Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Szlak Gringo - Relacja Telefonem Pisana

Nazwę Ameryki zaproponował w 1507 roku niemiecki kartograf, pochodzący z Alzacji, Martin Waldseemüller. Przypisywał on odkrycie Nowego Świata, jak wówczas określano nowo odkryty ląd, Amerigo Vespucciemu i na jego cześć nadał mu miano America. Jednym z najstarszych globusów, na którym pojawiła się nazwa Ameryka, jest Globus Jagielloński z 1508 roku.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 09.10.2017 22:11

Nie mogłem się powstrzymać - podoba mi się.
Przypomina mi relacje (rodzinne) moich dzieciaków ze Wschodu i Zachodu...

Pozdrawiam,
Wojtek
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 11.10.2017 12:34

Franz napisał(a):Nie mogłem się powstrzymać - podoba mi się.
Przypomina mi relacje (rodzinne) moich dzieciaków ze Wschodu i Zachodu...
Pozdrawiam,
Wojtek

Witam Podróżnika :) . Cieszę się, że się podoba :D .

agata26061 napisał(a):Z przyjemnością będę tutaj zaglądać. Wrzucaj dalej fotki i opisy syna, bo jest baardzo interesująco :D

Tak myślałem, że nie tylko mnie zaciekawi ich podróż :oczko_usmiech:

margaret-ka napisał(a):Wyrazy uznania dla młodych, pięknych i odważnych :D Szczególnie za spontan, na który mnie już nie stać. Kierunek bardzo interesujący, więc jestem pilnym czytaczem. Szkoda, że z dostępem do internetu krucho i fotek niewiele; mam nadzieję, że po powrocie coś jeszcze wrzucą.

Skoro kierunek interesujący to może rozważna (spontan zostawmy młodszym :oczko_usmiech: ) i ciekawa podróż do Ameryki Płd. :?:
W przysyłanych fotkach zaczynam się już trochę gubić :? , a czy więcej ich dorzucą po powrocie, to tego nie wiem :roll: .
pzdr. :wink:
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 11.10.2017 12:35

Dzień 9

9.10.17, Angra dos Reis, Ihla Grande
Wstajemy po 8.30 i idziemy na hostelowe śniadanie, które okazuje się być bardzo skromne: ciasto, bułki, masło, mleko, sok. Ciasto bardzo dobre, a sok jakoś przestaje nam smakować gdy przychodzi dziewczyna z hostelu i dolewa do dzbanka wody z kranu… :evil:
Przewieszamy wilgotne rzeczy z pokoju na balkon, zostawiamy plecaki i ruszamy na jedną z 10 najpiękniejszych plaż świata według magazynu Vogue :D . Trasa wiedzie przez inne plaże i wzgórza porośnięte lasem tropikalnym 8) .

Obrazek

Obrazek

Ola nadaje takie tempo, że zdziwiony ledwo nadążam :o . Na imprezie zoukowej w Rio jeden z partnerów stwierdził, że musi mieć brazylijskie korzenie 8O . Chyba miał rację :lol: .

Obrazek

Po dwóch godzinach intensywnego marszu w trudnym terenie, gdzie przez cześć trasy praktycznie kroki stawia się z korzenia na kamień, a z kamienia na korzeń docieramy do celu. Po drodze widzimy uciekającą wielką czarną jaszczurkę. Poza tym odpowiedziawszy sobie na jedno ważne pytanie :?: doszedłem do tego wniosku co Laska znany z rodzimego kina, czyli że chcę być jak Tony Halik :D , a tymczasem udaję Wojciecha Cejrowskiego :mrgreen: .
Mamusia mówiąc, żebyś nie chodził w klapkach, miała na myśli jakieś lepsze buty (węże, kłujące rośliny),a nie, że będziesz łaził na bosaka :!: :evil:
Obrazek

Plaża Lopez Mendes położona w zatoce jest duża, piaszczysta, otoczona palmami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do Oli przyczepiają się dwa czarne wesołe psy. Wyglądają na zadbane, rozkładają się przy nas na plaży. Kiedy wreszcie sobie idą, zjawia trzeci, podobny do labradora i też jak gdyby nic kładzie się przy nas. Po jakimś czasie znika.

zdjęcia piesków z plaży nieostre, to zamiast nich inna sympatyczna brazylijska mordka :)
Obrazek

Niecałe dwie godziny spędzone w raju ... :P

Obrazek

szybko mijają :cry: i czas wracać, aby zdążyć na łódź, która zabierze nas na kontynent.

Obrazek

W drugą stronę droga wcale nie jest łatwiejsza. Wędrówkę umila śpiew ptaków, niestety kończy się woda :( .

Obrazek

Przechodząc przez jedną z plaż rozmawiamy i nagle słyszymy za sobą okrzyk PIEROGI :!:
Odwracam się i widzę machającego do nas Polaka :) . Odmachawszy ruszamy dalej :papa: , bo czas ucieka, a chcemy zdążyć na ostatni rejs.
Dodam, że z polskich akcentów od czasu Ubatuba widzieliśmy w Rio ulicę Tedeo Koscau i w Angrze tanią wódkę Polak :oczko_usmiech: .

Obrazek

W Angrze nasza gospodyni mieszkała w Portugalii z polską koleżanką. Trafiamy do hostelu na czas, bierzemy szybki prysznic, zbieramy pranie i ruszamy na łódź. Znajdujemy faceta, który proponował nam tańsze bilety i kupujemy je po 30rs zamiast 50rs. Z żalem odpływamy.

Obrazek

Piękna wyspa, cudowne plaże :D .
Gdyby było więcej czasu można by było ponurkować w poszukiwaniu koników morskich, wybrać się na plażę Adventureiro z charakterystyczną krzywą palmą albo zobaczyć kajmany, które ponoć żyją tu w rzekach. Może kiedyś, bo czas najwyższy udać się przez Sao Paulo nad wodospady Iguazu, a następnie do Buenos Aires :D .
Brazylia ma też inne oblicze, ale mieszkańców stać na humor i dystans do siebie i życia
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czekając na autobus kupujemy w supermarkecie kokosa i przy użyciu karty survivalowej (multinarzędzie o wymiarach karty kredytowej) próbuję go otworzyć na ławce pod palmą kolo dworca. Taksówkarze widząc moje zmagania wyciągają nóż 8O ... i pomagają z kokosem :D .

