Re: Tam, gdzie "nic nie ma" - Nin, Zadar i ... (czerwiec 201
06.06.2017 Dzień 4 Żegnamy Zadar witamy wyspę Ugljan!
Zagadka trudna nie była. Zjeżdżamy z promu w Preko na wyspie Ugljan
To nasze pierwsze wakacje na wyspie i mam taką cichą nadzieję, że nie ostatnie
Po zjechaniu z promu skręcamy w prawo na maluteńki parking
tylko po to, żeby zaraz pomęczyć się z zawracaniem
Nasz cel na wyspie to
Kukljica Docieramy do niej bez problemu, chociaż mąż sobie wcześniej ustawił nawigację...
No! Teraz to problemów ze znalezieniem noclegu nie będzie! Przecież "tu nic nie ma"! Ludzi też nie
O w jakim ja ogromnym błędzie byłam!!
Zjeżdżamy do centrum miejscowości i parkujemy na jednym z wieeeeelu pustych miejsc parkingowych. Zaczynamy naszą wędrówkę w poszukiwaniu noclegu. Upatrzyłam sobie lewą stronę patrząc w kierunku portu.
Idziemy do pierwszego domu ale miła gospodyni mówi, że właśnie remontuje pokoje. W następnym (bar Orion) słychać głośną muzykę, okna pouchylane ale nikt nie wychodzi.
Idziemy aż pod Zelena Punta i pytamy innej gospodyni. Ona ma wolny pokój ale z widokiem na ogród (który swoją drogą z ogrodem niewiele miał wspólnego...
) bez żadnej kuchenki i w cenie takiej, że...
Ma jeszcze drugi pokój, większy, lepszy, z widokiem na morze i z kuchnią no ale zarezerwowany od dziś. Nie ma pewności czy ten ktoś przyjedzie ale wiadomo - rezerwacja to rezerwacja. Rozumiemy. Wysyła nas do "pomarańczowego domu" - tam podobno mają wszystko i sobe i apartmani i w ogóle wybór ogromny.
Okej, to lecimy ale... pomarańczowych domów tu kilka
i w żadnym nam nie otwierają. Jeden z nich to wspomniany Orion, w którym dalej nikt nie otwiera.
Zaglądamy już po kolei do kolejnych domów i albo są całkiem pozamykane i nie ma żadnych właścicieli albo wręcz przeciwnie - pootwierane na oścież i... też nie ma żadnych właścicieli
Wracam do samochodu bo ja wciąż w tych długich spodniach a chyba zaraz się roztopię
Ubieram z powrotem spodenki i możemy ruszać dalej.
Chodzimy "tam i nazot" po tej lewej stronie i nieśmiało spoglądamy na prawą część ale.. nie, tam jakoś brzydko i widoki nie te z balkonu.
Oglądamy jeszcze jeden pokój ale tak bez pieca...? A zapiekanki jak będziemy robić? Pani ma jeszcze drugi, ogromny sypialnio-kuchnio-salon z łazienką. Kuchnia ze wszystkim ale cena
100 euro. No, może nam sprzedać za 50.
50, w czerwcu, na takim za*upiu??
Idziemy zrezygnowani.
Powoli, powoli przechodzimy na tę prawą stronę. Pytamy w pierwszym domu ale słyszymy tylko "nie".
Mam już dość. Po prostu nie chce mi się tak już łazić. Mam ochotę usiąść na ławce i tak po prostu sobie siedzieć aż ktoś mi ten nocleg znajdzie
Nie jestem nawet załamana, co w zeszłym roku pewnie miałoby miejsce już dawno. Po prostu chcę tak siedzieć i patrzeć.
To siedzimy i patrzymy. Aż tu nagle z tego domu od "nie" podlatuje jakiś facet i pyta czy dobrze słyszał, że szukamy noclegu. On zadzwoni. No i dzwoni ale też słyszy nie - a dzwonił do Oriona - mają remont.
Ech, w każdym domu, w którym z kimś rozmawialiśmy powtarzali nam, że na pewno nocleg znajdziemy bez problemu bo jeszcze jest pusto. Owszem, ale właścicieli też w większości nie ma.
Idziemy na tę prawą stronę i pukamy od drzwi do drzwi. Już wiem jak się czują Jehowi kiedy im nikt nie otwiera
(a ja jeszcze wypuszczam psa na plac )W końcu jest! Alleluja!
Wita nas pewien Pan z dość zgryźliwą miną, na wstępie mówiąc "I don't speak english". Niech będzie!
Woła sąsiadkę, z którą dogadujemy się bez problemu. Ale ale, nie tak szybko. Facet sprawia wrażenie niezdecydowanego. Nie rozumiem o czym po chorwacku rozmawiają ale wygląda to tak jakby kobitka chciała nam sprzedać cały dom a facet ani klitki w piwnicy.
Mam ochotę się stąd zmyć i iść dalej, w głowie myśli typu "a co jak ten gbur będzie nam robił jakieś problemy?".
Dobra, cenę w końcu podał, sąsiadka go namówiła, żeby nam pokój pokazał.
Idziemy na 2 piętro, wchodzimy, otwieramy balkon i....
ZOSTAJEMY!!Proszą nas jeszcze o chwilkę cierpliwości bo muszą apartman ogarnąć więc lecimy po samochód. Dziwi nas, że możemy parkować gdzie chcemy bez żadnych opłat. Toteż autko cały urlop stoi na wprost naszego balkonu, ku zadowoleniu męża
Wracamy i możemy się rozpakowywać.
Sąsiadka zabiera nasze dowody i znika
Płacimy gospodarzowi, który się
uśmiecha (ale ja też się cieszę jak zgarniam kasę
) no i... próbujemy mu jakoś wytłumaczyć, że sąsiadka te dowody zabrała. Nie udaje się ale trudno. Może jeszcze ją znajdziemy.
Uf, uf. Wychodzimy na balkon i nie możemy wciąż uwierzyć. Jesteśmy tu! Mamy wspaniały apartman i w dobrej cenie (szybko pogodziłam się, że niestety nie w tej jaką zakładałam).
Czas na kawę i szybki obiad!