15.08 - sobota - ciąg dalszy:
Z Egeru wracamy do Bogacsa i wkrótce idziemy na obiad
Rok temu spodobała nam się knajpka o wdzięcznym jaskiniowym wystroju. Restauracja (z zewnątrz) wygląda tak:
Jeśli będziecie w Bogacsu, polecam. Pyszne jedzenie (co jest właściwie normą na Węgrzech, chociaż nie wszędzie jest takie wyśmienite jak tutaj), bardzo miła obsługa (uwaga: mówiąca po polsku
) i fantastyczny wystrój (na stołach obrusy-skóry zwierząt, rysunki z popularnej kreskówki "Flinstonowie".
W tym roku obok restauracji postawili budkę z hamburgerami (oczywiście utrzymaną w jaskiniowym stylu
):
Siadamy na zewnątrz, pod parasolami i zamawiamy węgierskie piwo "Borsodi". Nie jest złe, delikatne w smaku, trochę jak "Karlovačko"
Po kilkunastu minutach dostajemy upragniony obiad, który wygląda tak
:
Jedzą już nasze oczy! Smakuje rewelacyjnie
Porcje oczywiście, jak zwykle na Węgrzech, gigantyczne. To, co widzicie na zdjęciu, to dwa filety z kurczaka z mozzarellą, pomidorami i bazylią, a pod spodem bardzo dużo pieczonych ziemniaków z pysznymi przyprawami. Niebo w gębie!
Zjadam mięsko, ale wszystkich ziemniaków nie jestem w stanie... Mąż "pochłania" wszystko, ale potem ledwo się rusza
Jego porcja to również dwa kotlety - drób nadziewany serem żółtym i sosem koperkowym plus ta sama duża porcja pieczonych ziemniaków plus surówka
Ojjj, robię się głodna... Opisuję Wam tu te wszystkie pyszności, a jeszcze nie jadłam obiadu.
Dobra, nie znęcam się dalej nad sobą. Przejdę do "rozrywkowej części dnia"
Po sytym obiedzie "u Flinstonów", wracamy na camping, odpoczywamy (po takim jedzeniu trzeba odpocząć!) w cieniu i czytamy książki. Czekamy do godziny 16:00 (po której jest tańszy wstęp na kąpielisko), wskakujemy w stroje kąpielowe i przez mostek:
ruszamy w stronę basenów
Już od początku wiemy, że będzie bardzo tłoczno (sobota, piękna pogoda!). Zaczynamy od basenu pływackiego, w którym jest najmniej ludzi (temperatura 23 st. skutecznie ich odstrasza
) Ale nam też woda (w porównaniu z cieplutkim Jadranem!) wydaje się zimna.
Dzisiaj odkrywamy nowe baseny na kąpielisku
Bo okazało się, że takie z nas były sieroty
że ani wczoraj, ani rok temu nie "wyczailiśmy" dwóch basenów termalnych po drugiej stronie kąpieliska, które nie należy wszak do bardzo dużych.
Przenosimy się w stronę naszego nowego odkrycia i wchodzimy do "zupy" (38 st.!) Niestety człowiek obok człowieka, średnio mnie to cieszy. Atrakcją jest oglądanie dzieci i młodzieży wspinających się na skrzynki po piwie, układane jedna na drugiej. Niektóre maluchy są w tym naprawdę niezłe! Udaje im się wejść nawet na kilkanaście skrzynek!
Kąpielisko wygląda dzisiaj jak miejsce gigantycznego pikniku. Na trawce wylegują się całe wielopokoleniowe rodziny. Wszyscy kibicują popisom wspomnianych dzieciaków oraz ludziom wspinającym się na ściance lub próbującym swych sił w jak najdłuższym utrzymaniu się na wierzgającym byku. Do tego wszystkiego muzyka Micheala Jacksona, który teraz jest bardziej żywy niż za życia
i mamy pełny obraz tego sobotniego popołudnia. Taki miejscowy folklor
I my, którzy jeszcze kilka dni temu namiętnie szukaliśmy ustronnych zatoczek, uczestniczymy w tym "pikniku"...
Cóż, zachwycona nie jestem, ale nie jest źle!