Obrazek
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 18.10.2017 21:26

Dzień 10

10.10.17, Sao Paulo, Foz do Iguazu
Dojeżdżamy po nocy spędzonej w autokarze do Sao Paulo przed 6 rano. Nie można kupić biletów na dalszą drogę, bo kasy nieczynne :( .
Korzystamy z toalet i siedzimy na krzesełkach dworcowych parę godzin co chwilę logując się do dworcowego wifi aby zrobić przelewy, znaleźć nocleg w Foz do Iguazu i skontaktować się z rodzinami.
Dziękujemy :wink:
Wreszcie ruszamy na poszukiwanie taniego śniadania i zaopatrzenia na dalszą trasę. Niepodal dworca znajdujemy tanią budkę, gdzie zamawiamy kakao i ciastko francuskie a’la pizza za coś koło 12rs łącznie :) .
Chodzimy długo po betonowej okolicy w pełnym słońcu szukając większego supermarketu, wreszcie trafiamy do Carrefoura. Przy kasie okazuje się, że nie mam wystarczająco gotówki, ale na szczęście cinkciarz.pl zdążył był już przelać mi dolary :) .
Muszę zaznaczyć, że bardzo irytuje mnie brak świadomości ekologicznej w brazylijskicj sklepach :x . Podczas gdy my w Europie ograniczamy zużycie toreb foliowych, aby chronić środowisko naturalne, to tu gdzie jest sporo żółwi zagrożonych przez plastik przypominający meduzy (reklamówki są darmowe) pracownicy pakują w podwójne, góra po trzy produkty :!: :evil:
Często zatem po zapłaceniu następowało przepakowanie zakupów i odłożenie kilku nadmiarowych foliówek… Wracamy na dworzec i ruszamy dalej po kilku godzinach w Sao Paulo.

Obrazek

Dzień 11

11.10.17, Foz do Iguazu
Dzień w którym zostaliśmy napadnięci 8O i ograbieni przez gang :evil: , ale po kolei... :twisted:
Kolejna noc w autokarze :? i rano wysiadamy w Foz do Iguazu :) .

Obrazek

Znajdujemy nasz hostel, bierzemy prysznic i ruszamy zobaczyć słynne wodospady 8) . Miejski autobus wysadza nas pod wejściem do parku narodowego. Zaraz zajmuje się nami sprzedawca wycieczek i namawia na na dodatkowe atrakcje jak spacer po dżungli i kajaki za łączną kwotę 50usd. Nie dajemy się przekonać i kupujemy tylko bilety wstępu na wodospady za 65rs/os Specjalny autobus zabiera nas na miejsce.
Wysiadających witają ostronosy. Takie gryzonie przypominające przerośnięte szczury albo skrzyżowanie szopa z mrówkojadem :mrgreen: .

Obrazek

Cieszymy się pierwszym widokiem na wodospady i robimy zdjęcia ...

Obrazek

aż tu nagle po poręczy skrada się do nas jeden ostronos i próbuje dostać się do plecaka 8O .

Obrazek

Na szczęście nieskutecznie :) .
Ruszamy dalej, niesamowite widoki zapierają dech w piersiach 8) .

Obrazek

Na mojej dłoni siada motyl i nie ma zamiaru odlecieć :) .

Obrazek

Idę więc z nim jakiś czas :oczko_usmiech: .

Obrazek

Obrazek

Podchodzimy tuż pod najokazalszą kataraktę i obserwujemy masy wody spadające w dół.

Obrazek

Obrazek

Ruszamy pomostem aby obejrzeć go z różnych stron, całkiem przy tym moknąc.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy już obejrzeliśmy wszystko dokładnie

Obrazek

i stoimy w kolejce do wyjścia, sięgamy do plecaka po kanapki. Zajadamy się w najlepsze, a tu nagle worek z jedzeniem trzymany przez Olę pada ofiarą nagłego i brutalnego ataku członka gangu ostronosów :evil: .

Obrazek

Próbujemy mu wyrwać łup z ostrych szponów ciągnąc za drugi koniec, lecz folia nie wytrzymuje :( i napastnik ucieka ze zdobyczą :oczko_usmiech: .

Obrazek

Wychodzimy i czeka nas następna kolejka do autobusu, która jest ogromna 8O :x . Pomału kończy się woda i zamiast wysiąść przy ptasim zoo jedziemy po zapasy. Jak się później okazało niepotrzebnie :? , bo mają tam ujęcie wody pitnej.
Robimy zakupy w markecie obok hostelu, gdzie za 3rs można dostać w promocji 12 jaj i próbuję pobrać gotówkę aby zapłacić za nocleg. Odstrasza mnie koszt usługi w wysokości 25 reali 8O .

Obrazek

Wracamy do hostelu, jemy sytą obiadokolację w postaci jajecznicy z 12 jaj :oczko_usmiech: na boczku z dodatkiem kukurydzy, cebuli i pomidoru.
Sprawdzamy połączenia lądowe i powietrzne do Buenos Aires oraz zastanawiamy się, co jeszcze zobaczyć jutro :roll: .
Zapoznaję się z dwoma mlodymi Brazylijczykami z Sao Paulo. Zapraszają mnie do wspólnego oglądania meczu Sao Paulo vs Atletico. Stwierdzam, że wolę kosza, ale dosiadam się, bo łazienki są zajęte :oczko_usmiech: . Okazuje się, że wiedzą kim jest Lewandowski i Kubica :mrgreen: oraz zachęcają do obejrzenia GP Formuły 1 w Sao Paulo za miesiąc.
Na pytanie o ulubioną drużynę stwierdzam, że nie jestem fanem, ale mój tato jest zagorzałym kibicem i zapewne zna nazwiska piłkarzy grających w oglądanym przez nas spotkaniu 8) .
Co najmniej dwa: Urugwajczyk Lugano z Sao Paolo i Brazylijczyk Robinho z Atletico Mineiro :wink:
Rozmawiamy o sztukach walki, okazuje się, że trenują brazylijskie ju jitsu. Zaskakuję ich stwierdzeniem 8O , że trenowałem capoeirę we Wrocławiu i że jest ona całkiem popularna. Na dokładkę wspominam o zouku i wreszcie trafiam na kogoś spoza szkoły tańca kto wie co to jest :D :!:
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 19.10.2017 20:03

Dzień 12

12.10.17, Foz do Iguazu

Hostelowe śniadanie, reklamowane na Booking.com jako doskonałe, tego dnia składało się głównie ze smacznych omletów (ach ta promocja) :) . Do tego tosty z żółtym serem i dobry jogurt. Przydałyby się jeszcze jakieś owoce, np. arbuzy, które też akurat były w promocji. Po poprzednim bardzo skromnym śniadaniu hostelowym na Ilha Grande była to bardzo miła odmiana, acz zawsze mogłoby być lepiej :oczko_usmiech: .

