Witaj,
Goniaa, cieszę się, że dołączyłaś do grona czytających
Jedziemy dalej...
03.08 - poniedziałek
Wstajemy dosyć wcześnie i zaczynamy szykować się do odjazdu. Ledwo udaje nam się upchnąć nasze rzeczy z powrotem w samochodzie. Widać za mało jeszcze zjedliśmy (i wypiliśmy) z naszych zapasów.
Żegnamy się z sąsiadami. Tu chciałabym pozdrowić Marka (znanego jako
gurrru; już Cię wyczaiłam
) z Rodziną. Jestem ciekawa, jak udała Wam się reszta wakacji. Mam nadzieję, że to czytasz i napiszesz obiecaną relację
Pozdrowienia kieruję również do Sławka (nicka nie znam niestety), z którym udało mi się uciąć miłą pogawędkę. Niestety nie spotkaliśmy się już potem w campingowym barze... Z tego co widziałam, to się mijaliśmy: albo Wy gdzieś jechaliście na wycieczkę, albo my. Ale może kiedyś napijemy się piwa na jakimś Cromaniackim zlocie
Camping "Male ciste" opuszczamy dopiero koło 11:00 (mozolne było to pakowanie) i kierujemy się do Drvenika na przeprawę promową. Z tego co pamiętam, dwa lata temu, jak płynęliśmy na Hvar, od razu załapaliśmy się na prom. Ale popularność wyspy niewątpliwie rośnie z sezonu na sezon; teraz odpływamy drugą turą. Czekając, nie tracimy czasu, nie liczymy samochodów (czy się zmieścimy), tylko idziemy się wykąpać
Wjeżdżamy na prom, odpływamy i powoli tracimy z oczu Makarską Rivierę:
Za to pojawia się Hvar z charakterystyczną latarnią morską.
Leszek Skupin wymyślił kiedyś konkurs fotograficzny, którego tematem miała być latarnia morska w Sućuraju. Zostało ustalone, że konkurs odbędzie się po wakacjach
Licząc na to, nie wrzucam do relacji swoich fotek latarni
Dobijamy do Sućuraja. Mamy do przejechania jakieś 50 km, do Jelsy. Ten odcinek drogi jest niezwykle emocjonujący, ale jedziemy nim trzeci raz, więc już się nie boimy. Droga mija nam spokojnie i bezpiecznie, a widoki są niezapomniane:
Po jakiejś 1,5 godziny jazdy docieramy do campingu "Grebisće", na którym spędziliśmy kilka dni dwa lata temu. Tym razem jednak camp jest pełny; po chwili znajduje się dla nas miejsce, ale okazuje się, że samochód stałby bardzo daleko od namiotu, na parkingu. Auto jest dla nas na wakacjach jak szafa
Rezygnujemy więc i jedziemy dalej.
Skręcamy w ślepą drogę prowadzącą do centrum Jelsy. Wiemy, że jest tu camping "Mina", postanawiamy go zobaczyć. Najpierw jednak przejeżdżamy obok campu "Holiday" (o którego istnieniu zapomnieliśmy) i zjeżdżamy, żeby go sobie pooglądać dokładnie. Miejsce bardzo nam się podoba: teren całkowicie zacieniony, blisko morza (co o dziwo niedługo okaże się sporym minusem; ale o tym później), sanitariaty porządne i czyste. Decyzja zapada: zostajemy; jak się okazuje na 5 nocy.
A oto zdjęcia z campingu "Holiday". Miejsca są ułożone tarasowato:
ale autko mamy blisko namiotu, taras wyżej.
Nasze miejsce i widok na morze (zatokę Mina):
Niewielka zatoczka przy campie (widok na wyspę Brac):
My chodziliśmy na skałki kawałek dalej.
Toalety
:
Zjadamy gołąbki z Pudliszek i ruszamy na plażę. "Życie podwodne" zaskakuje mnie bardzo pozytywnie; podziwiamy wielkie ryby pływające przy dnie całymi grupami. (Zdjęć podwodnych jeszcze nie wywołałam, ale później umieszczę je w relacji jako suplement
).
Siedzimy w wodzie (a właściwie pod wodą) dosyć długo. Potem wracamy na camping, prysznic, "wieczorowe stroje"
i idziemy do Jelsy.
Jelsa by night w następnym odcinku