04.06.2017 Dzień 2 Wycieczka rowerowa
Jesteśmy w okolicach Zadaru, to gdzie możemy jechać na rowerową wycieczkę? No właśnie tam.
Zadar
Pierwszy etap naszej trasy przebiega tak
I niestety nie mam z niego zdjęć
Zaczynam już całkiem żałować, że nie zabrałam ze sobą chińczyka.
Wyjeżdżamy z mieszkania w stronę głównej drogi, ostro pod tę górkę, z której wcześniej tak bardzo podobał mi się widok Właściwie kto wyjeżdża ten wyjeżdża - mój wyjazd kończy się wyciskaniem roweru
Dalej już łatwo, wzdłuż głównej drogi prowadzi ścieżka rowerowa no i mamy w miarę równo, bez górek
Odbijamy w prawo w stronę Diklo i próbujemy dostać się jak najbliżej wody. Widoki na stare miasto i później porcik przepiękne, musicie mi wierzyć na słowo. Przejeżdżamy przez most i kierujemy się w stronę budynku Jadroliniji, mamy do nich parę pytań
No i co się okazuje? Że z tych rzekomych 5 km do Zadaru zrobiło się 12 będzie forma!
Po załatwieniu spraw kierujemy się do jeszcze jednego biura, które najpierw musimy znaleźć... a następnie postanawiamy objechać miasteczko dookoła. Startujemy w kierunku morskich organów.
Przy Pozdrowieniu Słońca jakby pusto
Przy samych organach też jakoś bez tłumów
Przysiadamy tu chwilę i podziwiamy widoki, np. na wyspy przed nami, czyli Pašman i Ugljan.
Zbieramy się w końcu i kontynuujemy przejazd dookoła starego miasta. Zdjęć wciąż i nadal brak ciągłe zatrzymywanie się i wyciąganie aparatu z sakwy jest niestety uciążliwe. Odpuszczam sobie, bo przecież będziemy z pewnością tędy wracać.
Mąż chce sprawdzić port Gaženica, więc tam właśnie jedziemy, na czuja oczywiście.
Pokonujemy wąskie przejście wzdłuż murów Zadaru i wychodzimy przy bramie lądowej. Dalej jedziemy jak najbliżej morza, co skutkuje wjazdem na plażę Kolovare
Na pierwszy (i dość krótki) rzut oka wygląda nieźle ale sporo na niej plażowiczów.
Wracamy z powrotem na ulicę i jedziemy dalej. Droga zamienia się w końcu w pieszą strefę.
Widoki bajkowe!
Nie no w końcu się zatrzymuję. Muszę mieć stąd jakieś zdjęcie!
Widok w tył
No i widok w przód
Co jakiś czas mijamy schody prowadzące na urocze plażyczki, zdecydowanie mniej oblegane.
Dojeżdżamy w końcu do Put Klementa. Na wprost znajduje się bar Tequila Sunrise, szeroki zacieniony, trawiasty "plażowy" teren i skałki. Pięknie! Jest tu też maaaasa ludzi a parkingi pełne. Na końcu cypelka znajduje się plaża Bajlo.
Ale tam nie jedziemy, zawracamy przy słupkach. Dojeżdżamy w końcu do portu. Spore to Ale wszystko ładnie oznaczone więc nie ma się czego obawiać
Wracamy do centrum, niestety już inną drogą, za znakami
W końcu odzywają się nasze żołądki. No tak, od wczoraj jesteśmy na nogach i nic porządnego, oprócz suchych kanapek, nie jedliśmy. Szukamy jakiegoś miejsca z jedzeniem, kręcimy się cały czas poza starym miastem, ale nie możemy nic znaleźć. A że głodni = wkurzeni, szybko zaczynamy się sprzeczać. Do tego jeszcze dochodzi kwestia wymiany waluty, przecież jest niedziela! A my na jutro potrzebujemy kuny!
Wybieramy je w końcu z bankomatu a fast food znajdujemy przy moście, po którym wcześniej przechodziliśmy na stare miasto
Druga część rowerowej jazdy wygląda tak
Czekając na zamówione jedzenie idę zrobić kilka zdjęć
Po zjedzeniu zbieramy się do mieszkania a myślałam, że zobaczę starówkę Mąż mnie uświadamia, że przecież tyle godzin jest na nogach, w dodatku wymęczony po całej trasie, jeszcze tu zwiedzanie tu rowery... No tak jak my to w zasadzie zrobiliśmy? Wracamy! Trzeba jeszcze zrobić zakupy na kolację i na jutro.