...
Ze Sztokholmu wyjeżdżamy na północ, do rejonu Vasternorrland.
To taka szwedzka prowincja, jakich wiele.
Nie sądzę, żeby specjalnie różniła się od innych miejsc na północy
- ale jak ktoś ciekawy to zapraszam - coś niecoś tam się znajdzie (choć zdaję sobie sprawę, że większość zwiedzających skupi się na południu - stamtąd wieści nie mam
) ..
Stolicą całego regionu jest małe Harnosand (ma tak z 20 tysięcy mieszkańców), ale my jedziemy, do nieco większego miasta Sundsvall.
Ze Sztokholmu jest tam około 400 kilosów.
Na początku jedzie się prawdziwą autostradą, która gdzieś tam za Uppsalą zamienia się w tą ich dobrą, ale zwykłą drogę szybkiego ruchu, przedzieloną metalową barierką.
Zasady jazdy ... takie jak opisane wcześniej
, tylko pustkowie zdecydowanie większe.
Przez całe 400 kilometrów, może tylko raz była czynna knajpa, bezpośrednio przy drodze.
Normalnie, żeby zjeść, czy zatankować trzeba z drogi zjechać (choć niedaleko) ... i nie za często jest taka możliwość.
Ruch ... minimalny.
Na początku można jeszcze zobaczyć te czerwone domki, z białymi futrynami (innych prawie tam nie ma - przez 1000 km na 9 czerwonych był 1 szary, czy żółty
) i słomę zmagazynowanę w białej folii (pola białych walców) ...
Potem tylko las i las ....
Bliżej Sundsvall droga staje się już totalnie lokalna ...
Na poboczach pokazują się, stojące bezpośrednio na jezdni, znaki ostrzegające przed dziurami, tabliczki z napisami Loppis (domowa wyprzedaż) i rodziny skrzynek pocztowych (listonosz do samej chałupy nie podjeżdża).
Jest weekend ...
Więc wreszcie pokazują się sami Szwedzi, dokonujący cruisingu w starych amerykańskich krążownikach szos. ...