Cześć,
BuberLubię, jak mnie zmuszają do myślenia, bo inaczej jest nuuuda
20 lipca
Wstajemy o świcie, ustalamy, co kto chce robić, przeglądamy foldery.
Ustalamy plan :
- ostatnie łowienie ryb ( zakupiliśmy w Fjallbace takie małe rybki, jak kazali panowie Ślązacy)
- Goteborg - Universeum
- Plaża, kąpiel, opalanie.
No to łowimy.
A potem jedziemy do Goteborga, znajdujemy Universeum i choć bilety nie należą do najtańszych ( 210 sek dorosły, 160 sek dziecko, co daje na rodzinę 290 zł), postanawiamy skorzystać z atrakcji.
Cały wielopiętrowy obiekt podzielony jest na różne działy. Odwiedzamy kolejno- naturę w Szwecji (np.dzieciak może wejść do gawry niedźwiedzia, żeremia bobra, obejrzeć , jak wygląda rybacka wioska).
Wielkie wrażenie robi ogromne akwarium z rekinem, rybą piłą i tunelem podwodnym (podobnym do tego w Budapeszcie).
Na dachu umieszczono restaurację z grillem, więc po budynku nie roznosi się zapach smażeniny. Parę kroków za nią natykamy się charakterystyczne, podróżnicze namioty, w których można kupić "trofea" ze świata dinozaurów", a potem przenosimy się do pierwotnego lasu - domu prehistorycznych stworów. Ruszają się, ryczą, robią na młodziakach wrażenie
.
Bardzo ciekawym miejscem jest las deszczowy. Panuje w nim taka temperatura i wilgotność, że natychmiast robimy się mokrzy. Co jakiś czas skrapia nas tropikalny deszczyk. Wśród gęstej roślinności skaczą wolno małpki i przechadzają się wielobarwne ptaki. Gdzieniegdzie utworzono ścianki z akwariów zamieszkałych przez faunę lasu deszczowego.
Potem udajemy się do miejsca, gdzie nauka i życie codzienne miesza się z zabawą. Można przechadzać się po linie, wspinać na ściance, dosiąść rozwścieczonego byka. Po ćwiczeniach dla ciała - coś dla intelektu. Elektroniczne gry logiczne, świat detektywów z analizą profilu genetycznego, sterowaniem kamerami i innymi technikami śledczymi. I co dla chłopaków najatrakcyjniejsze - prawdziwy wóz policyjny z kogutami i pełnym wyposażeniem. Można w nim siedzieć!
Atrakcji jest tak wiele, że Antek popada w obłęd i nie wie, co wybrać, więc stoi i płacze.
Sadzamy go dla uspokojenia skołatanych nerwów przy stole z klockami i sklejaniem figurek z chrupek kukurydzianych (niezły pomysł dla przedszkoli - tanie chrupki i woda, czysto, zdrowo, ekologicznie
).
Długo nie pokleiliśmy, bo czeka nas wyprawa w kosmos. Można "skorzystać" z toalety, jaka jest na wahadłowcach, w kadłubie wahadłowca obejrzeć multimedialne informacje o lotach i katastrofach kosmicznych, można się zważyć na Marsie, Saturnie i innych planetach. Międzynarodowe towarzystwo świetnie dogaduje się przy grach symulacyjnych.
Niektórzy setnie się bawią, ubierając swoje dziecko w kombinezon ze specjalnego materiału i rzucając je na ścianę z rzepów. Dzieciak wisi rozpłaszczony jak meduza, a wszyscy zrywają boki ze śmiechu.
Nasz higienista brzydzi się kombinezonu po innych dzieciach i uważa, że rzucanie nim o ścianę godzi w jego wizerunek i godność osobistą.
(Cholera, popsuł nam gówniarz taką zabawę!
)
Jeszcze rzut oka na otoczenie Unverseum.
I jazda z miasta na łono natury. Zatrzymujemy się na "raststation" i oddajemy się grze w kometkę (tzn. ja się oddaję warzeniu strawy, a panowie grają). Jako że jest sobota i nieczynne są pobliskie Informacje Turystyczne, na samym środku parkingu siedzą wolontariusze i służą informacją o okolicach, rozdają mapy i foldery. Miło mieć wrażenie, że dbają o turystów.
A po posiłku kierujemy się na miasto Borak i tuż za nim natrafiamy na miłe kąpielisko. Parkujemy. Tu zostaniemy na noc.
Ostatni punkt programu dnia zaliczony.
Idziemy na spacer po okolicy, panowie o zmierzchu z maniackim uporem ponawiają próbę złowienia ryby. I nie o rybę już teraz chodzi, bo jeść mamy co i nie umielibyśmy jej oprawić, ale o HONOR!
(No i wędka na nic - tyle kasy wniwecz!)