Dzień 4514.11.17, Aguas Verde, Guayaquil
Droga była znacznie dłuższa, niż myślałem
. Autobus zatrzymał się w Tumbes. Cześć osób wysiada, wszedł jakiś facet i mówi do mnie, że trzeba podbić paszport
.
Zdziwiony wstaję, ale jakaś dziewczyna wraz z pilotem zatrzymują mnie
i mówią, że w Aguas Verdes mam urząd imigracyjny.
Facet nie rezygnuje zbyt łatwo
, ale wreszcie pilot go wyprasza
. Dziewczyna mówi, że chciał mnie okraść
.
Docieramy po jakimś czasie do Aguas Verdes. Owa pasażerka bierze mototaxi i mówi, abym z nią pojechał. Przez moment się zastanawiam i wsiadam do tego trójkołowca. Miało być 10 soli za całość, ale kierowca chce tyle od osoby. Jedziemy jakoś inaczej, niż chce kobieta i zaczyna krzyczeć na kierowcę
. Chwilę potem zatrzymują nas policjanci
. Każą wysiąść i chcą przeszukać moje rzeczy pod kątem narkotyków
.
Zastanawiam się, czy jeden cukierek z koki, który mi jeszcze został, może stanowić problem, bo w Ekwadorze są nielegalne. Mundurowi na czapkach mają flagę Peru, więc jestem spokojny
.
Duży plecak ląduje w samochodzie i zaczynają grzebać dowcipkując przy tym sporo
. Nagle jeden z nich zaczyna mi otwierać mały plecak, który mam na ramieniu
. Wypada polar i portfel
.
Funkcjonariusz pomaga mi schować rzeczy
(no proszę jaki uczynny ), a drugi policjant bierze ów bagaż i kontynuuje przeszukanie w samochodzie
. Wreszcie koniec
.
Moje taxi za które już zapłaciłem odjechało
. Jacyś ludzie nie chcą mnie przepuścić przez mostek i żądają 10 soli
.
Idę zatem na około i docieram na targ. Chcę kupić banany, a w portfelu tylko strzępek po banknocie
.
Zastanawiam się gdzie, kto i kiedy mnie okradł . Wychodzi na to, że policjant, który otworzył mały plecak Zdenerwowany nie wiem, co robić dalej
. Jako, że mam jutro lot, to najpierw znajduję transport
. Pytam, czy zatrzymują się w urzędzie imigracyjnym, ale nie. Trafiam na posterunek policji w Ekwadorze. Pytam się, jak dotrzeć do urzędu imigracyjnego i mówię, że chcę zgłosić kradzież
.
Zależy mi na potwierdzeniu dla ubezpieczalni. Słyszę, że posterunek jest też koło biura imigracyjnego, do którego mogę dotrzeć taksówką, albo autobusem. Wybieram autobus. Wypłacam trochę dolarów i czekam. Po dłuższym czasie wreszcie nadjeżdża właściwy pojazd. Na granicy dostaję pieczątki, ale z moim problemem odsyłają mnie z powrotem do miasta. Niestety nie ma podobno tam już autobusu w drugą stronę, więc idę pieszo w skwarze chyba godzinę
.
Docieram na posterunek ekwadorski, ale odsyłają mnie do Peru
.
Waham się, ale postanawiam tam iść
.
No, nie wiem . Ja bym chyba odpuścił .Na wejściu mówię policjantce, że mnie okradła policja
i akurat zauważam jednego z członków patrolu
.
Wskakuję na niego i mówię, że on mnie przeszukiwał. To chyba dowódca. Mówi, że zaraz to wyjaśnimy i zaprasza do biura
.
Przypominam sobie
w tym momencie historię śmierci na wrocławskim komisariacie sprzed paru miesięcy i jeszcze bardziej się niepokoję
.
Wchodzę i mówię, że mam ubezpieczenie i potrzebuję mieć potwierdzenie zgłoszenia kradzieży. Dodaję też, że byłem na policji w Ekwadorze
, aby wiedzieli, że jest jakiś ślad wskazujący na nich
. Wtedy ów funkcjonariusz mówi, że on nie chce żadnych problemów i oddadzą mi pieniądze
. Parę razy pyta o kwotę, trochę próbuje się targować i cały czas sprawdza, czy nie nagrywam telefonem zdarzenia.
O coś się udało pstryknąć Parę razy wychodzi i wraca, wreszcie woła mnie za winkiel, gdzie stoi reszta patrolu. Zabierają mi telefon
... abym nie nagrywał i wręczają część pieniędzy
.
Stwierdzam, że to jeszcze nie wszystko ...
Oj czy nie przeciągasz struny i dostaję resztę oraz telefon
.
Wychodzę i oddalam się jak najszybciej
.
Filmik nagrany przed i po wizycie na posterunku policji.https://www.youtube.com/watch?v=1sWte642WMYKupuję bilet do Guayaquil za 7 usd i odjeżdżam
.
Późnym wieczorem docieram na terminal. Łapię darmowe wifi i sprawdzam noclegi. Znajduję najtańszy dostępny hostel blisko centrum za 6 usd i wychodzę. Okazuje się, że autobusy do centrum już nie kursują. Szukam jakiegoś colectivo, ale nic z tego
.
Ostatecznie biorę taksówkę za 3,5 usd i docieram na miejsce. Dość długo muszę się dobijać
, ale wreszcie ktoś mi otwiera. To był ciężki dzień...