Aldona, obawiam się, że tym odcinkiem Cię rozczaruję... Ale pamiętaj, że to tylko moje odczucia
3 sierpnia (niedziela): Spacer po SkradinieOd dawna chciałam zajrzeć do Skradinu. Coś mnie tam ciągnęło i byłam przekonana, że jest tam bardzo urokliwie. Pora skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością.
Najpierw musimy się zmierzyć z problemem, jakim są parkingi. Nie mam nic przeciwko płatnym parkingom (nawet czulibyśmy się bezpieczniej, zostawiając w takim miejscu załadowany samochód), ale w Skradinie opłaty pobierane są za cały dzień. To miejscowość, którą turyści odwiedzają głównie po to, żeby wsiąść tu na statek i popłynąć do Parku Narodowego Krka.
Krkę zaliczyliśmy 8 lat temu (z tym, że nie stateczkiem, nie byliśmy w Skradinie) i na razie wystarczy.
Od razu widać, że całe miasteczko żyje z pobliskiego Parku Narodowego... Wszędzie oferty rejsów lub parkingów gratis w przypadku wykupienia wycieczki statkiem. A my chcemy stanąć tu tylko na godzinę i pospacerować...
Jeździmy w kółko i szukamy jakiegoś "normalnego" parkingu, na którym można zapłacić za godzinę, a nie za cały dzień. Mój mąż ma już dosyć i kręci głową, mówiąc: "Coś Ty znowu wymyśliła... "

Ja też już zgrzytam zębami, widząc okropny ruch, podjeżdżające autobusy i tłumy turystów... Przecież to miało być małe, urokliwe miasteczko

Pewnie kiedyś takie było...
Już mamy wyjeżdżać z miejscowości, kiedy znajdujemy legalne (i bezpłatne) miejsce do zaparkowania w którejś z uliczek. No dobrze, niech będzie, damy Skradinowi szansę. Może jednak nas zauroczy...
Powodem zatrzymania się tutaj jest też, oprócz chęci zwiedzania, potrzeba zjedzenia jakiegoś obiadu. Na parkingach przy autostradzie jest to możliwe dopiero za Sv. Rokiem (wcześniej są chyba tylko kawiarnie), a my już jesteśmy głodni. Fajnie byłoby po prostu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu

I jeszcze nie "stracić" przy tym zbyt wiele czasu

Może wymagam za dużo?

Spacer po Skradinie zaczniemy od zobaczenia kościoła św.Spyridiona z XIX wieku:
Ta budowla podoba nam się

Dalej wąską uliczką:
zmierzamy w stronę placu:
przy którym stoi kościół Narodzenia NMP:
Niedaleko jest też fajna zabytkowa dzwonnica:
To miejsca, które nam się w Skradinie podobały

Nie spotkaliśmy tu zbyt wielu turystów, było urokliwie, chociaż do starówki Korčuli czy choćby do miasta Lastovo Skradin się nie umywa

Tak to jest, jak się zwiedza jakąś miejscowość po zobaczeniu perełki, jaką jest miasto Marca Polo
Teraz będzie trochę gorzej

Wychodzimy na mały placyk z dziwaczną fontanną:
a stamtąd na coś w rodzaju promenady:
Tu jest już gwarno, tłoczno (mimo że na zdjęciach tego nie widać). Mnóstwo straganów z pamiątkami:
I wszędzie słychać przed wszystkim język polski. Spotkaliśmy nawet dwie grupy polskich "kolonistów"
Ale usiąść w takiej knajpce byłoby miło:
Chociaż nie jest ona nad Jadranem, a nad rzeką Krka
Przyglądamy się jeszcze jachtom, motorówkom oraz wycieczkom wypływającym lub wracającym z Parku:
oraz mostowi autostradowemu, na którym byliśmy jeszcze przed chwilą:
Ten krótki spacer niestety rozwiał moje nadzieje.... Sądziłam, że Skradin jest dużo mniejszy, bardziej kameralny, a okazało się, że to prężnie rozwijający się kurort turystyczny. Spodziewałam się też kamiennej zabudowy w stylu dalmatyńskim, a tymczasem jest tu trochę po włosku

, co nie znaczy, że źle, ale ja zdecydowanie wolę klimat dalmatyńskich miasteczek z kamiennymi domami i wyślizganymi uliczkami

To prawda, że nie byliśmy na twierdzy, ale nie chcieliśmy robić aż tak długiej przerwy w podróży. Chociaż wspięcie się na jej mury i tak nie zmieniłoby mojego zdania na temat tej miejscowości. Wspinaczkę na twierdzę można zacząć tutaj:
To zresztą chyba najbardziej urokliwy, moim zdaniem, zakątek w Skradinie.
Na koniec wizyty w Skradinie postanawiamy wreszcie coś zjeść

Zasiadamy w pizzerii w wąskiej uliczce:
i zajadamy całkiem smaczną pizzę.
Tak kończy się nasz spacer po miasteczku, które niestety nas nie zachwyciło. Tak to bywa, jeżeli ma się zbyt wygórowane oczekiwania...