Dzień 7 – wysepkowy tour czas zacząćJak planujemy wakacje to zawsze mamy takie wybrane
perełki które musowo chcemy zobaczyć, najczęściej zgadzamy się w tym więc jest prościej:)…..taką perełką dla nas miał być
Proizd….zachwyceni klimatem i całą jakby atmosferą na Jerolimie przy Hvarze teraz też mieliśmy nadzieję na takie właśnie swoiste poczucie raju, wolności, natury……tak ta wysepka wydawała się spełniać takie oczekiwania…
nieco zmartwieni faktem że przed sezonem może być jak z Badiją trochę problemowo nie nastawialiśmy się na 100% ale nadzieja była.
Widząc dzień wcześniej ogłoszenie że pływają zdecydowaliśmy się to sprawdzić i spróbować popłynąć.
Niestety niesie to za sobą taki oto fakt że spania długiego nie akceptujemy w dniu dzisiejszym…ok…jakoś się z tym wszyscy godzimy:)
Ostatni kurs z VL jest o 11 więc żeby dojechać, zaparkować bez płacenia wybrać się i zdążyć musimy wyruszyć o 10. Tak się staje o dziwo…mamy problem zawsze z wybraniem się na czas…dzieci mają milion życzeń a i tak stoją pierwsze pod drzwiami gotowe do wyjścia…jakim cudem? No tak…matka robot spełnia te życzenia, ich wyrażanie zajmuje mniej czasu:)
No ale do rzeczy…ruszyliśmy, młode śpią w samochodzie…takie pożyją…ja focę..mąż kieruje czyli generalnie wszystko na swoim miejscu:)
Parkujemy przy porcie ale nieco wcześniej, wzdłuż głównej ulicy i za darmo.
Jak już wspomniałam nadzieja była ale dla samej nadziei nie będę maneli taszczyć i szukać taxi boat na darmo…mąż idzie na zwiady.
Hurrrra, jest łódka…płyną? Płyną…hurraaa…hmmmm a za ile?????....za tyle ile ogłaszali na plakacie niezależnie od ilości osób…hurrrra..no to możemy akcję „zebranie klamotów” uznać za rozpoczętą!.
Cena – 35 kn od dorosłego, Nadia 20 kun, Lena za darmo. Wsiadamy ale nikogo poza nami nie ma, czekamy jeszcze tak do 11:10 i ruszamy…sami na łodzi to może sami na wyspie????
Ło rajusiu…może być ciekawie:)
Nasza łajba:)
Dziewczyny mają frajdę…płyniemy 35 minut, mijamy Osjak na który spoglądaliśmy wczoraj w Todorovicy…morze troszkę niespokojne ale płynie się dobrze
Powoli dobijamy….wyspa bardzo zalesiona i wydaje się być totalnie pusta, tonie w turkusie…
Schodzimy na ląd i od razu zmierzamy ku wcześniej obranemu kierunkowi czyli na plażę
Donji Bili Bok. Na wszystkie plaże prowadzą drogowskazy, idzie się piniowym laskiem, w cieniu, bardzo przyjemnie ale tak już chcemy do wody że wręcz pędzimy. Oczywiście- siku, piciu, coś słodkiego a daleko jeszcze???- towarzyszą nam jak zawsze…tego pobyt w raju nie zmienia, to jest nieodłączny element w każdym otoczeniu:)
Jakieś 10-15 minut z powyższym sikaniem, piciem i włażeniem na barana głowie rodziny….szyja czyli mama już zajęta bo taszczy najmłodszego darmozjadka, docieramy…gdzieś….bo im bliżej plaży tym oznaczenia tej właśnie plaży jakby zaginęło…ale co tam…trafimy…duża szansa bo reszta oznakowana:)…..ale to nieważne bo oto naszym oczom ukazuje się….
