Całkiem miło się z nimi płynęło. Najmilsze jednak było to, że udało się wynegocjować niezłą cenę. Wycieczki dla większych grup ( bo z taką płynęłam) w marcu kosztowały około 230 zł. Za darmo zabierali autokar, kierowca miał darmowe wyżywienie i spanie.
Proponowali w cenie kabiny wewnętrzne (normalni dorośli mogą tam oszaleć ze względu na ciasnotę), 2 noclegi, dwie ciepłe serwowane kolacje w restauracji, dwa serwowane śniadania, kino, disco, spotkanie z załogą - chrzest morski (nadali mi imię Złota Rybka - dobrze, że nie inaczej, np. Gruba Dupka
), konkursy.
Jedzenie dobre i obfite (bardzo obfite dla mnie, bo zjadłam jajecznicę z boczkiem za kilka chorych osób).
Dorzucali też przewodnika gratis. Dzięki tej Pani dowiedziałam się tyle o Szwecji i Szwedach, że mogłabym godzinami opowiadać.
Jeśli chodzi o standard, to jest nieco niższy niż na nowszych promach Steny Line, ale atmosfera niepowtarzalna.
Tym bardziej, że jak już pisałam, mieliśmy sztorm, a lepki śnieg oklejał dziób promu. Nocą chwilami miałam wrażenie, że spadamy w ogromną przepaść, a potem statek trzeszczał i wydawał dźwięk, jakby ocierał się dnem o próg zwalniający. Zgrzyt i metaliczne trzaski nie dawały zmrużyć oka. I tak całą noc planowałam, co na siebie włożyć w razie wywrotki i sprawdzałam, gdzie są kapoki i łodzie ratunkowe.
W Nyneshamn prom rozbijał lód wykonując jakieś dziwne manewry, a potem kry tak się spiętrzyły, że mostek, po którym zjeżdżały samochody na ląd stał się nieprzejezdny, a autokary zawieszały się na podwoziu. A poza tym - bosko!
Stena ze szwedzką załogą zdecydowanie słabsza, jeśli chodzi o obsługę, jakość jedzenia, atrakcje.
Stena z Polakami - super. Zapraszam do mojej relacji z letniej wyprawy na północ