Obrazek

Po posiłku ruszamy na poszukiwanie tańszego bankomatu, bo nie mamy pieniędzy nawet na miejski autobus :? . Trafiliśmy chyba na jakiś szczególny dzień, bo większość lokali użytkowych jest zamknięta, a na witrynach są różowe tasiemki :roll: . Po sprawdzeniu kilku banków które nie chciały akceptować mojej karty, ostatecznie po ponad godzinie poszukiwań poddaję się i zgadzam się na 24 rs dodatkowej opłaty za dostęp do gotówki :evil: .
Na szczęście gdy trafiamy do ptasiego zoo humor mi się poprawia :D .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Piękny okazały tukan podlatuje do mnie gdy jesteśmy w terarium. Wygląda jak maskotka, aż trudno uwierzyć, że jego dziób jest prawdziwy 8O . Coś niesamowitego :D :!:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widzimy flamingi, anakondę, pełno papug, sępy królewskie, aligatory i wiele innych mieszkańców dżungli, a nawet kazuara :) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Musimy się spieszyć na autobus do Argentyny, więc odpuszczamy ostatnią atrakcję jaką jest możliwość potrzymania wielkiej ary na ręce :( . Wracamy po plecaki do hostelu i idziemy na przystanek. Ciekawostką jest mototaxi.

Obrazek

Myśleliśmy nad obejrzeniem drugiej na świecie co do wielkości elektrowni wodnej Itaipu, ale może następnym razem :roll: . Niestety pierwszy autobus do pobliskiego Puerto Iguazu nie raczy się zatrzymać :( . Mija nas kolejny z napisem Argentyna. Dopiero trzeci zabiera nas z przystanku. Płacimy po 5 rs za bilet i przekraczamy granicę :) .
Docieramy w samą porę na dworzec, z którego odjeżdżają autokary do stolicy. Niestety okazuje się, że promocja jest już zakończona i trzeba zapłacić po 1050 pesos. Dodatkowo karty debetowe nie są akceptowane, więc zmuszony jestem użyć złotówkowej karty kredytowej, co dodatkowo zwiększa koszty ze względu na podwójne przewalutowanie po kursie banku :evil: .
Ponieważ płatność udaje się dosłownie w ostatniej chwili wychodzi po nas kierowca. Nie mamy już czasu się przebrać, wrzucamy plecaki do bagażnika i wchodzimy do autobusu. Niestety wewnątrz czeka na nas istna chłodnia :o . Prosimy parę razy załogę o zwiększenie temperatury, lecz niewiele to daje. Do tego autobus nie ma Wifi. 20 godzin w lodówce bez wifi… :twisted:
Na szczęście jest serwis w cenie biletu, także z głodu nie umrzemy. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów łapie nas olbrzymia ulewa z gradobiciem.

Obrazek

Zaczynamy tęsknić za Brazylią… Hiszpańskie zwroty na dziś: muy frio, muy caro. (bardzo zimno, bardzo drogo)
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 20.10.2017 20:26

Dzień 13

13.10.17, Buenos Aires
Dotarliśmy zziębnięci do argentyńskiej stolicy. Niestety temperatura na miejscu odpowiada tej panującej w autokarze :( . Korzystamy z łazienek na dworcu, łapiemy słabe wifi i sprawdzamy hostele. Czytałem, że niektóre oferują darmowe lekcje tanga dla lokatorów, zatem szukamy hostelu tangowego :idea: .
W tym celu kierujemy się w stronę dzielnicy San Telmo. Po drodze podziwiamy piękne budynki i szybko przekonujemy się o europejskości Buenos Aires. Pytamy w kilku losowo wybranych hostelach i albo nie ma miejsc, albo jest dość drogo :? .
Trochę się pogubiliśmy, ale z pomocą porteños, jak się nazywają mieszkańcy Buenos Aires, trafiamy wreszcie do Tango Hostel Argentina. Okazuje się, że cena za noc jest wyższa, niż widoczna na Booking.com, bo ta druga nie uwzględnia podatków. Nie ma też lekcji, także Tango Hostel jest tangowy tylko z nazwy i ładnego obrazu na ścianie przy recepcji :oczko_usmiech: .
Strudzeni nie mamy ochoty na dalsze poszukiwania i zostajemy na noc. Kolejnym zaskoczeniem jest brak gniazdek w pokoju… 8O . Na szczęście jest przynajmniej wifi :) .
Uczący we Wrocławiu Ariel Ramirez polecił nas swojemu przyjacielowi i nauczycielowi El Puchu. Piszę więc do partnerki El Puchu, która zna dobrze angielski i pośredniczy między nami. Poleca nam na dziś milongę Yia Yia. Milonga to taka impreza taneczna, na której tańczy się tango. Milonga to też szybsza i weselsza odmiana tanga. Zatem popularna także salsa ma salsoteki, a tango milongi :oczko_usmiech: .
Jemy przemycone z Brazylii produkty, bierzemy prysznic i po wskazaniu przez recepcję najbliższego bankomatu oraz miejsca w którym jest milonga, wychodzimy. Musimy się spieszyć aby zdążyć na lekcję tanga, którą rozpoczyna się milonga. Mamy kłopot, bo moja karta nie jest akceptowana przez maszynę :evil: , ale szybko znajdujemy kolejny atm. Niestety tu znowu olbrzymia prowizja, bo ponad 100 ars (ok. 22 pln) :twisted: . Nie ma jednak czasu na rozpaczanie i niemal biegiem ruszamy dalej.
Zapomniałem kartki z adresem, ale udaje nam się trafić i to przed rozpoczęciem zajęć. Wejściówki dla dwojga to 300 ars, czyli dość sporo :roll: . Lekcja jest ciekawa, specjalnie dla mnie prowadzona również po angielsku.

