CROnikiCROpka napisał(a):Widok z tarasu mega
cieszę się! skoro temat wywołany, to pokażę ów widok inaczej:
np.tak:
lub z nieco wyższego ujęcia, z drogi w trakcie tripu nad Jezioro Szkoderskie:
pod innym kątem:
w innym świetle:
czy wreszcie przy...INNEJ POGODZIE!!!
Niestety pogoda w Czarnogórze była dość kapryśna, ale nie rozpaczałam z tego powodu, doopkiplaszczenie będzie w Chorwacji
a tymczasem, póki co, można pozaliczać to i owo w terenie bliższym i dalszym. Bo o to tu miało chodzić
Wiązało się to rzecz jasna każdorazowo ze zjazdem i podjazdem tą cudnej urody dróżką, ale co tam, ćwiczenie czyni mistrza. Najgorzej było przetrzeć szlak do góry. Mój manżel, jak nas dowiózł bezpiecznie na miejsce, skwitował: No, to teraz siedzimy tu do końca pobytu i podziwiamy widoki
Zarypiaszczo, kurna, a sklep? a konoby?
a...plaża??? - i sie jeszcze mnie pyta: "Nie mówili ci nic na tym bookingu, że to sporty ekstremalne będą? Ne mamy tego w ubezpieczeniu" Buahahaha, jak nas wwiozłeś, to i zwieziesz, nie?
Gospodarzom słów kilka się należy. Vlad i Katia, przemili ludzie, spędziliśmy z nimi kilka wieczorów, porozumiewając się po słowiańsku- jak się dało, jak się nie dało- pomagał angielski, choć zwykle stawiam sobie za punkt honoru, że niby jak Słowianie mają się porozumiewać ze sobą? Trochę dobrej woli, znajomość słów paru, wiem co mówię, w końcu zrobiłam podyplomówkę w...Czechach
dobra, ale co ja to chciałam powiedzieć? Vlad i Katia, córka o pięknym imieniu Walentina, tylkooo JAK MOŻNA BYŁO JĄ WOŁAĆ
WANIA przez to za każdym razem jak ją wołali, to miałam w domyśle głupkowate: Wania z drągiem za pociągiem
Dobrze, że druga córa to...panna Krysia, panna Krysia królowała na turnusach nie od dzisiaj...W końcu- Jesteśmy na wczasach
Bałam się, że plus odlutkowa pryśnie jak bańka mydlana, gdy drugiego dnia przy sklepie mój mąż rzecze: weź zobacz, Vlad pakuje do auta górę plecaków. Noooo, pięknie, myślę patrząc na chmarę młodzieży przy jego aucie. Znalezli go na bookingu! To się będzie działo. Kiedy młodzież się już zainstalowała po pokojach, to wypełzła na ogród zdradzając swą narodowość w kółko parlając : Oui, ça va, ça va bien i takie tam, ale coś nie tak było chyba z ich językiem, bo nie umieli do innych gości mówić Bonjour. Na szczęście szybko się uczyli
(raz im takim sawabienem poleciałam i od tej pory uznali, że można się do nas odzywać
) Jako że uwielbiam brzmienie języka francuskiego, ale prócz dwóch lat w podstawówie nie podjęłam tematu w liceum i był to mój drugi poważny błąd życiowy, to wielką przyjemność sprawiała mym uszom ta Belgów,jak się potem okazało, francuska paplanina. Gospodarze zachowali się jak starzy harcmistrze na obozie, od razu wyjaśnili młodzieży zasady działania, z dużą dozą ciepła i humoru, tłumacząc im,że nie są tu sami. Pierwszego wieczora słyszę ściany się trzęsą, no dobra, ale nie minęła jeszcze 22, niech będzie moja strata, wytrzymię do 23, w końcu też kiedyś byłam młoda, są wakacje, ale biorę za telefon i piszę do mej psiapsuły romanistki Anny z wykształcenia, by podała mi parę inwektyw po francusku na wypadek ewentualnej interwencji nocnej
Anna tak rzetelnie podeszła do tematu, że podała mi nawet dwie wersje: kulturalną i chamską, jakby pierwsza nie miała zadziałać. Głosy jednak były dalej i dalej, zapadłam w sen i rano pod wrażeniem młodzieży byłam, że interwencja nie była potrzebna. Taaaa, mąż córka wyprowadzili mnie z błędu i utwierdzili o mocnym śnie opowiadając, jak Natasza takąż interwencję przeprowadzić musiała. Ale potem było już naprawdę ok
c.d.n.