Czas zacząć relację chociaż tyle co niedawno skończyłam opisywać wyjazd na Hvar:).
Tytuł nieprzypadkowy bo właśnie tutaj na Korculi znaleźliśmy najwięcej trafionych plaż, urokliwych, ustronnych, wręcz rajskich...Było ich kilkanaście ale z takich, na których spędziliśmy po kilka godzin... 10 to liczba trafionych ...jedna trafiona dla dzieci, dla nas mniej ale zaliczamy:). Nie uwzględniłam 1 szt która trafiona ale ostatecznie nie wylądowaliśmy na niej na dłużej...wszystko w swoim czasie...
Relacje jednak nie będzie tylko z plaż ale także z miasteczek chociaż o te trudniej, z wysepek okolicznych Prozid i Badija oraz wszelkich wzgórz, jaskiń czy punktów widowkoch..mam nadzieję, że będzie ciekawie i dla Was z przede wszystkim, że nasza relacji ułatwi planowanie wakacji innym:).
Pomysł na Korculę zrodził się podczas pobytu właśnie na Hvarze....widok na Peljesac i Korculę tak nam zapadł w pamięci, że wiedzieliśmy o kolejnym celu we wrześniu 2012.
Oczywiście realizacja miała nastąpić najwcześniej wrzesień 2013..tradycyjnie po sezonie...ale zmieniłam pracę....zorientowałam się w tzw. „gorących okresach” w harmonogramie rocznym i dość wcześnie okazało się, że wrzesień to nie za ciekawy termin.
Ponieważ sezon nas nie interesował to zdecydowaliśmy, że posmakujemy w czerwcowym klimacie;).
Szukaliśmy coraz więcej plusów takiego wyjazdu...że dzień dłuższy, ze potem opalenizną będziemy cieszyć się w okresie letnim a nie pod ubraniami w październiku....troszkę zdezorientowani jak to w czerwcu jest z noclegami zaczęliśmy szukać i porównywać ceny.....Pod uwagę braliśmy Racisce, Prigradicę ale ostatecznie naczytałam się na forum o Zavalaticy jako typowo zacisznym i ustronnym miasteczku.
Znalazłam apartamenty które spełniały nasze wymagania, ponegocjowałam cenę, dostaliśmy taką jak płaciliśmy we wrześniu więc pierwszy raz zamiast jechać w ciemno zarezerwowaliśmy....wprawdzie na maile i bez zaliczki więc bez zobowiązań do końca ale i pewnosci brak...no nic zobaczymy...
Coraz bliżej do wyjazdu, wiosna jakaś taka niezdecydowana, lato coraz bliżej a tu w Polsce zimno....nie czujemy kompletnie klimatu wakacyjnego...
wątek o pogodzie i relacje z majowych wypadów do Cro wprowadzają nas w lekki niepokój czy uda się wyjazd ale jak początkiem czerwca czytałam o wahaniach niektórych osób czy nie przełożyć wyjazdu (z końca lipca) bo pogoda początkiem czerwca na razie średnia to stwierdziłam, że chyba udzieliła nam się jakaś gorączka przedwyjazdowa i przestałam się zamartwiać.
Bo przecież urlop w Chorwacji, prognozy pogody zapowiadają się całkiem fajnie, przygotowania w toku więc cieszyć się trzeba i jechać:).
To jedziemy...planowany start 15 czerwca koło 20.00
Rok temu byliśmy samochodem teścia bo nasz za mały był na nas czwórkę i graty, w tym roku jedziemy swoim, drugim, świeżo zakupionym, większym więc spokojnie planujemy się zmieścić...przy okazji posmakuje rudego pyłku chorwackiego z którym wiele lat zmagał się nasz pierwszy samochód;)
Od rana pakowanie, o ile 4,5 roczniak jest niekłopotliwy przy pakowaniu to 1,5 roczniak na wiele nie pozwala....ale wspólnymi siłami udaje się zapakować prawie po dach...
Ruszamy 20.30, najpierw prowadzę ja, ...tylko do granicy w Chyżne bo niestety przygotowania od rana dają o sobie znać...mężowi dałam pospać do bólu żeby w nocy był przytomny:).
Dziewczyny szybko odpływają więc jedziemy bez przystanków ile się da, tylko tankowanie.
Trasa to Słowacja, Węgry..w Budapeszcie jedziemy przez miasto, jest pusto, dobrze znane nam budynki pięknie oświetlone, tradycyjnie wspominamy nasz wypad do Budapesztu x lat temu z namiotem za czasów studenckich:). Miasto mijamy bezproblemowo i bardzo szybko.
