Słowo wstępu
Jako mała dziewczynka mieszkałam w ogromnym, starym domu położonym przy bzowej alei. Wychowywałam się wśród lasów, pól, łąk, w ogrodzie mojego ojca. Kochałam bibliotekę mieszczącą się na strychu poniemieckiego budynku, w którym umieszczono szkołę. Pracowała w niej moja mama. Zabierała mnie między regały pełne książek. Zdejmowałam je z półek z ogromną ostrożnością. Pożółkłe kartki weteranek traktowałam jak świętość. Czytałam w dzień, w nocy-najczęściej J. Verne’a. Moi rodzice byli domatorami, więc tylko w marzeniach wędrować mogłam poza granice naszego świata.
Moim ulubionym miejscem w okolicy był przystanek autobusowy. Stałam na wysepce udeptanej niecierpliwymi stopami. Krzyżowało się tam wiele ścieżek. Wokół rosły rumianki. Pamiętam ich zapach, często rozcierałam pajęczynę rumiankowych liści w palcach. Czekałam. Autobus nadjeżdżał. Przyjezdni wysiadali, oczekujący wsiadali. Czasem ktoś kogoś ściskał, czasem całował- na pożegnanie, na powitanie. Po chwili zostawałam sama. W myślach kłębiły się obrazy. Twarze ludzi za autobusowymi oknami. Gdzie byli, skąd jechali, co widzieli? Ileż bym wtedy oddała, by zniknąć w przepastnym brzuchu autobusu i podryfować w nieznane...na zawsze.
Wciąż spełniam marzenia małej dziewczynki, która w dwóch cieniuteńkich kucykach z kokardką i czerwonej sukieneczce w kropki podskakuje we mnie niespokojnie. Bardzo rzadko wracam do miejsc, w których już byłam...Chorwację odwiedziłam trzykrotnie. Mam w sobie wewnętrzne przekonanie, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze tam wrócę.
Wiele informacji dotyczących chorwackich miejsc wyczytałam na forum. Dzięki Wam przeżyłam niezapomniane chwile. Chcę się nimi w ramach podziękowania podzielić, choć na razie nie wniosę wiele nowego. Będzie- "znowu Hvar"- ech. Zamieszczę w swojej relacji tylko to, co mnie szczególnie urzekło.
Rastoke
Wieś Rastoke położona jest około 25 km od Plitvic. Podarkiem od matki natury dla tego zakątka Chorwacji jest rzeka Slunjčica wpadająca kaskadami do płynącej niższym korytem Korany. Malutka miejscowość nie jest może wybitnym cudem, ale ma to, co lubię: sielskość, stare młyny, drewnianą knajpkę zawieszoną nad wodospadem, zimne Karlovačko, pizze i lasagne z wszelakimi farszami prosto z pieca (nasze tygrysy,syn i córka, przeszczęśliwe). Udało nam się bez problemu przenocować spontanicznie, bez ówczesnej rezerwacji w kwaterze z łazienką, kuchnią, internetem (za rozsądną cenę). Wieczór był romantyczny, ukoił trudy podróży, a poranny spacerek wśród chóru kogutów pozytywnie nastroił na wędrowanie po plitvickim szlaku.