Co za susza niemiłosierna...czekam na deszcz,nareszcie kilka stopni zeszło w dół,także tak jak obiecywałam dziś kolejny odcinek ...
10 dni minęło...ale prażyło u Was tez?
GOLDEN napisał(a):loverosa napisał(a):
Jak tylko spadnie kilka stopni w dół zabieram się do pisania:)
Ochłodziło się..
Czekam na cd....
To prawda parę kresek w dół i wracam do żywych
27 czerwca
poniedziałek cały dzień plażowanie,opalanie,zabawa w falach i tak dzionek zleciał.
Wieczorem telefon od mamy...pierwsze wrażenia opisane,aż pada pytanie: A czy byliście na tych polach lawendy,co to przez ostatnie miesiące ciągle mi o nich opowiadałaś?
No zatkało mnie...nie powiem
Szczerze mówiąc nie chciało mi się jechać w nieznajome...ale z drugiej strony obudziło się we mnie pytanie? jestem na wymarzonej wyspie Hvar,w planach było zapisane Brusje,ale czy damy radę? W końcu w plecaku leży wcześniej spakowany sekator do przycięcia lawendy
Po skończonej rozmowie idę do męża i robię smętną minę....Pojedziemy jutro do Brusje?
Zobaczymy....bo wiesz jak będzie pogoda to my wolimy na plażę ...a ja w myślach oby nie było ciepło...
28 czerwca
wtorek...
Rano po cichutko wyślizgnęłam się z sypialni,by podejrzeć co dzieje się za oknem...chmury i to spore.I co widzę? Nie ma słonka...chyba moje plany nie pójdą na marne
Rytuał to kawka jak wszyscy jeszcze śpią,na tarasie na leżaczku leżałam i marzyłam o polach,gdzie wszędzie rośnie moja kochana lawenda...sprawdziłam jeszcze,czy sekator jest na swoim miejscu i około 10 obudziłam moją rodzinkę...
-Koniec spania...wstawać,jeść śniadanie i wyruszamy na wycieczkę ...
Szybkie pakowanko i w drogę...
Lecimy w stronę tunelu...
Zachmurzone niebo...po raz pierwszy takie widzę na Hvarze....
Tunel kolejny raz pokonujemy i powiem wam,że zawsze miałam dreszcz na plecach...
Podziwiamy widoki
Wszędzie widzę krzaczki lawendy...wiec po co jechać do Brusje?
o coraz więcej chmur
skrzyżowanie...my w lewo
fascynuje mnie to niebo w chmurach...do tej pory było czyste
O widzę znak...skręcamy w lewo ....
Wznosimy się coraz wyżej i wyżej,zakrętasy i jeszcze wyżej...minę mam nietęgą,o pewnie za następnym zakrętem już będzie ...a tu dalej nic,końca nie widać.Jednak widzę,że inne auta też jadą,na pewno dojedziemy...droga coraz bardziej się wije i ciągle w górę jedziemy...
Tak wyglądała ta droga
Trochę zniecierpliwiona mówię do M....A może zatrzymasz się tak przy drodze,a ja zetnę trochę lawendy?
Mąż tylko pokiwał na mnie głową i na te moje pomysły...
Patrzę na minę naszych dzieci...no nieciekawie...Mamo gdzie Ty nas wywiozłaś?
Syn woła,żeby stanąć na chwilę za potrzebą...no ok ,jakaś zatoczka się znalazła...wyszłam z auta i oczom nie wierzę...zajrzalam za krzak a tam łany lawendy ...chyba zaczęłam krzyczeć ,że jest dotarliśmy do celu...
Ale przecież jeszcze tabliczki z Brusje nie było? Na wszelki wypadek wwzięłam sekator i dawaj w te bzyczące krzaki oblepione rojem pszczół i bąków...
Mój M jak mnie zobaczył w tych krzakach to padł ze śmiechu...
-Proszę idź po aparat i zrób mi tu parę zdjęć;)
Tu ścinałam,a tu pozowałam i uśmiechnięta od ucha do ucha czułam się jak w raju
Moment odkrycia
Nareszcie cel
Najpierw bukiecik...
Taniec wśród bzykaczy odtańczony
Co za zapach...
W dalszej drodze jeszcze kilka gałązek ucięłam...a pogoda w Brusje coraz piękniesza...
Ta drogą zmierzamy do miasta Hvar...stąd już blisko
na pamiątkę
Już widać z daleka twierdzę...
Miasto Hvar i moje odczucia przedstawię w kolejnym odcinku już niebawem:)