Obrazek

Początkowo widać niewiele osób, ale na milondze już całkiem sporo ludzi znajduje się na sali :) .
Ponieważ w tym lokalu woda jest w tej samej cenie co wino 8O , zamawiam dwie lampki wina po 40 ars.
Na jakiś czas wysiada prąd. Przypomina nam to przygody przy zakupie biletów do Buenos Aires. Wtedy też zabrakło prądu podczas realizacji sprzedaży, więc trzeba było czekać na ponowny start systemu. Sprzedawczyni powiedziała, że to częste :? . Po paru minutach udało się przywrócić zasilanie i na sali ponownie rozległy się dźwięki bandoneonu, czyli niemieckiego akordeonu, na którym gra się tango :) .
Milonga ma swoją etykietę. Jedną z zasad jest proszenie do tańca poprzez cabeceó. Jest to nawiązanie kontaktu wzrokowego i wzajemne skinięcie głowy. Dzięki temu facet nie musi podchodzić i prosić do tańca “na oficera”, a panie mają okazję w komfortowy dla obojga sposób odmówić. Udało mi się zatańczyć z paroma partnerkami :) . Dwie z nich były ze Szwajcarii i poleciły mi tradycjną milongę, na której panowie siedzą po jednej stronie, a panie po drugiej.
Gdzieś po drugiej w nocy wychodzimy i po drodze, głodni, zaglądamy do czynnego baru, w którym rozbrzmiewa Nirvana 8) . Obsługa i goście nawiązują z nami krótką pogawędkę w trakcie oczekiwania na jedzenie. Papież Polak sprawił, że ludzie w Ameryce Południowej wiedzą o Polsce, więc pytany skąd jestem, zazwyczaj dodaję też, Jan Paul II :) . Posileni ruszamy do hostelu. Pomimo kurtki jest mi dość zimno :( .
W pokoju współspacze chrapią jak stado niedźwiedzi, ale zmęczeni szybko zasypiamy.

Chłodno, głodno i do domu daleko :(
Trzymajcie się :!: , a od czasu do czasu możecie sobie zanucić piosenkę W. Młynarskiego :wink:
"Nie ma jak u mamy ciepły piec cichy kąt !
Nie ma jak u mamy kto nie wierzy robi błąd!"
Ostatnio edytowano 23.10.2017 21:27 przez tiwa, łącznie edytowano 1 raz
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 20.10.2017 21:24

Dzień 14

14.10.17, Buenos Aires
Wstajemy na śniadanie i okazuje się, że to najsłabsze śniadanie jakie do tej pory jedliśmy :cry: .
Małe wydzielone talerzyki z dwiema małymi bułeczkami, porcją masła, sera i dżemu. Sytuację ratują płatki kukurydziane z mlekiem dostępne w dowolnej ilości :wink: .
Postanawiamy poszukać innego noclegu. Sprawdzam Booking.com, couch surfing i AirBnB. Na couch surfingu bez powodzenia. Na AirBnB znajduję coś ciekawego i próbuję wynająć, lecz z nieznanych mi powodów płatność się nie powodzi. Ostatecznie postanawiamy przemęczyć się jeszcze jedną dobę w obecnym hostelu, bo znajduję miejsca w dobrej cenie na Booking.com w hostelu parę ulic dalej, ale dostępne dopiero od jutra.
To okazja aby zrobić pranie. Potem ruszamy na zakupy. Jest dość drogo :? .
Sprawdzamy ceny podstawowych produktów w paru sklepach szukając najtańszych. Najlepszym źródłem zaopatrzenia okazuje się Carrefour. Makaron 8 ars za 500g, karton przecieru pomidorowego 12 ars. Warzywa i owoce są bardzo drogie 8O , nawet cebula kosztuje gdzieś cztery razy więcej niż u nas :!: .
Chleb tak jak i w Brazylii też nie jest tani, więc cały czas kupujemy tostowy. Na szczęście znajdujemy dynie w promocji :) .
Oszczędzamy na noclegach i zakupach, bo autokary są drogie, a jeszcze jest sporo miejsc i atrakcji po drodze :roll: .
Jedną z atrakcji w Argentynie jest bez wątpienia słynna wołowina :mrgreen: . Po sprawdzeniu paru miejsc, trafiamy na zaskakująco tanią i zatłoczoną restaurację tuż przy najszerszej ulicy na świecie :!: .
Bife de chorizo z frytkami za 110 ars :mrgreen: . To taniej niż pizza w większości knajp, a nawet niejedna mrożona pizza z marketu :D .
Wstępujemy i zamawiamy. Ja bife de chorizo, Alex, jak zacząłem nazwać Olę, aby ludzie nie myśleli, że się ciągle z kimś witam po hiszpańsku :lol: , filet z kurczaka…
Ola ma przechlapane w hiszpańskojęzycznych krajach, a Ela w Grecji :lol:

Moja porcja jest niezbyt duża :? , ale za to mięso jest soczyste, miękkie i łatwo się kroi :) .

Obrazek

Alex za to ma duży filet z szynką i serem żółtym. Jak się później okazało, do ceny należy doliczyć koszt nakrycia w wysokości 20 ars od osoby… Mimo to i tak całkiem niska cena jak na Buenos Aires :) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety przy próbie płatności kartą terminal zgłasza błąd i obsługa stwierdza, że to nie jest karta debetowa 8O . Czarno na białym jest na niej napisane debit co wskazuję 8) , ale w odpowiedzi słyszę, że w moim kraju może debetowa, ale w tym kraju jest to karta kredytowa… :roll:
Pytam zatem o najbliższy bankomat i lecę po zapas gotówki.
Najedzeni pomału spacerem wracamy do hostelu podziwiając przy okazji wspaniałą architekturę. Trafiamy przypadkiem na uliczną milongę :) . Tańczy tylko jedna para i to organizatorów. Po chwili wahania i namowach decydujemy się zatańczyć tango na ulicach Buenos Aires 8) . Ja w butach trekkingowych, Alex w sandałach. Dostajemy brawa od przechodniów :mrgreen: i ruszamy dalej. Widzimy też udany pokaz sobowtóra Michaela Jacksona oraz wchodzimy do przepięknej galerii handlowej 8O .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do hostelu, jemy i idziemy na milongę Los cachirulos za ok.150 ars od osoby, bez lekcji.

Obrazek

Lokal jest bardzo ładny, udaje mi się zatańczyć parę tand. (podaję za wiki : Tanda – kilka utworów muzycznych granych w czasie milongi.
Najczęściej tanda to 3-5 utworów muzycznych granych w tym samym stylu, np. tango walz, tango milonga, lub tango. Tanda może być przedzielona cortiną.)
. Druga z Brazylijką, potem już Argentynki. Jedna z nich trzyma prawą rękę zaskakująco wysoko i daje radę taką jak Ariel Ramirez: “to jest Carlos Siri, do niego najlepiej się spaceruje“. Nie należy to do najłatwiejszych zadań, gdy na parkiecie jest tłok pomimo dużej sali. Woda w małej butelce znowu 40 ars, czyli prawie 10zł. Na każdej milondze przy wejściu dostaje się numerek, a koło północy jest losowanie nagród. Niestety nie udaje nam się wygrać w loterii szampana. Oglądamy pokaz urodzinowy :) .

