstrasza :
Tuż obok Dolca jest szczególne miejsce przeznaczone do... całowania się :
Czy to znaczy, że gdzie indziej nie wolno?
Wpadamy do naszej ulubionej knajpki na kufelek z pianką :
A później, mijając bana Jelačića:
i jego plac:
zmierzamy w stronę parku Zrinjevac:
Następnie kręcimy się w okolicach Umjetničkiego Paviljonu:
To jeden z moich ulubionych zagrzebskich budynków. Pokazywałam go już tutaj, w majowej relacji z Cro-stolicy.
Idziemy w stronę dworca głównego:
Pozytywnie zaskakują mnie toalety na dworcu - są naprawdę czyste, co może dziwić, gdy się je porówna z polskimi dworcami, chociaż z ubikacjami na Dworcu Głównym w Warszawie porównania nie mam
Na jednym ze straganów przed dworcem kupujemy książki. Pratchett po chorwacku? To może być ciekawe To dla mojego męża, on się lubi tak męczyć Ja jeszcze do tego poziomu nie doszłam, ale może wkrótce...
Tutaj książki są naprawdę tanie. Udaje się nam upolować nawet takie za 20 kun (oczywiście nowe!). Podczas gdy w zagrzebskich księgarniach ceny dobrej beletrystyki zaczynają się od 100 kun... No cóż, książki w Chorwacji są po prostu drogie.
Jeszcze trochę spacerujemy i focimy - m.in. ładny budynek kolei:
Chorwaci mają chyba słabość do żółtego koloru w architekturze
A tu zdjęcie, na którym udało się uchwycić kulę Lotrščak, wieżę kościoła św. Marka i maszt na szczycie Sljeme:
Na razie wystarczy tego łażenia Jedziemy na obiad do naszych znajomych A później razem z nimi wybierzemy się... nad zagrzebski Jadran
Ale o tym - w następnym (i chyba ostatnim) odcinku...