Jako, że w tym roku po raz pierwszy w życiu
spacerowałam po naszych pięknych Tatrach,
odkopałam z czeluści forum ten wątek Roberta. Takie cudowne wędrówki, szkoda tylko, że większość zdjęć
zżarło. Mam taką nieśmiałą prośbę, czy może będzie Wam się chciało te zdjęcia uzupełnić? Oczywiście w miarę ochoty i możliwości
W planie oczywiście kolejne wędrówki, więc z chęcią zobaczyłabym Wasze zdjęcia.
Póki co, wrzucam małą opowieść o moim debiucie na tatrzańskich szlakach
Pomysł wyjazdu w Tatry kiełkował się w mojej głowie już ze 3 lata, ale ciągle coś... i tak zleciało. W tym roku już stanowczo zakomunikowałam mężowi, że zostawiamy dzieciaki na weekend z dziadkami, a my jedziemy sami, bo z dzieciakami to jedynie jakieś krótsze traski wchodziłyby w grę. Zrobiliśmy 26km jednego dnia, więc dla dzieciaków zdecydowanie byłoby za dużo. Mieli dołączyć do nas znajomi, ale terminy nam się nie zgrały i oni byli 2 weekendy wcześniej. Zazdroszczę tym, którzy mieszkają bliżej Tatr, że mogą w każdej chwili zrobić sobie wypad na szlak. U nas to jest całe przedsięwzięcie logistyczne, więc i tak się cieszę, że się udało.
W piątek wyjechaliśmy z domu ku południu, niestety korki nas nieźle przytrzymały i dopiero o 21.40 meldujemy się w Małym Cichym, gdzie 3 godziny wcześniej zarezerwowaliśmy telefonicznie nocleg. Numer mieliśmy od kolegi, który pod koniec sierpnia razem z kolegą wybrał się rowerem do Małego Cichego, z Kielc. Jechali 2 dni, 3-go dnia wleźli na Rysy
Tutaj jest ich krótki film o tej wyprawie.
Ok, szybkie rozpakowanie, płacenie (35zł za osobę za noc
- cena super i warunki jak dla dwójki bardzo dobre) i lecimy coś zjeść do jedynej otwartej o tej porze w tej miejscowości restauracjo-pizzeri. Średnio dobre jedzenie, ale nie będziemy wybrzydzać. Dobrze, że w ogóle udało nam się coś zjeść. Wznosimy mały toast piwkiem, że udało nam się dzieciaki sprzedać i od razu poczuliśmy się dziwnie... Jak to w restauracji jesteśmy bez dzieci??? Jak to nie słyszymy "mamo, a mogę to...", "tato, siku...", "kiedy będzie to jedzenie..." Cisza, spokój i tak właśnie zaczyna się nasz weekend
Nie pomyślcie, że my jacyś wyrodni rodzice, ale już dawno nie mieliśmy chwili tylko dla siebie...
Wybaczcie za długi wstęp, ale nie potrafię inaczej. Muszę Wam wszystko wyjaśnić co i jak...
19.09.20 Łysa Polana --> Wodogrzmoty Mickiewicza --> Dolina Pięciu Stawów Polskich --> Szpiglasowa Przełęcz --> Morskie Oko --> Łysa Polana. Rano budzimy się o 7. Planowo miało być o 6, ale stwierdziliśmy, że godzinka w tą czy w tą nie zrobi różnicy, więc dopiero o 7 zaczynamy pakowanie klamotów na wyjście. O 8 meldujemy się już na parkingu na Łysej Polanie, a w zasadzie, to już po słowackiej stronie za mostkiem. W tym roku, żeby zarezerwować bilet na Palenicy Białczańskiej lub Łysej Polanie, trzeba było to robić z wyprzedzeniem. W środę już biletów nie było, jak chciałam zarezerwować przez internet.
Mamy szczęście, bo jesteśmy ostatnim samochodem, który wpuszczają na parking. Za nami niestety już samochody są odsyłane. Płacimy 25zł i w drogę. Do Wodogrzmotów wiadomo, trasa asfaltem. Szybko dochodzimy do punktu:
Za momencik widzimy już znak prowadzący do 5-tki:
Zaczyna się nareszcie szlak, o którym marzyłam tyle czasu
:
Z tego odcinka niestety zdjęć nie mam zbyt wiele.
