Dzień 2 – czas na pierwszy SUKCES....ale zanim nastąpi to wstaniemy o świcie...bynajmniej nie podziwiać wschód słońca....kto ma dzieci ten rozumie...nasze młodsze dziecię chyba śpieszy się na plażę bardziej niż my....nie zasłoniłam dokładnie żaluzji co przy tej pięknej chorwackiej pogodzie wypełniło pokój szybko jasnością...starsza śpi (ta ma zasłonięte do ostatniej szczelinki) więc my z młodszą dogorywamy na tarasie, przeglądamy notatki, mapę, ratujemy się kawą i rozkoszujemy się widokiem na budzącą się do życia wolno zatoczkę...
Z czerwcowych obserwacji już czujemy że jednak jest zdecydowanie mniej ludzi niż we wrześniu...nawet w 2 połowie września jak byliśmy na Brac....większość apartamentów dopiero szykuje się do sezonu, trwa sprzątnie, odkurzanie, malowanie....niesamowite odczucie jakbyśmy wpadli z wizytą w nieturystyczne rejony i tylko niebieskie oznaczenia z napisem Apartman, Sobe przypomina, że takich jak my bywa tu całe tabuny....wieczorem na tarasie słychać było tylko szum morza uderzającego o skały....żadnych turystów...polskich to już w ogóle na całe szczęście...
Zavalatica jest bardzo cicha i spokojna, nie robi mega wrażenia wizualnego, ot zatoczka, domki, cisza ale dodatkowo brak ludzi dodaje jej uroku...cieszymy się z wyboru lokalizacji bo zamierzamy zajrzeć w różne zakątki wyspy a po wojażach wracamy do tej oazy ciszy...dodatkowo apartament który wybraliśmy jest bardzo fajny, nie ma się czego czepić....wszystko super i tylko dochodzą nowe udogodnienia jak właśnie kończący się tworzyć basen....
Starsze dziecię jako, że ma ciemność totalną w pokoju wstaje o 8:30, idą z tatusiem po bułeczki i możemy rozpocząć śniadanko na tarasie.
Poranna burza mózgów zaowocowała ustaleniem że jedziemy w kierunku
Racisce szukać zatoczek Vaja i Samograd.
Czytaliśmy w
relacji kulek, tu ukłony:), że jest w te strony ok droga, miejscami asfaltowa z bezproblemowym dojazdem więc będziemy jej szukać...
Pakujemy klamoty...zwykle w pierwszy dzień biorę co mi do głowy przyjdzie na plażę..dla dzieci...potem stopniowo wykruszają się te których nigdy nie używamy i zostają te najpopularniejsze.
Tymczasem jedziemy do Racisce, napawamy się widokami za którymi tak tęskniliśmy...dzieciaki tradycyjnie łapią drzemkę więc bez pośpiechu sobie pomykamy przez wyspę...
Trasa jest taka mniej typowa jak zwykle mamy w Chorwacji bo blisko wybrzeża i bez przepaści, co kawałek mijamy mini betonowe pomosty/plaże typowo pod nadbrzeżne apartamenty....na razie na mało której są turyści ale w sezonie to chyba wygląda masakrycznie...właściwie leżysz prawie na drodze...to nie dla nas...
Same Racisce zdecydowanie inaczej odebraliśmy ale fotki tego miasteczka innym razem, teraz pędzimy na plażę;)
Na podjazdach widzimy w dole
Vaja...planujemy tam dotrzeć jeśli
Samograd nie wypali
Jedziemy spokojnie sobie dalej i trafiamy na zjazd w prawo...obstawiamy, że z dużym prawdopodobieństwem to dojazd do Uvali Samograd więc wjeżdżamy...na samym końcu szutrowej i dość wąskiej drogi jest mini parking na 3-4 auta i stoi już jedno....potwierdzenie, że duża szansa że to dojście do plaży...wyskakuję w biegu i biegnę sprawdzić co mnie tu czeka...autem można też przy drodze stać, trudniej potem nawrócić ale da się.
Wracam jeszcze szybciej i wołam resztę ekipy że to to i że jest wspaniale:).
Od miejsca gdzie zaparkowaliśmy zejście trwa około 3-4 minut wśród drzewek oliwnych, kamienistą ścieżką...plaża jest dość szeroka, są oprócz nas jeszcze 2 pary....rozlokowani w jednym końcu więc my idziemy na drugi koniec, wszyscy z nastawieniem na naturalne opalanie więc wpasowaliśmy się szybko w klimat....