Obrazek

Obrazek

Tańczymy z Alex tandę alternatywną i niedługo później wracamy do hostelu.
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 23.10.2017 22:47

Dzień 15

15.10.17, Buenos Aires
Niedziela. Dziś jesteśmy umówieni na prywatną lekcję z El Puchu. Wstajemy na skromne śniadanie. Gospodarz hostelowy pokazuje nam swój dowód na którym jest polskie nazwisko :o . Opowiada, że jego ojciec był polskim pilotem dwa razy zestrzelonym. Trafił do niemieckiej niewoli, a potem znalazł się w Argentynie. Po śniadaniu pakujemy się, płacę za dwie noce (wraz z podatkiem :? , którego nie powinniśmy płacić jako obcokrajowcy korzystający z karty płatniczej) i idziemy do drugiego hostelu.
Tu już jest lepszy standard za mniejsze pieniądze :) . Co ciekawe, śniadanie dokupić można każdego dnia osobno za 35 ars. Zostawiamy rzeczy i idziemy zatłoczoną ulicą Defensa, która w niedzielę pełna jest straganów, na plac gdzie są pokazy tanga - Plaza Dorrego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oglądamy pokazy i przy okazji pytamy młodych artystów czy są mongi z electrotango. Niestety nie słyszeli o takich. Przeglądałem też pod tym kątem internet ale bezskutecznie. Strona internetowa hoymilonga ma spis i mapę wydarzeń na każdy dzień ale brakuje nam tam cen. Spacer się przeciąga bo w drodze powrotnej oglądając stragany nie zauważamy gdzie jest nasz nowy hostel i idziemy dalej. Jemy szybki obiad (pewnie była solianka i ruskie :oczko_usmiech: )

Obrazek

i wychodzimy na lekcję. Niestety zamiast na San José jesteśmy pokierowani na San Juan co spostrzegam dopiero po chwili krążenia w poszukiwaniu właściwego numeru budynku. W efekcie spóźniamy się pół godziny na lekcję. Na szczęście argentyńczycy też nie przywiązują dużej wagi do punktualności :wink: , a nauczyciel wita nas bardzo serdecznie. Bardzo dużo osób często pije tu mate 8O . (Yerba mate to napar ze specjalnie przygotowanych liści ostrokrzewu paragwajskiego. Jest narodowym napojem w wielu krajach Ameryki Południowej)
El Puchu też gdy nas wita ma w ręku charakterystyczny termos i specjalny kubek, i przez prawie całą lekcję nie rozstaje się z tym zestawem. Lekcja bardzo ciekawa i udana :D , a nawet dłuższa niż planowana. El Puchu pokazał nam się jako bardzo ciepły i sympatyczny człowiek. Zapytany o jakąś tańszą milongę na dziś wypisał nam nawet na swojej wizytówce talon rabatowy “2 w cenie 1”.
Wracamy do hostelu się odświeżyć i przebrać, po czym ruszamy na poleconą przez El Puchu milongę w Obelisco, czyli na tej samej sali co poprzedniego wieczoru. Co ciekawe tym razem są tam ludzie w naprawdę bardzo sędziwym wieku :o . Mamy okazję podziwiać parę tańczącą kaliengę - pierwowzór tanga :!: .
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 24.10.2017 09:48

Dzień 16

16.10.17, Buenos Aires
Przebudziłem się, bo wiał na mnie klimatyzator :evil: . Poszedłem sprawdzić co na śniadanie. Było również wydzielone na małym talerzyku, ale dodatkowo była jajecznica :) . Mimo to stwierdziłem że nie warto płacić za to 35 ars, bo 6 jaj kupiliśmy za 14 ars :idea: . Wracam do łóżka i robię z ręcznika osłonę przed klimatyzacją. Ostatecznie wstajemy chyba po 13 8O .
W efekcie nie poszliśmy na poranny free walk z angielskim przewodnikiem. Jemy śniadanie (o tej porze to już chyba lunch :wink: :?: ), robię pranie, sprawdzam jakie dziś są milongi i pomału zbieramy się na popołudniowy free walk.
Niestety Ola nas źle prowadzi i odpuszczamy, gdyż jest już za późno :( . Ponieważ mam ze sobą tylko jedną koszulkę polo, która służy mi za milongowy uniform, to muszę ją codziennie prać. Tym razem nie zdążyła wyschnąć :? . Zmęczeni chodzeniem na dalsze milongi (szczególnie we znaki dają się późne powroty z oddalonych miejsc) wybieramy się tym razem ulicę obok i okazuje się, że to całkiem luzacki klub :D .
Nie było nawet kortin.(Wiki : Cortina - w tangu argentyńskim krótki muzyczny przerywnik (20-60 sekund) pomiędzy tandami. Cortina pozwala na zakończenie tanda. Partnerzy mogą wtedy podziękować sobie i wrócić na swoje miejsce, aby znaleźć nowego partnera do tańca.)
Klub który zapełnia się bardzo młodymi ludźmi. Świetna tangowa impreza :!: :D .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bardzo miło było zobaczyć te tłumy młodzieży świetnie tańczącej tango. Przydałaby się jeszcze tylko zachowana ronda i tańsze wino (60ars) oraz mniej potrącenia przez inne pary :mrgreen: . Za to była ciekawa lekcja i udany pokaz z wytatuowaną tancerką w pinupowej stylistyce. Bardzo udany wieczór 8) .
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 25.10.2017 21:36

Dzień 17

17.10.17, Buenos Aires
Tego dnia sporo się nachodziliśmy :wink: .

Obrazek

Najpierw o 11.00 free walk w portowej dzielnicy La Boca.

Obrazek

Początek jakieś 40 minut szybkiego marszu od hostelu w San Telmo. Oprowadza nas Amerykanin szybko i dużo mówiący po angielsku, przez co jeden turysta się wykrusza, bo nic nie rozumie :roll: .
Mieszkający parę lat w Buenos Aires gringo snuje opowieści o tym jak ważny był port, że tu przybywały tysiące osób z Europy, bo ówczesny prezydent obiecywał pracę i mieszkanie imigrantom. Kolejny prezydent zmienił zdanie i w efekcie powstały zabudowania z odpadków - były to takie materiały jak deski ze statków, blachy itp.