Drogę do doliny urozmaicamy sobie przejściem obok wodospadu Wielka Siklawa
Trochę odpoczywamy, jemy drugie śniadanie i wspinamy się dalej:
Do Doliny Pięciu Stawów już blisko, więc za parę chwil jesteśmy już obok Wielkiego Stawu Polskiego:
Tu również chwilę przystajemy, żeby ostatecznie ułożyć naszą dalszą trasę. Zastanawialiśmy się, czy może jednak nie wybrać krótszej trasy przez Świstówkę Roztocką, bo mąż trochę zwątpił w moje siły i pytał czy jestem pewna, że wejdę tak wysoko i nie sparaliżuje mnie lęk wysokości. Trochę go mam, ale nie! Muszę tam wejść choćby za przeproszeniem
skały srały (moja mama tak mówi), to wlezę tam! Nie ma żadnych wymówek!
Mąż tylko przytakuje i stwierdza, że znosił mnie stamtąd nie będzie
Okrążamy więc sobie Wielki Staw:
I dochodzimy do drogowskazu prowadzącym na Szpiglasową Przełęcz:
Poczatkowo szlak łagodny, ale po chwili zaczynamy nabierać już wysokości:
Zakosami co raz wyżej. Momentami stromo, ale generalnie szlak jak na pierwszy raz dość łatwy. Bałam się trochę tych łańcuchów, które przed nami już się powoli ukazywały, ale jak staliśmy w kolejce do nich (jakieś 20 minut chyba), to moje lęki zostały rozwiane.
Mimo kolejki jest przepięknie!
Ostatnia chwila przed wejściem z łańcuchami:
I już się wspinamy:
Na przełęczy:
Jak widać ludzi sporo, ale miejsca dla wszystkich wystarczy.
Widoki w stronę Doliny Pięciu Stawów Polskich:
W stronę Morskiego Oka i Czarnego Stawu pod Rysami:
Planowaliśmy jeszcze wspiąć się na Szpiglasowy Wierch, ale już nam się póki co nie chciało wchodzić wyżej. Troszkę się tym podejściem zmęczyliśmy, ale byliśmy mega zadowoleni. Piękne widoki i piękna pogoda wtedy ze sobą mega współgrały! Trafiło nam się genialnie!
Na przełęczy odpoczynek i jedzonko, uzupełnienie płynów. Kiedy już troszkę wypoczęliśmy, rozpoczynamy zejście do Morskiego Oka. Piękna trasa, ale po nacieszeniu oczy widokami, robi się troszkę nużąca. Oczywiście nam i tak się podoba, bo wygodnymi głazami idziemy cały czas w dół, zatem nie męczymy się tak jak przy podejściu na przełęcz.
W schronisku przy M.Oku kupujemy po piwku i rozkładamy się na wygodnych kamieniach:
Żeby Was nie zmyliły pustki na tych zdjęciach, bo mam i takie:
Po zregenerowaniu sił zaczyna się jeszcze bardziej mozolne zejście asfaltem do Łysej Polany. Myślałam, że ten asfalt nigdy się nie skończy. Do auta wsiadamy około godziny 17.
I tak kończy się moja pierwsza wizyta w Tatrach. Teraz na zimowe wypady raczej się nie nadaję, ale wiosną pojedziemy znów
Zaszczepiłam się górami i już planuję kolejne eskapady. Dlatego jeśli bylibyście na tyle mili, to proszę w miarę możliwości o uzupełnienie Waszych zdjęć. Bardzo mi pomogą w planowaniu spacerów
W niedzielę nogi trochę bolały, ale to dobrze, znaczy że wycieczka udana. Znów koło 7 wstajemy, bo musieliśmy jeszcze załatwić pewną sprawę w Wiśle. Przy okazji zaglądamy na skocznię:
Weekend udany i chcemy więcej! Oczywiście z dzieciakami też będziemy się w miarę możliwości gdzieś po szlakach kręcić. Teraz już trochę podrosły (5 i 8 lat) więc jakieś spacery jak najbardziej wchodzą w grę. Planujemy zdobyć Koronę Gór Polski i zapisać się oficjalnie do klubu. Pierwszą z nich i zarazem najniższą mamy "pod nosem". Mieszkamy u stóp Łysicy w pasmie Gór Świętokrzyskich, więc jesteśmy tam częstymi gośćmi. Dzieciaki bez problemu ten krótki szlak pokonują, więc z nieco dłuższym też sobie poradzą:
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia na szlaku!