Rano wstałam wcześnie, bo jeszcze wtedy byłam rannym ptaszkiem. Jakoś z wiekiem mi się to zmieniło i teraz już dłużej lubię pospać. Ale wtedy skoro świt zerwałam się z łóżka i oczywiście pierwszą czynnością było zrobienie kawy. Ale jak ją zrobić, skoro wszędzie straszą zemstą Faraona. No nic, bez kawy ani rusz, więc ryzykuję i zalewam kawę wodą z egipskiego kranu, którą zagotowałam w przywiezionym z Polski czajniczku, bez którego się nigdzie nie ruszam (taki mały na dwie szklaneczki). Z kubkiem parującej kawy usiadłam na tarasiku i zachwycałam się wszystkim dookoła. Wschodzące słońce odbijało się w super czystej wodzie w basenie, przy basenach jeszcze nikgo nie było, cisza, spokój, rewelacja. Zapach kawy obudził mojego męża i też sobie zażyczył, więc mu zrobiłam i tak oboje siedzieliśmy na tarasie. Niestety nie mam zdjęć z tego poranka, więc musicie mi uierzyć na słowo.
Potem było śniadanie full wypas. Najbardziej mi posmakowała chałwa, którą ponoć sami robili w tym hotelu. Niestety jestem fanką chałwy a ona była tak fantastyczna, że mogłam nie jeść nic innego. Oczywiście po tej chałwie kilka kilogramów mi się przytyło. Chałwę wynosiłam do pokoju i przechowywałam w lodówce i jadłam ją na okrągło. Że też mnie po niej nie zmuliło. Natomiast koleżanka została fanką ichniejszych sezamków.
No dobra, koniec już o jedzeniu, bo mi ślinka leci.
Po śniadaniu wybraliśmy się na plażę. Teraz była cała skąpana w słońcu.
Od brzegu przez jakieś trzydzieści metrów ciągnie się tam rafa koralowa, po której oczywiście nie można chodzić. Aby dostać się do miejsca, w którym można pływać, trzeba przejść przez zbudowną nad rafą kładkę. Fajnie, bo idzie się w wodzie, która w zależności od pory dnia (a raczej w zależności od przypływów i odpływów) była płytsza lub głębsza.
Idąc po tej kładce mieliśmy kazję oglądać wspaniałe kolorowe rybki, które wogóle się nie bały i pływały nam pomiędzy nogami.
Byłam nimi zachwycona, bo czegoś takiego na żywo jeszcze nie widziałam. Oglądanie na zdjęciach to jednak nie to samo.
Przy końcu kładki kończy się rafa i zaczyna się głębia. Jest tam jakieś 20 metrów głębokości. Można pływać wzdłuż rafy i ją podziwiać, a jest co, bo jest naprawdę fantastyczna. Dla potwierdzenia pwoeim, że do tej zatoczki przypływają stateczki z wycieczkami właśnie w celu oglądania rafy koralowej.
Pięknie się ta rafa skrzyła w słońcu.
No i wreszcie pierwszy raz w życiu założyłam maskę i nawet nie miałam problemów z oddychaniem Wskoczyłam do wody i zakochałam się w tym, co zobaczyłam pod wodą. Jak żałuję, że nie miałam wtedy mojej kamerki sportowej, bo mogłabym nakręcić te piękne podwodne wspaniałości. Nawet nie miałam aparatu fotograficznego do robienia zdjęć pod wodą. Kupiliśmy takm jakiś jednorazowy aparat podwodny, ale zdjęcia wyszły fatalne.
Popływałam, pooglądałam, przepłynęłam od kładki do pomostu i wyszłam z wody na drugim końcu plaży.
Wrażenia naprawdę niesamowite.
Przez cały dwutygodniowy pobyt nie snurkowałam tylko w te dni, kiedy jechaliśmy na wycieczki. W pozostałe dni nic nie mogło mnie od tego powstrzymać.
Rafa przyciągała mnie jak magnes.