Obrazek

W jednym pomieszczeniu żyły w komunie różne narodowości bez wspólnego języka. Nie mogli się dogadać, ale zaczęli razem muzykować na przypadkowych instrumentach i tak powstawało tango :mrgreen: , które początkowo zakazane, trafiło na salony dzięki śpiewakowi Carlosowi Gardelowi.
Słyszymy następnie historie o dyktaturze w latach 70 i 80, ginących bez śladu tysiącach ludzi mających cokolwiek wspólnego z komunizmem i egzekucjach przez zrzucanie z samolotu do oceanu. O protestach matek zaginionych dzieci, które nosiły symboliczne białe chusty - podobno tetrowe pieluchy. Nic dziwnego, że aktualnie w wielu miejscach widnieja napis "donde esta Santiago Madonaldo", który zaginął w tym roku podczas protestów przeciwko sprzedaży ziem rdzennych mieszkańców dla korporacji Benetton. Dostępne są nawet takie koszulki na wzór tych z innym słynnym argentyńczykiem, rewolucjonistą Ernesto Guevara.
Świeża sprawa, niedawno wyłowiono ciało Santiago Madonaldo z rzeki; fotka z netu

Obrazek

Zastanawiam się jak ten ostatni wspierał swoich rodaków podczas trudnych czasów wojskowych przewrotów, skoro walczył na Kubie w Boliwii i nawet w Afryce. Przychodzi smutna refleksja, że reżim argentyński robił z komunistami to co komuniści u nas z bohaterami AK. Wracając do relacji... Oglądamy ciekawe murale, jedyną w Ameryce ochotniczą straż pożarną, słyszymy historię jednodniowej republiki La Boca (zdarzyło się to w 1882 r.) i brutalnego stłumienia ruchów separatystycznych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wycieczka kończy się pod stadionem, który jest bardzo ważny dla porteños, a ich drużyna otoczona jest kultem.

Obrazek

W latach 1981-1982 Diego Maradona rozegrał w barwach Boca Juniors 40 meczów i strzelił 28 goli :) .
Dowcipnie skomentowaną złotą jedenastkę w historii Boca Juniors znajdziemy tutaj

O tym wyjątkowym stadionie warto poczytać tutaj fotka z netu

Obrazek

Obrazek

Dajemy 100 ars napiwku przewodnikowi :) . Później okazało się, że to była płatna wycieczka po 200 ars od osoby 8O . Na szczęście przewodnik nie protestował :oczko_usmiech: .
Idziemy w stronę hostelu robiąc po drodze zakupy w tanim supermarkecie, gdzie 6 jaj jest za 10 ars :D .
Okazuje się, że na kolejny free walk o 15.00, musimy się spieszyć :? . Kupujemy empeñady po 15 ars - rodzaj popularnej przekąski w formie ciastka z serem lub mięsem. Przypadkiem zostawiam mapkę z miejscem zbiórki. Na szczęście pamiętamy jak trafić i szybkim krokiem docieramy pod okazały budynek parlamentu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oprowadza nas Victoria, studentka historii. Dowiadujemy się, że Buenos Aires było zakładane na dwa razy 8O , bo za pierwszym, kolonizatorów wykończył głód i uciekali się nawet do kanibalizmu. Za drugim, Hiszpania potrzebowała portu do transportu surowców, a Buenos Aires był bardzo dobrym naturalnym portem przez tzw. usta rzeki (la boca).
Czemu flaga Argentyny przedstawia słońce :?: . Bo w dniu zawiązania państwa było pochmurno, a kiedy przedstawiciele krain wyszli ogłosić decyzję ludowi rozjaśniło się i w efekcie taki, a nie inny symbol noszą na koszulkach jedni z najlepszych piłkarzy świata :) .
Niedaleko parlamentu jest rzeźba ukazująca myślącego człowieka, która miała stać w parlamencie, ale tam przecież się nie myśli :lol: .

Obrazek

Słyszymy o osi parlament - budynek prezydenta i rządu, jaki stanowi pierwsza duża ulica Buenos Aires, miasta nazywanego długo wielką wsią. Spacerując nią podziwiamy budynek zbudowany w czasie drugiej wojny światowej, w celu zachowania europejskiego dziedzictwa kulturowego(Palazzo Bariolo).

Obrazek

Zawiera on liczne odniesienia do Boskiej Komedii Dantego tutaj. Od wysokości przez liczbę pięter po windę, która jedzie tylko do piętra będącego czyśćcem, ponieważ nie można z piekła dostać się do nieba. Widzimy wielką instalację na wieżowcu przedstawiającą Ewę Peron, pierwszą damę i działaczkę społeczną, bohaterkę musicalu Evita.

Obrazek

Mijamy również głośną demonstrację na cześć jej męża.

Obrazek

Wycieczka kończy się pod budynkiem prezydenta.

Obrazek

Dajemy 100 ars przewodniczce i idziemy na wołowinę, do już wcześniej odwiedzonej restauracji. Wracamy do hostelu kupując po drodze argentyńskie wino w kartonie i wybieramy się na tanią pobliską milongę o nazwie Tango Queer :) .
Korzystamy z lekcji podczas której leci electrotango. Na mojej twarzy pojawia się olbrzymi uśmiech, gdy słyszę Gente que si Carlosa Libedinskiego, utwór z polskiego filmu "Wygrany" :D .
Po lekcji wracamy na chwilę do hostelu napić się wina za 22ars/litr. Straszny kwas :x , więc mieszamy je z oranżadą.

Obrazek

Wracamy na milongę i okazuje się, że nazwa queer nie jest przypadkowa. Dominują tam osoby homoseksualne. Tango w wykonaniu dwóch facetów to nic nadzwyczajnego, takie były początki tego tańca. Natomiast tańczona przez samych panów argentyńska chacarera (ludowy taniec godowy), to już dla nas osobliwy widok 8O .
Zmęczeni spacerami tańczymy tylko parę tand razem i idziemy spać.
Tego dnia Alex postanawia nie jechać ze mną dalej do Boliwii :cry: :cry: :cry: , bo okazuje się, że mimo święta musi pracować 1 listopada :evil: , a liczyła, że to będzie naturalne przedłużenie urlopu i w efekcie może nie zdążyć do Polski :roll: .
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 25.10.2017 22:44

Dzień 18

18.10.17, Buenos Aires
Wstajemy późno i poświęcamy czas na przygotowanie do dalszych podróży w pojedynkę :? . Sprawdzam połączenia do Boliwii i w efekcie znajduję na argentyńskim odpowiedniku blablacar samochód z Buenos Aires do Cordoby za 450 rs. Nie chcąc przechodzić rejestracji znajduję profil ogłoszeniodawcy na fb i piszę do niego. Najpierw okazuje się, że nie ma miejsca, ale chwilę później odpisuje, że na trasie jedna osoba wysiada i wsiada druga, a system nie obejmuje tego, więc miejsce na następny dzień dla mnie jest, co mnie bardzo ucieszyło :D .
Idziemy kupić prowiant na drogę oraz coś na obiad. Odwiedzamy El Puchu aby odebrać buty dla Ariela mieszkającego we Wrocławiu. Nasz nauczyciel ma na sobie wrocławską koszulkę (taka ona wrocławska, jak ja breslauer :wink: ), co motywuje nas do pamiątkowego zdjęcia.

