09.06.2017 Dzień 7
Uliczki są tutaj jednokierunkowe, więc jedziemy zgodnie z przepisami, nadkładając kawałek. Zresztą droga na okrętkę wydaje nam się łagodniejsza No i podążamy za znakami do centrum informacji turystycznej, której ostatecznie jednak nie możemy znaleźć.
Wyjeżdżamy koło mini parku Branitelja domovine, czyli parku obrońców. Znajduje się tu pomnik z nazwiskami bohaterów walczących o wolność i honor swojej ojczyzny, w latach 1941-1945.
Zaraz obok znajduje się kościół sv. Lovre
Ale zanim do niego dotrzemy zostajemy zatrzymani przez wesołego mieszkańca Kali, przejeżdżającego na skuterku. Widok niecodzienny - w prawej ręce trzyma puszkę z piwem i właśnie je kończy.
Po chwili już wszystko jest dla nas jasne. W zeszłym roku trafiliśmy na Vincenta, w tym mamy jego odpowiednik o imieniu Antonio.
Jest bardzo miły więc rozmawiamy z nim chwilę, po czym zaprasza nas do stolika zaraz obok. Rozsiadamy się wygodnie. Z wycieczki i tak nie skorzystamy ale pogadać możemy. Antonio ze skuterka zabrał kolejne piwo i oferuje następne dla nas, ale grzecznie dziękujemy.
Opowiada nam nieco o sobie, rodzinie, miejscowości i zaprasza nas do domu jego mamy niedaleko, przegryźć coś i na piwo. Mam wrażenie, że zaraz nas tam siłą zaciągnie. Jest nieco zdziwiony, że odmawiamy.
Oczywiście zaprasza nas też na jedyny, niepowtarzalny rejs na Kornati, z przystankiem na Dugim Otoku w Parku Telašćica. Twierdzi przy tym, że to taki zufall, że mu z nieba spadliśmy i to w dodatku tutaj pod kościołem.
Rejs ma mieć miejsce kolejnego dnia, zaraz w sobotę a Antonio przyznaje otwarcie, że szuka chętnych bo ma mało osób. Trochę narzeka, że to ciężki biznes.
Prawdopodobnie rejsy jego statkiem startują już w Zadarze, a w Preko jest zbiórka dla chętnych z wysp. Jedzenie na statku, tak jak to na fishpiknikach bywa - z obiadem i trunkami bez limitu. W Parku Telašćica bodajże 3h przerwy ale nie pamiętam teraz dokładnie.
Na zakończenie kto chce może płynąć od razu do Zadaru i ma ten rejs w cenie.
Podaje nam cenę 290 kn za osobę, podobno bardzo atrakcyjną, chociaż jak zaglądałam później w relacje na forum to wydaje mi się standardowa.
My jednak się nie decydujemy i tu moje nastawienie do osoby Antionio się nieco zmienia. Zaczyna retorycznie pytać co to za wakacje jeśli ktoś przyjeżdża i spędza dzień na praniu, sprzątaniu i gotowaniu. No dobra, pranie i sprzątanie to ja rozumiem, bo tego na urlopie zwyczajnie nie robię (pomijając zmywanie naczyń po sobie i pozamiatanie podłogi) ale obiady gotuję sama bo po prostu jest taniej. Uwagę pomijam ale następna otwiera mi nóż w kieszeni. Pyta jakie mamy plany, więc próbujemy się wymigać wycieczką rowerową na drugi koniec wyspy. I znów słyszymy, że na wyspie nic ciekawego nie ma a co my mamy z tego jeżdżenia na rowerze. Tylko pedałowanie w upale, zmęczenie... Pojeździć se możemy w domu. A tak to piękne widoki zobaczymy, piękne zdjęcia porobimy, będziemy zadowoleni.
A ja akurat jestem zadowolona i dumna z siebie jak sobie wyjadę umęczona na górkę i z góry spojrzę na przepiękną okolicę wyspy Ugljan.
Marzę, żeby ta rozmowa się już zakończyła. Jestem zła na siebie, że nie rozpoczęliśmy jej od słów "już tam byliśmy".
Ostatecznie bierzemy ulotkę i umawiamy się, że zadzwonimy jeśli będziemy chcieli skorzystać w innym terminie. Kolejny rejs jest w poniedziałek a Antonio w niedzielę musi mieć ostatecznie liczbę chętnych, żeby zgłosić gdzieś tam ilość osób jaka będzie na statku - w razie kontroli wszystko musi się zgadzać.
Żegnamy się, patrzymy jak otwiera kolejne piwo, które nam również proponuje, siada z nim na skuterek i rusza w dół, do centrum Kali.
A my możemy w końcu spokojnie przejść do kościółka.
Zastajemy otwarte drzwi, więc zaglądam do środka. Niestety dalsze wejście jest niemożliwe, ale można spojrzeć przez szyby.
Położenie kościoła powyżej miasteczka zapewnia niezłe widoki