No to zaczynamy serio bardziej.
Ok. 19.00 zameldowaliśmy się na kwaterze. Wiedziałam, że położona jest na zboczu góry ... Wiedziałam, że zimą nijak bez łańcuchów ... Ale rzeczywistość nieco mnie przerosła. Ostatnie 3,5 km to wąska serpentyna z przepaścią z boku. Wieczorem (ciemno) pokonywana po raz pierwszy przysporzyła (takie rz-et ?
) nam niezłych wrażeń. W ciągu dnia nie było już tak źle.
Poznawszy się z gadatliwą gospodynią, rozpakowawszy autko i ustaliwszy, że internet najlepiej działa w łazience uczyniliśmy to co prawdziwi
narciarze czynią przed wyjściem na stok ... Weszliśmy na stronę bergfex.com i sprawdziliśmy pogodę na najbliższe dni.
Nie było źle ... Niedziela, poniedziałek, wtorek - pełne słoneczo, środa - chmura ale nie pada, czwartek pół słońce pół chmura, piątek najgorzej - chmura i cały dzień śnieg. Wypadałoby wyszaleć się w pierwszej części pobytu ...
Niedziela - 23 luty 2014r.Gdzie by tu pojechać pierwszego dnia ? Padło na Arenę (Zell), którą mieliśmy praktycznie naprzeciwko ...
Niestety, próby zaparkowania na którymkolwiek z wielu parkingów nie powiodły się. Najzwyczajniej na świecie nie było miejsc
. Nie wróżyło to dobrze ...
Cóż było robić ... Najbliżej było na
Hochzillertal i tam też wylądowaliśmy. Też nie było łatwo. Wszystkie odkryte parkingi były pełne i wszystkich kierowano na zadaszony. Z boku widzieliśmy kręcące się tam samochody niczym w niedzielę handlową przed świętami.
Na szczęście okazało się, że nasz hultaj z boxem nie mieści się w tamtejszej normie
i parkingowy pozwolił nam zaparkować "na krzywy ryj" przy ściance parkingu ....
Kolejkę do kasy i później do wagonika litościwie pominę, chociaż z pewnością straciliśmy w ten sposób z godzinę.
Na górze od razu skierowaliśmy się do wyciągu umożliwiającego późniejszy zjazd czerwoną 4, która w grudniu skradła mi serce.
Wiem, że mapki tego regionu wielokrotnie były już przytaczane, ale z nimi łatwiej zorientować się co i jak ...
Nie wiem czemu większość ludków woli jeździć czerwoną 5. Ma taki sam stopień trudności ... poza tym jest nudna bo taka jakaś prosta ... Nie wnikam. To że na 4 było mniej ludzi bardzo mi pasowało.
Na górze jeszcze ludków sporo ...Po kilku zjazdach uznałam, że pora zeksplorować prawą część mapki czyli Hochfugen, na który w grudniu zabrakło czasu.
Nie wiem czemu ale z tej części dnia nie mam zdjęć
? Pewnie dlatego, że ta łącząca czerwona 1 była okropnie wymuldźona, a to był nasz pierwszy dzień i nie byliśmy jeszcze "rozjeżdźeni"
. Tak czy siak w jej połowie namierzyliśmy knajpę i tam klapnęliśmy na leżaczkach ...
Z daleka 1 nie wyglądała źle ...Słońce jeszcze nie zauważyło, że my już jesteśmy na stoku ...Nic to. Dajemy mu jeszcze parę minut. W tym czasie rozglądamy się na prawo i lewo zamawiając co nieco ...Powoli słoneczko zaczyna nas zauważać ... Niby ludzi była kupa, ale nie było problemu ze znalezieniem miejsca tym bardziej, ze pod ścianą stały leżaczki, którymi można było się poczęstować.Po chwili żółta kula rozgościła się na dobre. Posiedzieliśmy sobie też jakiś czas ... Rzekłam więc do męża mego: "Może byśmy tak już poszli pojeździć ?"
I tutaj właśnie padło sakramentalne zdanie, które stało się naszym hitem tego wyjazdu:
Daj spokój ! Takie słońce, że szkoda jeździć ! ...
W końcu udało mi się go wyciągnąć. "No okaż trochę entuzjazmu !"Na Hochfugen pokręciliśmy się trochę, ale ulubionym moim ośrodkiem to on raczej nie będzie.
Nie wiadomo kiedy zrobiła się 16.00 i czas było wracać. Okazało się to nie lada wyzwaniem, bo oprócz tego, że wszyscy wtedy zaczęli wracać i było tłoczno, to stoki zrobiły się mocno wymagające ...
Nie dziwię się, że niektórzy "musieli" skorzystać ze śmigłowca ...
Późnym wieczorkiem zameldowaliśmy się na naszej kwaterce, gdzie czekał na nas "stęskniony" syn (z czerwoną obwódką na pewnej części ciała - wiecie na której ?
).
Zapomniałam zaznaczyć, że darowaliśmy mu ten pierwszy dzień bo marudził, że źle się czuje i, ze ciągle przecież bierze antybiotyk
...
...
Na koniec dnia nasunęła mi się taka refleksja, że szkoda, że olimpiada w Soczi już się kończyła bo w konkurencjach freestylowych tudzież niekoniecznie poprawnych technicznie akrobacjach na nartach mogłabym zadziwić niejednego sędziego ...