Obrazek

Potem szukamy bankomatu, aby zdobyć gotówkę na dalszą podróż. Obliczamy, że przyda się nam łącznie 4000 ars :!: . Niestety bankomaty nie chcą wypłacić więcej niż 2000 ars :? . Czytałem, że w Argentynie są dzienne limity wypłat z bankomatów i może to właśnie ten limit :roll: .
Wracamy na szybki obiad w postaci makaronu z sosem pomidorowym i cebulą, a podjadłszy ruszamy na ostatnią milongę. Wejściówki po 70 ars z lekcją. Przychodzimy kilkanaście minut po planowanym rozpoczęciu lekcji nieco zmoknięci. Buenos Aires przywitało nas z chłodem, lecz ostatniej nocy żegna nas łzami :lol: .
Okazuje się, że wraz z nami wpada jeden z dwóch instruktorów. Jest to wysoki i szczupły młodzieniec z irokezem na głowie. Jak się okazuje jego parę stanowi drugi punk, lecz nieco niższy i lekko szpakowaty o delikatnych rysach twarzy, nie pasującej do kogoś z siwizną.

Obrazek

Okazuje się, że po lekcji jest praktyka, a nie milonga. Różnica między milongą a tą praktyką jest taka, że nie ma kortin i panuje luźniejsza atmosfera :D .
Bardzo dobrze się bawimy. Dużo tańczymy i oglądamy wspaniały pokaz z partnerką w fantastycznej sukience.
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 26.10.2017 21:43

Dzień 19

19.10.17, Buenos Aires, Cordoba
Czas opuścić Buenos Aires. Spędziliśmy tu prawie tydzień i pomału zaczynaliśmy się czuć jak u siebie :) (nie licząc cen). Mi stolica Argentyny nawet trochę przypomina Wrocław połączony z Barceloną :idea: .
Idziemy na dworzec i po drodze wybieramy z bankomatu drugie 2000 ars. Bankomaty w Ameryce Południowej to mój koszmar. Nie dość, że trzeba się naszukać takich które akceptują moją kartę, to jeszcze pobierają duże prowizje :evil: . Jak się później okazało w tym ostatnim musiałem chyba zostawić przypadkiem moją kartę :twisted:
Ola ma jeszcze pół godziny do autobusu więc odprowadza mnie na pobliskie miejsce zbiórki. Znajduję białe Punto i czule się żegnamy :smo: :papa: :hearts: :papa: . I już :( . To by było na tyle z naszej wspólnej wyprawy. Ola była na dobrą sprawę główną organizatorką pierwszego miesiąca :idea: . Planowała, zorganizowała przeloty z rabatem, pełniła rolę tłumacza, szukała kolejnych połączeń. Dziękuję Ci bardzo Olu :!: :smo: :hearts:
Jak sobie sam poradzę bez znajomości hiszpańskiego :?: Zobaczymy :!: Wsiadam do samochodu, a moja towarzyszka i przewodniczka znika za rogiem :cry: . Usłyszała na imprezie zoukowej w Rio, że musi mieć brazylijskie korzenie i coś w tym jest :roll: . Najwyraźniej słyszy zew i zamiast jechać ze mną do Boliwii wraca do Brazylii :oczko_usmiech: .
Odjeżdżamy. Jedzie z nami Hiszpanka, która podróżuje już 10 miesięcy 8O .

Obrazek

W czasie podróży wywiązują się ciekawe rozmowy, aby wreszcie podróż przeobraziła się w imprezę "słucham" :D . Słuchamy hiszpańskiej, argentyńskiej i polskiej muzyki. Pijemy mate z dużą ilością cukru i w wesołych nastrojach przemierzamy rozległą Pampę. Dojeżdżamy na miejsce, sprawdzam na dworcu połączenia na jutro i spacerem idę do hostelu.

Obrazek

Obrazek
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 27.10.2017 22:15

Dzień 20

20.10.17, Cordoba.
Śniadanie wliczone w cenę wydzielone, ale z jajecznicą :) . Chcę się wymeldować i zapłacić, lecz zauważam brak karty usd 8O … Jest cień szansy, że karta jest gdzieś w plecaku :roll: , dlatego nie blokuję jej, tylko szybko zmieniam wszystkie limity na 0 i sprawdzam czy były jakieś transakcje. Na szczęście brak. Płacę gotówką i idę na dworzec. Kupuję bilet na autobus jadący do granicy z Boliwią w La Quiaca za niecałe 1100 reali.
Tym samym połączenie na raty wychodzi taniej niż bezpośrednio z Buenos Aires :idea: , a przy okazji zwiedzam Cordobę :) , bo autokar dopiero o 17.40.

To co Marcin widział poprzedniego wieczoru (ładnie oświetlone), za dnia nie wygląda juz tak efektownie :?
Obrazek

Obrazek

Oglądam paskudny plac hiszpański (Zdjęć brak, to spojrzałem w Google i powiem, że jest to bardziej węzeł komunikacyjny - co najmniej 8 dróg - i trudno oczekiwać, że będzie tu pięknie. Cordoba jako miasto wydała mi się - w Googlach - całkiem niezła 8) ) i szukając kolejnych atrakcji trafiam do muzeum :wink: . Kupuję bilet łączony do trzech pobliskich muzeów za 20 ars i oglądam rzeźby, obrazy oraz fotografie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnie widzę piękny neogotycki kościół (Iglesia del Sagrado Corazóni) :) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety zamknięty :( .

Kieruję się dalej na plac świętego Marcina :wink: , gdzie jest kompleks jezuicki. Cykam foty

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

i wracam do hostelu po plecak.