Koło 19:00 zbieramy się na camping. Szybki prysznic i ruszamy w stronę "winniczek"
czyli "winnych" piwniczek
:
Zaczynamy wieczór, który skończy się późno i, co tu dużo mówić, trochę nietrzeźwo
Przestrzegam wszystkich: winiarnie w Bogacsu są bardzo niebezpieczne
Można łatwo ulec wspaniałemu "klimatowi" tego miejsca i pysznemu winku, które w dodatku jest śmiesznie tanie (za szklaneczkę płaciliśmy 1 zł 50 gr
; i jak tu nie pić?
).
Pierwsza z naszych ulubionych, piwniczka nr 16 (jest ich około czterdziestu!
):
Tutaj wczoraj zaopatrzyliśmy się w wino, które weźmiemy do Polski, bo wiemy z ubiegłorocznych doświadczeń, że było znakomite. (Zwłaszcza białe ze szczepu muscat; Węgier mówił:
muszkatoly ) W tamtym roku nie próbowaliśmy innego, tym razem postanawiamy to nadrobić...
Siedzimy chwilę na ławce przed piwniczką:
Na zdjęciu widać, jak wygląda to miejsce: piwniczka obok piwniczki. Pora jeszcze wczesna, więc większość nieotwarta. Właściciele wystawiają stoliki właściwie dopiero o zmroku. Niektóre "lokale" mają duże piwnice i można usiąść w środku.
Po jakimś czasie przenosimy się w inne miejsce. Bardzo przypada nam również do smaku czerwone półsłodkie wino z piwniczki (chyba) nr 34:
Siedzimy na zewnątrz, delektujemy się winem i zachodzącym słońcem. Próbujemy focić co nieco:
ale potem naszą uwagę przykuwa już tylko degustacja
Żeby nie było nudno, znowu zmieniamy miejsce. Robi się chłodno, więc wybieramy "lokal", w którym można schronić się w środku.
Duża sala, trochę pusto i bez "klimatu":
Ale za to ciepło (mimo że jesteśmy w piwnicy albo wino już działa
). W kącie poustawiano trochę beczek, ale to akurat chyba tylko na ozdobę:
To co widać na ścianach, to niestety grzyb!
Nie zapominajcie, że jesteśmy w piwnicy
)
Wypijamy tu tylko po szklaneczce (wino, jak i miejsce, nie przypada nam bardzo do gustu) i wracamy do piwniczki nr 34, ale tym razem wchodzimy do małego pomieszczenia w środku. Pani nas poznaje, uśmiecha się i proponuje inne czerwone wino (też przepyszne
). Dostajemy orzeszki i paluszki gratis
Piwniczka (właściwie nie siedzimy pod ziemią, tylko "na parterze", gdzie ustawiono trzy stoliki) bardzo "klimatyczna". Czas miło płynie na degustacji ciągle to nowych win... Straciłam rachubę, szczerze mówiąc...
Na ścianach mnóstwo dyplomów. Oj, chwalą się osiągnięciami w miejscowych winnych konkursach:
Po jakimś czasie dosiada się do nas młody Węgier i zagaja rozmowę po angielsku. Mówi słabo, ale widać, że bardzo się stara. Rozmawiamy o tym, gdzie byliśmy na wakacjach, skąd jesteśmy i co się nam podoba w okolicy. Nasz towarzysz czeka na kumpla i razem wybierają się na dyskotekę do Miskolca. Bogacs to dla nich taka "rozgrzewka" przed właściwą imprezą.
Mówimy, że jesteśmy zdziwieni faktem, iż w tak popularnym turystycznie miejscu jak kąpielisko, nie ma napisów w żadnych języku poza węgierskim. Chłopak przyznaje nam rację i obiecuje pogadać z kolegą pracującym w informacji turystycznej
Jaki ma związek informacja turystyczna z obsługą kąpieliska dzisiaj nie wiem, ale pamiętam, że wtedy wydawało mi się to rozsądne
Przy okazji dowiadujemy się od tego "miejscowego fachowca", że najlepsze wino jest właśnie w naszych ulubionych piwniczkach (nr 16 i 34
). Ma się tego nosa!
Wieczór kończy się tańcami. Trafiamy na potańcówkę przy jednym z "lokali" i szalejemy z mężem na parkiecie
Do namiotu docieramy chyba koło północy albo i trochę po, nie pamiętam dokładnie
Wieczór udał się doskonale! Było to wspaniałe zakończenie całych chorwacko-węgierskich wakacji
i jednocześnie zakończenie mojej "szutrowej" relacji.
Dziękuję wszystkim czytającym za zainteresowanie oraz cenne uwagi i komentarze. Fajnie, że byliście ze mną
Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka vel Maslinka