Dzień 1717.10.17, Buenos Aires
Tego dnia sporo się nachodziliśmy
.
Najpierw o 11.00 free walk w portowej dzielnicy La Boca.
Początek jakieś 40 minut szybkiego marszu od hostelu w San Telmo. Oprowadza nas Amerykanin szybko i dużo mówiący po angielsku, przez co jeden turysta się wykrusza, bo nic nie rozumie
.
Mieszkający parę lat w Buenos Aires gringo snuje opowieści o tym jak ważny był port, że tu przybywały tysiące osób z Europy, bo ówczesny prezydent obiecywał pracę i mieszkanie imigrantom. Kolejny prezydent zmienił zdanie i w efekcie powstały zabudowania z odpadków - były to takie materiały jak deski ze statków, blachy itp.
W jednym pomieszczeniu żyły w komunie różne narodowości bez wspólnego języka. Nie mogli się dogadać, ale zaczęli razem muzykować na przypadkowych instrumentach i tak powstawało tango
, które początkowo zakazane, trafiło na salony dzięki śpiewakowi Carlosowi Gardelowi.
Słyszymy następnie historie o dyktaturze w latach 70 i 80, ginących bez śladu tysiącach ludzi mających cokolwiek wspólnego z komunizmem i egzekucjach przez zrzucanie z samolotu do oceanu. O protestach matek zaginionych dzieci, które nosiły symboliczne białe chusty - podobno tetrowe pieluchy. Nic dziwnego, że aktualnie w wielu miejscach widnieja napis "donde esta Santiago Madonaldo", który zaginął w tym roku podczas protestów przeciwko sprzedaży ziem rdzennych mieszkańców dla korporacji Benetton. Dostępne są nawet takie koszulki na wzór tych z innym słynnym argentyńczykiem, rewolucjonistą Ernesto Guevara.
Świeża sprawa, niedawno wyłowiono ciało Santiago Madonaldo z rzeki; fotka z netuZastanawiam się jak ten ostatni wspierał swoich rodaków podczas trudnych czasów wojskowych przewrotów, skoro walczył na Kubie w Boliwii i nawet w Afryce. Przychodzi smutna refleksja, że reżim argentyński robił z komunistami to co komuniści u nas z bohaterami AK. Wracając do relacji... Oglądamy ciekawe murale, jedyną w Ameryce ochotniczą straż pożarną, słyszymy historię jednodniowej republiki La Boca
(zdarzyło się to w 1882 r.) i brutalnego stłumienia ruchów separatystycznych.
Wycieczka kończy się pod stadionem, który jest bardzo ważny dla porteños, a ich drużyna otoczona jest kultem.
W latach 1981-1982 Diego Maradona rozegrał w barwach Boca Juniors 40 meczów i strzelił 28 goli .
Dowcipnie skomentowaną złotą jedenastkę w historii Boca Juniors znajdziemy tutajO tym wyjątkowym stadionie warto poczytać tutaj fotka z netuDajemy 100 ars napiwku przewodnikowi
. Później okazało się, że to była płatna wycieczka po 200 ars od osoby
. Na szczęście przewodnik nie protestował
.
Idziemy w stronę hostelu robiąc po drodze zakupy w tanim supermarkecie, gdzie 6 jaj jest za 10 ars
.
Okazuje się, że na kolejny free walk o 15.00, musimy się spieszyć
. Kupujemy empeñady po 15 ars - rodzaj popularnej przekąski w formie ciastka z serem lub mięsem. Przypadkiem zostawiam mapkę z miejscem zbiórki. Na szczęście pamiętamy jak trafić i szybkim krokiem docieramy pod okazały budynek parlamentu.
Oprowadza nas Victoria, studentka historii. Dowiadujemy się, że Buenos Aires było zakładane na dwa razy
, bo za pierwszym, kolonizatorów wykończył głód i uciekali się nawet do kanibalizmu. Za drugim, Hiszpania potrzebowała portu do transportu surowców, a Buenos Aires był bardzo dobrym naturalnym portem przez tzw. usta rzeki (la boca).
Czemu flaga Argentyny przedstawia słońce
. Bo w dniu zawiązania państwa było pochmurno, a kiedy przedstawiciele krain wyszli ogłosić decyzję ludowi rozjaśniło się i w efekcie taki, a nie inny symbol noszą na koszulkach jedni z najlepszych piłkarzy świata
.
Niedaleko parlamentu jest rzeźba ukazująca myślącego człowieka, która miała stać w parlamencie, ale tam przecież się nie myśli
.
Słyszymy o osi parlament - budynek prezydenta i rządu, jaki stanowi pierwsza duża ulica Buenos Aires, miasta nazywanego długo wielką wsią. Spacerując nią podziwiamy budynek zbudowany w czasie drugiej wojny światowej, w celu zachowania europejskiego dziedzictwa kulturowego
(Palazzo Bariolo).
Zawiera on liczne odniesienia do Boskiej Komedii Dantego
tutaj. Od wysokości przez liczbę pięter po windę, która jedzie tylko do piętra będącego czyśćcem, ponieważ nie można z piekła dostać się do nieba. Widzimy wielką instalację na wieżowcu przedstawiającą Ewę Peron, pierwszą damę i działaczkę społeczną, bohaterkę musicalu Evita.
Mijamy również głośną demonstrację na cześć jej męża.
Wycieczka kończy się pod budynkiem prezydenta.
Dajemy 100 ars przewodniczce i idziemy na wołowinę, do już wcześniej odwiedzonej restauracji. Wracamy do hostelu kupując po drodze argentyńskie wino w kartonie i wybieramy się na tanią pobliską milongę o nazwie Tango Queer
.
Korzystamy z lekcji podczas której leci electrotango. Na mojej twarzy pojawia się olbrzymi uśmiech, gdy słyszę Gente que si Carlosa Libedinskiego, utwór z polskiego filmu "Wygrany"
.
Po lekcji wracamy na chwilę do hostelu napić się wina za 22ars/litr. Straszny kwas
, więc mieszamy je z oranżadą.
Wracamy na milongę i okazuje się, że nazwa queer nie jest przypadkowa. Dominują tam osoby homoseksualne. Tango w wykonaniu dwóch facetów to nic nadzwyczajnego, takie były początki tego tańca. Natomiast tańczona przez samych panów argentyńska chacarera (ludowy taniec godowy), to już dla nas osobliwy widok
.
Zmęczeni spacerami tańczymy tylko parę tand razem i idziemy spać.
Tego dnia Alex postanawia nie jechać ze mną dalej do Boliwii
, bo okazuje się, że mimo święta musi pracować 1 listopada
, a liczyła, że to będzie naturalne przedłużenie urlopu i w efekcie może nie zdążyć do Polski
.