Agnieszko, z przyjemnością pospacerowałam po węgierskich ścieżkach i napiłam się winka w uroczych piwniczkach .
Słoneczny Eger bardzo mi się podobał. A minaret ... Hmmmm, to od niego zaczął się mój lęk wysokości. Ileś tam lat wcześniej nawet przepaście Orlej Perci nie były mi straszne, balkonik minaretu zupełnie mnie zmienił .
A co do "grzyba" na ścianach "winniczek" to pamiętam, jak przed laty w egerskiej Dolnie Pięknej Pani winiarze opowiadali nam o ważnej roli, jaką ta szlachetna pleśń odgrywa w procesie wyrobu trunku Dionizosa . Ta pleśń jest dla wina zbawienna: pomaga w dojrzewaniu i uzyskiwaniu właściwego smaku .
Wygrzebałam ze starego albumu (1998) papierowe zdjęcie z piwniczki w Egerze i oto fota z tej już historycznej fotki:
Z podziękowaniem dla Ciebie za węgierską część relacji - jeszcze ciepłe (bo tak było w ubiegły weekend ) zdjęcie z tegorocznego winobrania w zaprzyjaźnionej krajowej winnicy. Niestety, obok jeszcze brak takiej klimatycznej "winniczki" , jakie Ty nawiedziłaś...
A teraz czekam na obiecany podwodny suplemencik .