Kierujemy się dalej...w porównaniu z wrześniem świta dużo wcześnie...od 4 jest coraz jaśniej...to może nie wspierać nasze dzieci w dalszym spaniu...Koło 5 budzi się starsza co i młodszą szybko stawia na nogi. Dobudzanie trwa długo, jest cisza i spokój więc jedziemy dalej, pogoda też jakaś taka lepsza niż wrześniowym porankiem....bezchmurne niebo, słońce....zapowiada się coraz lepiej:).
Gdy wybiła 6 czujemy głód, dzieci też zaczynają markotnieć więc robimy przerwę.
Jak to zwykle stacje benzynowe mają place zabaw więc przerwa trwa 1 h. Na parkingu spotykamy Wrocławiaków z naklejką cro.pl:)
Najedzeni, rozprostowani ruszamy o 7:10, ja przejmuje stery, mąż idzie w kimono i reszta też:).
Próbuje moc naszej Kijanki i z jednym czarnym Volvo na zmianę się mijamy, trochę obładowani osłabiliśmy jej moc ale jedzie mi się bosko. Piękna pogoda, coraz bliżej tunel ciepło-zimno....a za tunelem czeka nas taka temperatura:)
Tradycyjny widok
Kierowca nr 2
Po 2 h jazdy zaczyna mnie łamać więc budzę męża, robimy szybką zamiankę i teraz ja odpływam.
Pół godzinki drzemki przywraca mnie do życia, kolejny postój to ostatnia stacja przed końcem autostrady.....parking urokliwie położony:)
12:45 mamy prom do Trpanj, koło 11.30 docieramy do portu w Ploce, kupujemy bilety i idziemy na spacer. Czekamy na luzie na prom, jesteśmy 2 w kolejce, dzieciaki roznosi energia więc biegają w różne strony....nie sposób nadążyć.
Oczekiwanie dobiega końc a, płynie Vladimir Nazor;)
Na promie luzy, w sezonie pewnie jest tu tłoczno aż nadto...podróż się dłuży chociaż to tylko 1 h ale nasza najmłodsza latorośl dostała 3 życie i włazi wszędzie, ciekawska dusza....ciężki wiek bo wszystko chce, wszędzie włazi, nic się nie boi i też nie rozumie jeszcze wiele.
Stoimy pierwsi do wyjazdu....czas mija, próbujemy mimo pogoni za młodą poczuć klimat:)
Zjeżdżamy z promu i lecimy spokojnie do Orebicia na prom o 14:30.
Pierwsze spojrzenie ku naszemu celowi;)
W Orebiciu właściwie stajemy tylko po bilety i od razu za moment wjeżdżamy na pokład....pustki....uroki pobytu poza sezonem.....nie dopatrzyłam się jeszcze minusów takich wyjazdów;)
Korcula coraz bliżej...
Podziwiamy Badiję...planujemy tu zawitać;)
Ten odcinek minął błyskawicznie mimo rosnącej znów energii Lenki.
Docieramy do naszego apartamentu, przemiła właścicielka, okazuje się, że jesteśmy sami w całym budynku i w ogóle w okolicy...jedynie naprzeciwko w domu też są już turyści....pustki totalne, spokój...czujemy się jakby to wszystko było tylko dla nas...
Niestety okazuje się, że taras mimo iż piękny to ma zbyt duże przerwy i Lena z łatwością przejdzie....rozważamy inny apartament, bez tarasu:( ale właścicielka wymyśla, że przyniesie taką osłonę co zakupiła na basen dla turystów który własnie kończą za domem...przeplatamy to i okazuje się strzałem w 10:).
Stwierdzamy że nie ma sensu się już kłaść, idziemy na spacer rozprostować kości...
Polecana na forum jako lokum oraz Konoba Albert już zaczęła sezon...druga w miasteczku dopiero ma startować...nasza włascielka poradziła nam zaczekać na nią, Alberta odradzała...hmmm nie sprawdziliśmy ale zawierzyliśmy bo w Chorwacji jest od maja do października a potem wracają do Niemiec gdzie prowadzą restaurację rodzinną więc chyba na jedzeniu się zna:)
Z ciekawości próbujemy zerknąć na Zitną ale kierowca już zmęczony więc tylko z grubsza fotki...
I tradycyjnie koty...Lenka jest straszną kociarą mimo iż my nie mamy kota...trafił jej się taki maluszek i nie mogła się oderwać od niego:)
...hehe koszulka taty bo swoją zalała piciem..
Powoli kończy się dzień...wracamy do siebie
I mała niespodzianka, właścicielka zaprasza nas na winko, tarvaricę, smokvicę i inne smakołyki...nas zmęczonych po podróży szybka zaczyna zmagać moc trunków więc mimo iż fajnie się rozmawia, mąż pracował w Polsce swego czasu i takie tam to wracamy do siebie położyć dzieci i sami też udać się na spoczynek.... ....od jutra startujemy z plażowaniem