Obrazek

Obrazek

Pytam o drogę przechodnia i okazuje się, że jego brat mieszkał 8 lat w Toruniu. Kupuję po drodze na dworzec pizzę z mozzarellą i oliwkami na wynos za jedyne 80 ars. Pilot sprawdzając bilety pyta czy to dla niego :?: , ale musiał obejść się smakiem :oczko_usmiech: . Ja natomiast już od dawna miałem ochotę na pizzę i ser :) . Jedziemy, pasażer przede mną okropnie chrapie w nocy :evil: , a dziewczynka obok kwili :twisted: .
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 28.10.2017 19:24

Dzień 21

21.10.17, Guemes, La Quiaca
Przed 7 dojeżdżam do Guemes, gdzie muszę się przesiąść na inny autobus. Trochę zmyliły mnie bilety, bo na pierwszym jest napisane jako cel General Guemes, a na drugim jako początek Gral Guemes :roll: . Chodzę i pytam czy to na pewno to samo i nie muszę nigdzie się przemieszczać. Na szczęście to tylko kwestia skróconego zapisu :) .
Wsiadam w autokar do La Quiaca i podziwiam po drodze piękne andyjskie krajobrazy.
Z zielonych wzgórz wjeżdżamy na monotonne księżycowe pustkowie. Rzadkie kępy traw i kaktusy porastają równiny ograniczone skalistymi wzniesieniami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widzę stado lam przemierzających wyschnięte koryto rzeczne w poszukiwaniu życiodajnej wody. Docieram pieszo z przystanku do Boliwii 8) .
Brazylijsko-Argentyńska para o imionach Bruno i Larissa, z autokaru, też się wybiera do Uyuni. Wymieniam 392 ars na 140 boliviano i ruszam na dworzec kolejowy. Po drodze mija mnie motocyklista radośnie pozdrawiając przygazówką i kciukiem w górę :papa: .
Docieram na dworzec. Rzeczona para już jest, bo jechała taksówką :wink: . Okazuje się, że na szczęście jedyny pociąg w sobotę będzie za półtorej godziny i kosztuje 58 bob (31 zł), choć na tablicy jest podana cena 72 bob. Jak dobrze znaleźć się wreszcie po 21 dniach w kraju, w którym jest taniej niż w Polsce :!: :D .
Na pociąg czekają też japońscy turyści w maseczkach, z macbookiem i olbrzymimi walizami 8O .
Gps pokazuje, że jestem na wysokości ponad 3400 metrów, czyli wyżej niż Tybet. Lekko boli mnie głowa, staram się świadomie oddychać głęboko, aby nie dopuścić do hiperwentylacji :idea: .
Wsiadam w pociąg i spędzam w nim długi czas. W Uyuni jestem po pierwszej w nocy. Jest ekstremalnie zimno :evil: .
Idę z Brunem i Larissą (swoją drogą takie imiona noszą słynni artyści zoukowi) zobaczyć ich nocleg. Ciężko się z nimi porozumieć, bo ja znam parę słów po hiszpańsku, a oni chyba jeszcze mniej po angielsku :lol: . Okazuje się, że miejsce dla mnie to ponad 100 bob (53 zł) 8O . Na szczęście trochę zdążyłem się ogrzać i podpatrzeć hasło do wifi :oczko_usmiech: . Wychodzę i pytam się naprzeciwko. Hostel za 70 :evil: . Sprawdzam Booking.com - od tylu zaczynają się ceny. Gdzie te hostele po 20 z wiki voyage :?: :!:
Znowu widać jak szybko tam się przeterminowują informacje. Po paru próbach znajduję hostel za 40 bob (21 zł) :) .
Z zimną wodą i niemiłosiernie głośną imprezą za oknem :( .
tiwa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 966
Dołączył(a): 23.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) tiwa » 28.10.2017 19:48

Dzień 22

22.10.2017
W pokoju byłem razem z parą kenijsko-hiszpańską - Sav i Laia. Bardzo mili ludzie :) .
Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy zapewne wywołanym wysokością :x . Postanowiłem napić się kawy aby temu zaradzić, więc poszedłem znaleźć kuchnię.
Kuchnia była w jednym z pokoi, w którym przebywał Sergio. Sergio jest bardzo otwartym, uczynnym i pomocnym gościem :D .
Okazało się, że uczył się w Kalifornii i w związku z tym świetnie mówi po angielsku. Był także zawodnikiem MMA i pokazał mi zdjęcie jak walczył na gali w Brazylii 8O .
Co więcej, aktualnie pracuje jako angielskojęzyczny przewodnik w biurze Quechua Connection naprzeciwko hostelu. Opowiedział nam jak sami możemy w jeden dzień zrobić wyprawę na pustynię solną, narysował mapkę i odpowiedział na dodatkowe pytania :) .
Po kawie głowa przestaje mnie boleć i ruszam na miasto po gotówkę, jedzenie i oferty na wycieczkę trzydniową :idea: .

Obrazek

Obrazek

Bankomaty w Boliwii nie pobierają dodatkowej prowizji, co mnie bardzo cieszy :D . Pytam w paru biurach o ofertę i kupuję na placu 6 jaj za 5 bob oraz duży soczysty plaster ananasa za 2 bob.
Po drodze do hostelu spotykam Sergia. Mówi, że właściciel hostelu narzekał, że jakiś gringo pałętał się w kuchni rano :oops: .
Proponuje, że pomoże mi ugotować jajka oraz stwierdza, że możemy się wybrać jeszcze dzisiaj na cmentarzysko pociągów albo na pustynię, ... za zgrzewkę piw :oczko_usmiech: .
Ponieważ i tak jestem zainteresowany trzydniową wycieczką, to grzecznie dziękuję. W hostelu okazuje się, że właściciel śpi :mrgreen: , więc szybko robię jajecznicę i jem rozmawiając z przewodnikiem.
Opowiada, że pracował w sądzie i był świadkiem jak gwałciciel morderca przekupił sędziego 8O :evil: . Widząc dramat rodzin ofiar, rzucił pracę i teraz dostarcza ludziom pozytywnych emocji jako przewodnik :) .
Postanawia zorganizować mi rabat w swoim biurze :idea: . Niestety nie udaje się to, a cena jest wysoka :? .
Ruszam zatem dalej szukać ofert. Przy okazji kupuję wielki chrupiący placek z mąki kukurydzianej za jakieś 2 bob. Znajduję parę ciekawych ofert, oglądam rękawiczki i inne produkty z wełny alpaki, a potem wracam spać 8) .
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Południowa



cron
Szlak Gringo - Relacja Telefonem Pisana - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone