Dzień 13 – całodniowe pożegnanie…Noc bezwietrzna, rano budzi nas kolejny słoneczny dzień….tak pogoda bardzo nas rozpieściła na tym wyjeździe….zwykle trafiały się 1-2 dni pochmurne a tym razem pełne słońce przez 2 tygodnie:).
Temperatura w ciągu dnia nieco zelżała do 26-28 stopni, plażowanie więc jest każdego dnia…myślimy nad dzisiejszym…
Nie możemy się zdecydować więc postanawiamy zbadać okolice wcześniej odwiedzonej uvali Orlandus i kierujemy się do zatoki
Curicevo dance na znakach opisywanej jako
Bila glavica. Oznakowanie bardzo dobre więc jedziemy..jedzie się milusio ale nagle znak
private property trochę mnie wprowadził w lekki niepokój….wiemy jak jest z tym wybrzeżem ale jednak czujemy się dość nieswojo…znak zrobił swoje…dodatkowo droga traci na jakości
Decydujemy się na wysłanie przedstawiciela/ochotnika na zwiady:)….ochotnik z nakazu wybrał się więc na rozpoznanie, wraca zziajany, kawałek jeszcze do zatoki jest a i tak nie zszedł na sam dół…przyuważył bowiem zwiadowca, że ktoś tam już okupuje te krzaki więc za dużo nas w jednych krzakach…
Niewiele już tracąc czasu na zastanawianie decydujemy się
wrócić do Orlandusa – co jak co ale zatoczka godna powrotu:)
Ale zanim w ogóle wybraliśmy się na poszukiwanie plaży po drodze wstąpiliśmy do Smokvicy na poszukiwania dziadka polecanego przez
Marshallaha:) domniemujemy gdzie dokładnie dziadek urzęduje ale jest jeszcze przed południem i jest zamknięte…nie zakładam, że już dziadek ma dość…:)
Ok wrócimy tu wieczorem, jadąc na stację INA w
Smokvicy dostrzegamy wiele szyldów z zaproszeniem na degustację i na zakupy…nie będzie źle, jak nie dziadek to ktoś nam tu wino dobre sprzeda.
Tymczasem Orlandus na nas czeka więc lecimy. Miejsce nas zaskakuje, zero aut, robotnicy z budowy przy drodze gdzieś też poukrywani a plaża pusta:) ha..czerwiec jest the best:)
Cóż za
marnotrawstwo takiej pięknej plaży ale nie narzekam, my ją wykorzystamy:)….
Co Wam będę więcej pisać… czas plażowy w błogiej samotności…czuliśmy się jak na zagubionej wyspie…ba jak na prywatnej wyspie i plaży…jak w Błękitnej Lagunie –
piękni, młodzi, dzieci rozkoszne…dobra poniosło mnie z tą młodością:)...dobra pięknością też…ale dzieci rozkoszne
Wspólny posiłek zbliża:)
Mało zdjęć mamy z tego dnia bo rozkoszowaliśmy sie ostatnim dniem plażowania…to było dobre miejsce na pożegnanie…
Tak się nie mogliśmy pogodzić z myślą, że powoli nasz pobyt dobiega końca…jutro pakowanie, Orebic na chwil kilka, Trogir i powrót do Polski…
Postanowiłam więc kawałek plaży zabrać ze sobą, były tam piękne otoczaki i wiadro takowych wyszło z niej z nami:)...cieszą teraz oko w naszym ogrodzie
Ponieważ nie byliśmy na plażowaniu w
uvali Bratnija Luka to postanowiłam zejść tam i chociaż z bliska zorientować się na przyszłość .
Schodzi się łagodną ścieżką, dość przyjemną…fajnie fajnie ale im bliżej brzegu tym czułam się jak intruz…to jednak bardziej zamknięte miejsce dla osób z apartamentów…tak się to odczuwa….ścieżka wchodzi między domki i wpada się nagle na plaże a tam kilka osób i mnie cofnęło….jakbym im przeszkodziła a oni wszyscy mnie zauważyli…
to mała plaża, dość kameralna więc jak nie ma tam za wielu mieszkających to może być cudownie ale tak wpaść z „ulicy”…nawet zdjęć się nie odważyłam zrobić…dopiero z małej góreczki obok…tak poglądowo
dla cromaniaków
Ostatni dzień plażowania, ostatnia wizyta w Korculi, ostatnie lody…smutno jakoś ale też radośnie, że to były bardzo udane wakacje i rodzinnie i pod względem miejsca wakacji.
Mała drzemka:)
Tak się szwendamy ile się da…
Zaglądamy tu i ówdzie
Zbieramy się już późnym wieczorem…po drodze zaglądamy do dziadka, trafiamy też na jego kuzynkę z mężem, przylecieli z Australii. Zaczęła się rozmowa bo
dziadeknie bardzo po angielsku więc głównie Oni z nami rozmawiali ale rozmowa rozkręcała się świetnie bo jak się okazało mają synową z Polski, znają Kraków, polecają nam wyroby dziadka...ja testuję bo mąż kieruje i wybór pada na
Posipa w szkle i w plastiku.
Dziadek mówi, że Polacy to świetni klienci, że najgorsi są Włosi…tylko degustują i nic nie kupują:).
Miło się rozmawiało, Państwo Australijczycy strasznie mili i tyle miłych słów usłyszeliśmy…czuliśmy się po tej pogawędce jakbyśmy się już znali długo….przyjemny akcent na koniec wakacji..
Kolacja w naszym apartamencie, spijamy co zostało ..taki miks….
W nocy docierają też goście którzy mają mieszkać pod nami…okazuje się, że Polacy i też z Krakowa. Niestet mieli pecha….przyjechali na 2 duże auta, 10 osób, 3 skutery i 1 auto im się zepsuło…zostawili je na lądzie w Baska Voda…do promu na 2 razy kursował drugi kierowca, potem do Zavalaticy też….pech niestety…
Dobranoc mówimy Korculi…kolejne dobranoc już na lądzie