Re: Szlaczkiem po włoskim bucie II. Replay wyprawy z VII 201
Dzień siódmy, sobota 14. lipcaSorano
Camping opuszczamy o 9.20. Pierwszą atrakcją miały być nekropolie. Wiedzieliśmy, że są w okolicach Sorano. Jednakże po drodze nieco pobłądziliśmy…
A zwiodło nas niespójne oznakowanie – otóż kierunkowskazy nie były zgodne co do tego, w którą stronę jechać na Sorano, a w którą „do nekropolii etruskich”. Dlatego zmuszeni byliśmy do dokonania wyboru jednej z dróg, a która to była – nie pomnę.
Domyślam się jednak, że wybraliśmy drogę „na miejscowość” licząc, że „jakoś to będzie”.
W ten sposób, koło godziny 10 trafiliśmy to tajemniczego miasteczka, które słynie z tego, że leży na skalistym wzgórzu, u którego podnóża w litej skale wykuto maleńkie jamki, w których zamieszkał rozumny człowiek.
Aktualnie jamki te (terminologia własna) służą za garaże, komóreczki, piwniczki itp.
Tak Sorano wygląda od środka…
… a tak z zewnątrz
Po opuszczeniu miasteczka, które nie było naszym celem, a po prostu leżało po drodze, nadal poszukiwaliśmy etruskich nekropolii.
Aż tu nagle… są!
Jest parking, brama, dróżka…
Byliśmy zadziwieni, że miejsce tej klasy w ogóle nie jest odwiedzane!
I że parking jest tak mały (bo na trzy auta) i że kasy nie ma, żeby zapłacić za parkowanie i wejście…
Zaparkowaliśmy, weszliśmy, zapoznaliśmy się z opisem trasy i ruszyliśmy.
W dół, w górę, za zakręt, przez jamę… Trasa była tajemnicza, mroczna, ciekawa. Zastanawiało nas nieco, dlaczego nie jest uczęszczana, o czym miały świadczyć zarośnięte zielskiem ścieżki, liści na nich po łydki i całkowity brak turystów.
Ale było ładnie!
I był punkt widokowy i widok na Sorano!
Dodatkową atrakcją było to, że w pewnym momencie na naszej ścieżce pojawiła się czarna żmija zygzakowata! Dla mnie to nie lada atrakcja – pierwszy raz w życiu widziałem prawdziwą żmiję na wolności (z resztą nie tylko na mnie wywarła ona wrażenie – mój syn do dziś interesuje się żmijami; nawet kilka dni temu, podczas pobytu w zoo zainteresowany był wyłącznie jadowitymi gadami!).
IMG]http://imageshack.us/a/img855/4092/cfmk.jpg[/IMG]
Przyznam, że widok żmii zrobił wrażenie również na dziewczynach…
Tyle, że negatywne - odmówiły dalszej wycieczki w obawie przed pogryzieniem w gołe stopy. Trzeba przyznać, że miały rację – chodzenie w klapkach po liściach toskańskiego, dzikiego lasu nie jest zbyt rozsądne.
W trakcie wyprawy poznaliśmy tego jeszcze jeden powód – lasy zamieszkują jeżozwierze, które – powołując się na opis na leśnej tabliczce edukacyjnej - są z resztą przysmakiem okolicznych mieszkańców i nie lada atrakcją pobliskich restauracji…
Zadowoleni z wycieczki ruszamy w dalszą drogę. Mijamy ponownie senne Sorano i podążamy tropem wapiennych tarasów w Saturni.
A potem znowu mijamy senne Sorano i podążamy tropem wapiennych tarasów w Saturni.
Wycieczka jest bardzo fajna, a widok średniowiecznych garaży wydrążonych w skale głęboko utrwalony…
Mijamy zatem drugi lub trzeci raz wjazd do trasy ukazującej dokonania Etrusków, po czym jedziemy drogą już dla nas dziewiczą, bo w jej obrębie nie udało nam się jeszcze zabłądzić…
Za kolejnym zakrętem widzimy z dala coś na kształt wesołego miasteczka – oto wita nas wielki billboard z napisem coś jakby „nekropolie Etrusków”, a obok niego rozciąga się bezkres zaparkowanych rzędami samochodów, pomiędzy którymi majaczą ścieżki wydeptane do kas biletowych.
A wśród tego miś tańczący, słoń na piłce, baba z brodą, wielkolud z ciężarkami, śmieszny karzeł, foka klaszcząca w rytm muzyki, kataryniarz i Cygan z papugą losującą wróżby…
Przez chwilę zapragnąłem wziąć udział w tym karnawale.
Szybko jednak zostałem sprowadzony na ziemię: „my już byliśmy w etruskiej nekropolii” – dowiedziałem się, a przed oczami stanął mi samotny, godzinny spacer i piękny widok na średniowieczne garaże u podnóża Sorano.
Po kilkunastu kilometrach krajobraz zmienił się.
Wyjechaliśmy z surowych gór porośniętych bajkowym lasem i wjechaliśmy w krajobraz również pagórkowaty lecz polny. Z niecierpliwością i lekkim niepokojem wyczekiwaliśmy drogowej sugestii, że oto zbliżamy się do gorących źródeł Saturni.