Split
Niestety na odwiedziny tego miasta mieliśmy zaledwie jeden dzień. W Splicie starałam się nie patrzeć na "masy" turystów przeciskających się przez siebie w każdym sklepie z pamiątkami, na każdej atrakcji i na uliczkach.
Po prostu wyłączyłam się na wszystko co "głośne" i skupiłam się na poznaniu miasta. Weszliśmy bramą, która prowadziła do zwiedzania pozostałości po pałacu Dioklecjana, tam rozpoczęliśmy przygodę.
Wykupiliśmy sobie karty Split card uprawniające do wielu zniżek. To świetna opcja dla wszystkich , którzy mają na zwiedzanie więcej czasu. Czy u nas się coś zwróciło? Chyba wyszliśmy na równo, może kilka złotych do przodu, ale w większości przypadków wystarczyło pokazać kartę i przejść dalej, co znacznie ułatwiło zwiedzanie.
Karta kosztowała nas 5 euro od osoby. Wszyscy turyści, którzy przyjechali do Splitu na dłużej ( 3 dni minimum ), otrzymują taką kartę gratis.
Więcej o karcie ( darmowe wejścia, zniżki ) w linku :
http://www.visitsplit.com/en/407/split-cardPałac Dioklecjana to wspaniała budowla, zachwycałam się każdym jej zakątkiem, a było ich wiele. Całe zwiedzenia pałacu trwa przynajmniej 1,3h. Pałac bardzo mnie zauroczył, tak mało z tego co zbudowano zachowało się do dnia dzisiejszego, ale w wielu częściach pałacu dało się zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak dawniej mógł on wyglądać. Ludzie zauroczeni tym miejscem cicho przemierzali przez kolejne korytarze, to dawało każdemu z osobna chwile do refleksji i oglądania w spokoju kolejnych pomieszczeń.
Księga wpisów była zapisana wieloma pozdrowieniami, wierszykami itp. Oczywiście największe litery wstawiali Polacy..
Trudno było nie zauważyć.
Po wyjściu z pałacu przystaliśmy na moment przy jednym z licznych stoisk z pamiątkami. Zakochaliśmy się w jednym obrazku i postanowiliśmy go zakupić. Będzie nam zawsze przypominał czasy kiedy pałac tętnił życiem.
Następne na cel obraliśmy zwiedzanie ciasnych uliczek. W niektórych zaskoczyły nas niecodzienne restauracje:
Bardzo innowacyjny pomysł na kawiarnię pod chmurką
Kręte uliczki były tak samo piękne jak Szybenickie, może bardziej "płaskie". Mniej wspinania ale za to dużo więcej turystów i wycieczek, co niestety zabijało tą "magię" którą czuło się w Szybeniku. Mimo wszystko samo miasto zrobiło na mnie spore wrażenie, i ewidentnie czułam, że dzień to stanowczo za mało. Tak naprawdę nie było czasu na sporo atrakcji jakie chciałam obejrzeć. Trzeba było ograniczać się do minimum, dlatego też nie mogę do końca stwierdzić czy pokochałabym to miasto tak samo mocno jak Szybenik. Na tym etapie mogę śmiało stwierdzić, że z pewnością mnie zauroczył.
Zdecydowaliśmy się jeszcze wejść na wieżę ( dzwonnica kościoła ) . Gdybym wiedziała jak wygląda wejście, raczej bym została na dole
Zdjęcie zaczerpnięte z internetu, sama bałam się wyciągać aparat , bo kurczowo trzymałam się tych barierek.
Stopień, za stopniem nie byłam pewna co robię... nie mam lęku wysokości, ale te ledwo osłonięte schody sprawiały wrażenie, że zaraz spadnę. Na zdjęciu jeszcze nie przerażają, ale kiedy na żywo idzie nimi masa osób: jedni wchodzą drudzy schodzą , każdy się ciśnie... to idzie złapać cykora:)
Mój mężczyzna śmiał się, że na samej górze nawet nie cieszyłam się widokami, bo myślałam jak mam teraz zejść:) Także było trochę śmiechu, a po zejściu gratulacji za odwagę. Na dole jeszcze przez godzinę trzęsłam się jak osika.
Postanowiliśmy iść dalej do słynnego "palucha". W Splicie uliczki są bardzo dobrze opisane, nie idzie się zgubić bo turyści wskazują drogę.
Do palucha docieramy bardzo szybko, oczywiście nie trzeba się zastanawiać , który palec trzeba dotknąć aby wrócić do Splitu i mieć szczęście
Nieco zgłodnieliśmy, więc szukamy miejsca aby dobrze zjeść, po drodze mijamy ciekawe restauracje...
Odszukaliśmy pizzerię i nie pożałowaliśmy wyboru. Pizza najlepsza jaką w życiu jadłam. Trzeba przyznać, że Chorwaci znają się na rzeczy. Pizze wychodzą im rewelacyjnie. Jeśli będziecie w Splicie zachęcamy do odwiedzenia właśnie tej pizzerii, lepszej pizzy w Chorwacji nie jadłam!
Minęła już połowa dnia a nam ciągle mało, niestety zmęczenie już zaczyna nam doskwierać. Wiemy jednak, że aby jeszcze cokolwiek zobaczyć nie ma czasu na siedzenie w kolejnej knajpie. Słońce lekko zaszło za chmury, więc decydujemy się na spacer na punkt widokowy znajdujący się ciut drogi od centrum. Deptakiem z palmami podobnym do tego w Trogirze dostajemy się do drogi na punkt widokowy. Droga jest bardzo dobrze oznakowana, prowadzą do niej schody i drogowskazy.
Dowiadujemy się w punkcie informacji, że na punt dostaniemy się w przeciągu 10-15 min. Idziemy więc ciekawi jakie widoki zobaczymy na sam koniec naszej wycieczki...
KONIEC części 1