No tak…to jest to….zostawiam brygadę i ruszam na plażę obok sprawdzić czy na pewno to nasza jest najbardziej rajska, czysta, z turkusową i najbardziej krystaliczną wodą…..
No i równie piękna….ale skalista…jest mała plażyczka z kamyczkow…no wyśmienita ale zajęta przez parę…tak w sam raz dla nich….reszta to skały więc z naszymi dziećmi odpada…ale bosko jest…
Wracam sobie już brzegiem, mewy latają nad głową, pachnie wszędzie rozmarynem….jest ciepły, konkretny powiew od morza…
ale tu fajnie….sama natura…
Nadia zachwyca się falami, nie boi się nic…rok temu ryczała jak były fale a teraz jest pierwsza i wyjść z wody nie chce…
Czas się zatrzymał…na 5 minut…chociaż nie….nasze dzieci tylko jak śpią to nie chcą nic przez 5 minut li dłużej….ale mają radochę na tej plaży…Lena wiecznie spogląda na mewy, maluje, piszczy na widok siostry w falach a za chwilę płacze jakby się bała o nią…trzeba ją uspokajać i znów piszczy…kochane łobuzy
Popołudniu mamy małe towarzystwo…
bo rzecz jasna plaża wcześniej była tylko nasza….tak…Korcula i czerwiec to połączenie wygenerowało najwięcej plaż na których nie spotkaliśmy nikogo albo tylko sporadycznie jakieś osoby ale z dystansem odległościowym do naszego “obozowiska”
Fale coraz większe więc mamy obawy o powrót ale niepotrzebnie….Ekipa Express transfer już na nas czeka, wracamy w liczniejszym składzie – 1 para plus kilku chłopaków nurków, nie kołysze i nie buja jakoś dramatycznie ale na tyle że Lena zasnęła na rękach…
Na wejście i wyjście z łodzi kapitan pomagał Nadii i ją przenosił a ta taka dumna najbardziej zapamiętała z wyprawy na Proizd fale i to przenoszenie…
Vela Luka prawie na wyciągnięcie ręki więc zbliża się koniec wyprawy…warto było, cały klimat i otoczka na wyspie dają poczucie wolności, małego raju….ale tylko poza sezonem…z tłumem ludzi nie wiem jakie miałabym odczucia, uwielbiam klimat dzikiej wyspy, bez ludzi, z piękną plażą i turkusem wokół….to mi daje totalny relaks i utratę poczucia czasu….tak…takie zakątki potwierdzają że warto ruszyć się z jednego miejsca i poszukać takich perełek…
Idziemy na pizzę…
Podejmujemy decyzję że zostajemy w VL na ogłaszanym na plakatach występie dzieci..mamy jeszcze czas to może skoczmy sobie na
wzgórze Hum:)
I pojechaliśmy…Nadia zasnęła w aucie więc tylko Lena podziwia zachód słońca
Strażnica Firemana
Dzisiaj niestety chmurki na wieczór troszkę nam zepsuły efekt ale
wrócimy tu jeszcze Występ dzieciaczków podobał się bardzo, wiadomo nie jest to zawodowy taniec ale dzieci włożyły mnóstwo pracy i sił w przygotowanie występu że fajnie było to zobaczyć. Nadia siedziała najpierw jak zaczarowana a potem tańczyła na „widowni”, Lena zaś równo wszystkich obdarzała mega brawami:)
Późno już, wracamy do siebie…niestety na syrenie, Lena jest tak zmęczona że zasnąć nawet nie może, na szczęście w apartamencie umyta, z mleczusiem szybko pada. Druga zasnęła w drodze więc szybkie mycie na śpiocha i do łóżka…uff…..czujemy już zmęczenie dzisiejszym dniem…tyle wrażeń i dalekie wycieczki dają znać o sobie więc krótkie tarasowanie i idziemy spać…
dużo do zrealizowania i do późna ale zarazem dzień z takich że czujesz że żyjesz;)