ODCINEK 6 – 14.08.2021 (sobota) – DALSZY CIĄG REJSUPo kąpieli ładujemy się ponownie na statek i płyniemy do Metajny, gdzie mamy sporo czasu. Planowaliśmy jakiś spacer, ale grzało niemiłosiernie, więc spacer był na plażę
Niestety zdjęć mam tylko kilka:
I z tej naszej nieszczęsnej kamerki:
Metajna okazuje się być dość sympatyczną wioską i nawet brałam od uwagę stacjonowanie w niej, bo dość ciekawą ofertę dostałam od jednego z gospodarzy, ale wybraliśmy obrzeża Pagu i nie żałujemy
Kiedy wolny czas dobiega końca wsiadamy znów na statek i dostajemy obiad. Porcje były mega wielkie. Oczywiście rybka z frytami i do tego kilka kawałków kurczaka grillowanego,
kruch na stole. Nie byliśmy w stanie tego zjeść. Dzieciaki dostały tak samo wielkie porcje jak dorośli. No i standardowo relacji miało nie być, więc i zdjęć żarełka nie ma
W międzyczasie podpływamy do Rucicy. Niestety pomiędzy oglądaniem widoków kończymy pałaszować rybę. Trochę się trzeba namęczyć z wyciąganiem ości, szczególnie dzieciom, musimy z mężem pomiędzy kęsami mięcha, dłubać za ośćmi
Kiedy biorę do rąk aparat zostawiamy już Rucicę w tyle:
Ale po krótkim czasie dopływamy do Beretnicy:
I tutaj niestety jestem mega na siebie zła
, bo ze statku zeszłam tylko z tą naszą nieszczęsną kamerką, więc zdjęcia mam tylko takie:
Jak je zgrałam w domu to aż mi się łzy z nerwów polały... Żadnej sensownej fotki...
Przepraszam Was, że pokazuje je tutaj, ale nie mam innych, a chciałabym zachować spójność rejsu i relacji
Ale co tam... nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem... Będzie po co wrócić...
Po kąpieli oczywiście „normalny” aparat znów gra
pierwsze skrzypce...
Nagle słychać jakieś dziwne małpie odgłosy dochodzące z tego przybytku, o którym pisałam na początku rejsu:
O
majgat co tam się działo???... Jakaś piana, ryk z głośników i drące się pijane laski. Czy ktoś mi tu mówił, że my na
statku Zrce płyniemy???... U nas kulturka, zero wrzasków. Może jest jakiś dzień w tygodniu kiedy na festini jest impreza? Na szczęście my na niego nie trafiliśmy
Kiedy wszyscy są już na statku płyniemy dalej:
Jestem zauroczona tymi plażami. Wybaczcie, że Wam ich wszystkich nie podpiszę, ale już tak długi czas minął od naszych wakacji, że całkowicie pomieszałabym te nazwy.
Kolejnym przystankiem jest wejście do jaskini o nazwie... No właśnie nie wiem...
Sorry za moją ignorancję (jeśli w ogóle ktoś to czyta)
ale rejs poszli rezerwować nasi faceci, czyli mój małżonek ze znajomkiem. Wcześniej jakoś bardzo nie przyglądaliśmy się co ma do zaoferowania ten Festini. Ja wiedziałam tyle, że będzie płynął wokół całego Zalewu Paskiego... Pasuje. O jaskini nie doczytałam...
Teraz patrzę na google maps i czy to jaskinia Gaće??? Ktoś jest w stanie to zweryfikować? Jeśli tak, to byliśmy w Gaciach
Miejsce uroczo wygląda z tym małym statkiem, myślę, że to też fish picnic, gdzie pewnie tylko kilka, kilkanaście osób płynie, co na forum jest bardzo lubiane przez niektóre osoby
I tutaj znów biorę kamerkę.... ehhh szkoda gadać. Nasz „podwodny” też nie pierwszej klasy sprzęt, ale o wiele lepsze zdjęcia wychodzą. Gdbym go wtedy wzięła....
Wychodzimy ze statku i musimy opłynąć skałki
Po czym kierujemy się do jaskini - to tam pod skałami, gdzie widać kilka osób na zdjęciu:
Z racji tego, że Ola moja wolniej płynie w kółku, to każę jej złapać moje ramiączko od stroju kąpielowego i tak płyniemy we dwie. Trochę mnie to męczy, ale dopływamy do wejścia. Pod stopami jeżowce:
Znajdujemy w miarę wygodne miejsce i czekamy na wejście do jaskini:
W międzyczasie gubię męża i syna, bo chcieli trochę skały pod wodą pooglądać, więc wchodzimy same z córcią:
Jaskinia okazuje się być zimna i ciemna
(jak to jaskinia
) Z racji tego, że mąż był daleko za mną, musiałam prosić miłych Państwa z Francji, żeby pomogli mi znieść z głazów córkę. Na szczęście bardzo chętnie mi pomagali. Poprosiłam tylko raz, a Państwo przy każdym trudniejszym fragmencie sami podawali rękę. Jeden moment był bardzo wąski i głęboki. Mnie było po szyję, a córa musiała zdjąć koło do pływania, ale wtedy do pomocy wkraczał przewodnik (koleś z obsługi statku), który nas przeprowadzał przez jaskinię. Wlazł na jakąś skałę, po czym koło do pływania wrzucał jeszcze wyżej, wziął moje dziecko na ręce w najtrudniejszym momencie, po czym podał mi je jak już przecisnęłam się przez skały.
Tak dla jasności. Jaskinia nie jest jakimś mega wyzwaniem, o ile ma się odważne dzieci. Moja Olcia jest trochę typkiem panikary, ale i tak była dzielna. Jestem z niej dumna.
Ola wtedy nie skończyła jeszcze 6-ciu lat, więc wydaje mi się, że młodszym dzieciom może być trudniej, ale jeśli oboje rodziców czuje się pewnie w wodzie i wejdą razem do jaskini
to luzik.
Po wyjściu z jaskini:
Trzeba jeszcze inną drogą (dłuższą) dopłynąć do statku.
No to znów balast na
hol od kostiumu i dajemy...
Zmachałam się strasznie. Pewnie gdybym płynęła sama, to luzik. Lubię pływać i dużo pływam, ale po całym męczącym dniu, dopłynięciu do jaskini, przejście przez nią i dopłynięciu do statku z małym słodkim balastem... to już dość sporo.
Po wyjściu na statek czekamy jeszcze na pozostałych
jaskiniowców i płyniemy dalej... To jeszcze nie koniec rejsu, ale niestety dla mnie koniec fotek.
Pisałam na początku, że relacji miało nie być, więc i fotek „pod relację” nie robiłam. To co widzicie tutaj, to po prostu jedyne zdjęcia jakie udało mi się do relacji udostępnić.
Rejs uważamy za udany. Pomimo tego, że moje zdjęcia w części
kamerkowej kiepskie, to oczy na żywo widziały cudowne widoki... dla których jestem w stanie wrócić na Pag...