piamir , ja też nie chciałabym się z takim mieszkańcem Tatr spotkać , wcale się nie dziwię ż nogi jak z waty miałeś.
A my mieliśmy nogi drżąco - bolące , gdy zeszliśmy do dolinki , o czym już od pewnego czasu informowały nas dziewczynki.
Ja to nawet lubię to uczucie , One chyba mniej....
A Dolinką Jaworzynki szło się już przyjemnie , nawet ludzi było niewiele.
Co prawda niebo jakoś nam zszarzało , ale nie odebrało to dolinie wiele uroku.
W Kużnicach jesteśmy przed 15 , pakujemy się do busika i zjezdżamy na parking , gdzie zostawiliśmy samochód.
-Wracamy dziewczyny ?
-Jak to wracamy ? A pierogi ?
-Ale to jeszcze spory kawałek drogi , może coś innego zjemy w pobliżu ?
-Pierogi ! Miały być pierogi ! Muszą być pierogi !
Ok., niech będzie. Kto zna Zakopane , wie, ile dzieli nas od Drogi pod Reglami. Ale skoro chcą....
Mijamy skocznie , idziemy , idziemy....
-A jak pierogów nie będzie ? -mówię do męża
-Nawet o tym nie myśl ! Po takiej trasie? One od rana o pierogach mówią....
-I o koniach....
-Koń nam raczej nie ucieknie , chyba że deszcz spadnie....
"Nasz" bar jest czynny , z lękiem pytamy o pierogi z jagodami.
Są !
Zamawiamy i patrzymy z zadowoleniem jak znikają z talerzy.
Bużki się dziewczynom śmieją , nam też.....
Trochę mniej się śmieją , gdy sobie przypominają gdzie jest nasz samochód i gdy pierwsze krople deszczu spadają z nieba.
Ale szczęście Im dopisuje. Gdy dojeżdżamy do Bukowiny , słońce nieśmiało wychodzi zza chmur , a na nasze dziewczyny czeka już ...ON.