Ulokowaliśmy się po lewej stronie plaży, od strony Babiny, tam też wcześniej troszkę cienia można złapać co przy dzieciach jest istotne...
Przy okazji dla wybierających się z dziećmi potwierdzam że namiocik nasz sprawował się super i bardzo się przydaje na takich plażach gdzie o cień trudno.
No to zaczynamy plażowanie...z racji posiadania 1,5 roczniaka pływamy na zmianę a Nadia z każdym z nas:) ta to pożyje..
Jest wspaniale..czekaliśmy na to od września....mamy prace raczej w trybie siedzącym, za biureczkiem z laptopikami...cały rok wśród ludzi, raportów, systemów, analiz i tak czekamy na ten pobyt na łonie natury, całkowicie odcięci od codziennych spraw, podziwiamy piękno otoczenia, bez tłumu ludzi, w spokoju..czas płynie jakoś obok....jest tylko szum morza, cykady i milion pytań 4,5 roczniaka ale z tym musimy żyć w każdych warunkach...
Plaża naprawdę bardzo łatwo dostępna a piękna i co ważne naprawdę mało oblegana...sprawdziliśmy to ponownie i wtedy byliśmy już kompletnie sami ale do tego dojdziemy...
Łopatka, wiaderka i mini polewaczka to wynalazek cudowny....młodsze dziecię całkowicie pochłonięte kamykami...podlewane leciutko wodą grzebie w nich i grzebie a my ukojeni drzemiemy na zmianę bo równocześnie to wieki temu się zdarzyło...no może nie wieki...5 lat temu:)
Mimo iż czas płynie wolno i niby obok to jednak pora się zbierać na pierwsze rozpoznanie terenu w mieście Korcula i oczywiście pora na lody.
Rzut oka z góry....
Wjeżdżamy do Korculi od strony Racisce i pierwsze obserwacje....warto zaparkować powyżej miasteczka tuż przy szlaku na Fortecę , raz że ładny widok na miasto, parking za darmo a i zejście sympatyczne po schodach...tylko wejście potem z dziećmi na rękach czy wózkiem mniej ale 2-3 razy odbyliśmy taki spacer zanim odkryliśmy inny parking darmowy dużo bliżej:)...będzie i o tym później...
Korcula jest bardzo popularna na wyspie bo to jedyne takie miasteczko gdzie można się powłóczyć wąskimi uliczkami, zobaczyć piękne jachty, zjeść drogo i wspaniale....my zwykle wpadaliśmy na lody, wybiegać towarzystwo, posnuć się po uliczkach bo czerwiec sprzyjał...wiele było pustych i od razu inaczej się człowiek czuje wśród tych ścian...w weekend raz najechało narodu i od razu nam przeszło ale wróciło w inne spokojniejsze dni więc śmiało mogę od razu powiedzieć, że miasto ma coś w sobie, charakterystyczna starówka, piękne położenie, poza sezonem mniej ludzi powoduje, że dobrze się tu czuliśmy...niby popularne ale jedno wejście w bok w wąską uliczkę i od razu klimat inny...pokaże na zdjęciach w kolejnych dniach.
Poznaliśmy Korculę jakies 12 lat temu gdy zwiedzaliśmy Chorwację od Zadaru do Dubrownik z namiotem i lokalnymi środkami transportu...trafiliśmy wówczas na Korculę na 3 dni....wiele wspomnień wróciło ale wtedy tylko liznęliśmy samo miasto i plaże przy kempingu...teraz odkrywamy na nowo:).
Dzisiaj typowo rozpoznawczo i na lody...
I oczywiście kot:)
W mieście słychać już polskie głosy chociaż i tak jest pusto...nie chcę wiedzieć co się tu dzieje w sezonie...znaczy wiem bo te 12 lat temu byliśmy w sierpniu...nie lubię już wakacji w sezonie...drożej, upał większy, dużo ludzi....już teraz mamy 30 stopni i jest aż za gorąco a w sezonie pewnie jest jeszcze bardziej upalnie....właściwie po tym wyjeździe kolejne wakacje bywały już poza sezonem...czy to Włochy, czy Grecja czy Korsyka czy ukochana Chorwacja...
Wracamy do apartamentu....i dostajemy furę ichniejszych faworków od naszej gospodyni, świeżo usmażone....do wina średnio ale co tam...my tam słodkim nie wzgardzimy nigdy więc wieczór kończymy na tarasie z winem, faworkami, mapą i notatkami...planujemy kolejny dzień:).