Następnego dnia tym razem sami pojechaliśmy na Otok Murter. Ciekaw byłem co też tam takiego się znajduje, czemu tak wszyscy cromaniacy, którzy tam byli wychwalają to miejsce.
Jedziemy w stronę Sibenika. Po kilku km zjazd z Jadranki w mało ciekawym miejscu, kierunek na N.P. Kornati i o. Murter. No dobra jedziemy. Dotarliśmy do miejscowości, której nazwy nie pamiętam a w której wjeżdża się przez nie robiący wrażenia mostek zwodzony na wyspę. Nieee no, jedziemy dalej. Lekko krętą ścieżką wspinamy się pod górę... No i dech mi zaparło jak zobaczyłem widoki rozpościerające się przed nami . Złamałem przepis drogowy odnośnie ciągłej linii i zatrzymałem się po drugiej stronie ulicy.
Całej naszej trójce na takie widoki buźki się uśmiechały
Ja też zostałem uwieczniony
No i tu muszę powiedzieć, że z Murteru mam baaaaardzo mało zdjęć, tak mnie zauroczył swoimi uliczkami starym miastem, że zapominałem wyciągać aparat z torby
Dojechaliśmy praktycznie na samo nabrzeże i w takim miejscu zostawiliśmy samochód.
Kompletnie bezpłatnie.
Sam Murter jako miejscowość jest bardzo niewielki, a przynajmniej takie wrażenie odniosłem. Tam na targu kupiłem sobie czapkę "hrvatkę" , a nasz syn deskę surfingową na stojaczku z napisem Croatia Mało brakowało a Agnieszka kupiłaby sobie strój kąpielowy, ale jak się okazało był lekko uszkodzony No i obowiązkowe lody dla synusia. Te lody faktycznie są dwa razy większe niż nasze... jaaadł je i jaaadł i kapać mu już zaczęło po rękach, brodzie i jeszcze jadł Powłóczyliśmy się trochę po uliczkach nabrzeża i stwierdziliśmy, że podjedziemy do kościółka, który stał na wzgórzu. Niestety okazało się, że był zamknięty więc do środka nie weszliśmy, ale pamiątkowe zdjecie sobie zrobiliśmy przy murku tegoż kościoła, który wcale nie był żadną perełką architektoniczną.
Od tamtej pory prawie wogóle nie rozstawałem się z tą czapeczką
Przyszedł czas na powrót. Znajomi sami zostali na campie - chcieli odpocząć nie wiem. W każdym razie ruszyliśmy "do domu", ale jak zobaczyliśmy, że droga zbliża się bardzo do morza to nie mogłem dopuścić, żeby się nie zatrzymać
Kolejny raz sielanka
Po powrocie zjedliśmy na campie obiadek i rozpoczęliśmy z Piotrkiem debatę... Jutro wyjeżdżamy, mamy w planach jechać na Hvar, tyle rozmawialiśmy o tej górce wznoszącej się nad naszą zatoczką, hm... może by tak jednak zapiąć na nogi adidasy i poczłapać na górę Dobra, dziewczyny z dziećmi na plażę, a my w górę
Przedzieraliśmy się przez gęste krzaki, przez gaje oliwne, tylko nie wiem czy dziko roznące czy sadzone, choć było wyraźnie widać kamienne murki, tak jakby były to ogrodzenia parceli. Szliśmy najostrożniej jak tylko można było, bo trawa tam gdzie nie było głazów była głęboka i nie było widać co kryje. W pewnym momencie ku naszemu ogromnemu zdziwieniu ukazała się droga. Na górę podchodziliśmy od strony wschodniej poszliśmy więc tą drogą w prawo tak aby podchodzić od północy, gdzie góra zdawała się łagodniejsza. No i dobrze zrobiliśmy bo idąc na "strzałkę" musielibyśmy pokonać jeszcze jeden, mniejszy szczyt, który był nie widoczny, bo zlewał się ze ścianą najwyższego szczytu. W końcu musieliśmy zejść z drogi i iść pod górę, bo zaczęła się oddalać za bardzo od szczytu. Mniej więcej na 2/3 wysokości górki zatrzymaliśmy się na chwilę i odwróciliśmy patrząc na widok jaki nam się ukazał ze zbocza. Piotrek złapał za aparat, a mnie zatkało na moment, ale krzyknąłem na niego: Idziemy dalej zobaczysz jakie będą widoki z góry i poczłapaliśmy dalej. Faktycznie widok z samej góry wynagrodził nam trud wspinania się na górkę, która, jak się potem okazało ma zaledwie 115 m.n.p.m. Staliśmy w milczeniu nawet nie podnosząc aparatu do oka. Wokół panowała kompletna cisza To było piękne uczucie. Doskonale rozumieją je, Ci którzy zdobywają większe niż "nasza" góry... RobCro, Zawodowiec, Kulki, janusz.w i wielu innych których nie wymieniłem, a z tego co wiem jest sporo ludzi, którzy się trudnią wspinaczką bardziej zaawansowaną .
Widok na Vransko Jezero i Velebit
Widok na nasz camping
Na samym szczycie stał krzyż w kopczyku z kamieni...
Na szczycie spędziliśmy kilkadziesiąt minut, przyszedł czas żeby zacząć odwrót, żeby się dziewczyny nie martwiły, że nas za długo nie ma Potem się dowiedzieliśmy, że nas widziały na szczycie - dwie małe poruszające sie ludzkie sylwetki
Na sam koniec gdy byliśmy już prawie na plaży po drugiej stronie naszej zatoczki niebo uraczyło nas takim oto widoczkiem
Wieczorem popakowalismy najpierw rzeczy, które rano już nie były potrzebne, a można było je zapakować jako pierwsze i jako schowane najgłębiej. Wszystkie pozostałe torby i pakunki zostały poskładane tak, żeby chwilę trwało ich dopakowanie i wsadzenie do samochodu...
Następnego dnia - kierunek Hvar.
c.d.n.