Po opuszczeniu Bazyliki Grobu Pańskiego udaliśmy się jeszcze do Grobu Dawida a potem do autokaru.
Okazało się, że autokar, który nas tutaj przywiózł nie czekał na nas. Podjechał zupełnie inny autokar, którym pojechaliśmy w kierunku Betlejem, gdzie mieliśmy zjeść obiad.
Po drodze oglądaliśmy takie widoki.
Betlejem to po hebrajsku to "dom chleba" (Bet Lechem), a po arabsku "dom mięsa" (Bajt Lahm).
To tutaj (zgodnie z Nowym Testamentem) urodził się Jezus.
Bazylika Narodzenia Pańskiego, została ponoć wybudowana nad miejscem narodzin Chrystusa w IV wieku n.e.
Chrześcijańskie miasto Betlejem po wojnie arabsko-izraelskiej w 1948 roku (kiedy zostało anektowane przez Jordanię) zaczęło się zmieniać w miasto muzułmańskie , by w 1967 roku (po wojnie sześciodniowej) przejść w ręce Izraela. Obecnie Betlejem znajduje się w granicach Autonomii Palestyńskiej, która powstała na mocy porozumień z Oslo w wigilię 1995.
W Betlejem mieszka 230 tysięcy Palestyńczyków, jednakże mają oni kontrolę jedynie nad 13 procentami terenu. Pozostała część znajduje się w rękach Izraelczyków, których żyje tutaj 100 tysięcy. Izraelczycy mieszkają w chronionych osiedlach, których jest ponad dwadzieścia. Od ponad 15 lat osiedla te odgrodzone są od Palestyńczyków murem, który dla turystów stanowi rodzaj atrakcji, którą trzeba zobaczyć.
Jednak turyści bardziej nastawieni są na odwiedzenie miejsca narodzenia Jezusa Chrystusa i w tym celu podążają na Plac Bożego Narodzenia, przy którym stoi bazylika Narodzenia Pańskiego.
Po obiedzie najpierw pojechaliśmy na zakupy do sklepu w Betlejem, w którym ponoć mieliśmy dostać wysoki rabat.
Jak z tym rabatem było, to nie wiem, bo po obejrzeniu wnętrza sklepu i oferowanego w nim towaru, po prostu z niego wyszliśmy, nie dokonując żadnych zakupów. Sklep niczym nie różnił się od tego tupu sklepów w moim rodzinnym mieście pod Jasną Górą. Taki sam asortyment dewocjonaliów. Ale inni członkowie wycieczki (oczywiście nie wszyscy) zakupy zrobili. Bardzo dużą popularnością cieszyły się paczki różańców (chyba po 10 sztuk w paczce). Ludzie kupowali je w celu poświęcenia przy miejscu narodzin Jezusa i rozdania po powrocie do Polski w formie prezentów.
Przed sklepem również kwitł handel. Jakiś obnośny sprzedawca oferował korale, których miał całe naręcze. Próbował nam wmawiać, że jedne z nich to bursztyn. Polakom chciał wciskać taki kit.
Podczas gdy inni uskuteczniali zakupy, my poszliśmy na małe zapoznanie terenu wokół sklepu. Poszliśmy kilkadziesiąt metrów w jedną stronę, przeszliśmy na drugą stronę ulicy i wróciliśmy się. Naprzeciw sklepu, do którego przywiózł nas pilot wycieczki, był inny sklep z bardzo podobnym asortymentem, gdzie nie było w ogóle klientów. Przed nim stał sprzedawca i patrzył na tłum po drugiej stronie ulicy (cały autokar ludzi). Zagadnął do nas zapytaniem skąd jesteśmy. Jak powiedzieliśmy, że z Polski, to on zaczął z nami rozmawiać po polsku. Zaprosił nas do sklepu i dał jeszcze większy rabat, niż w sklepie po przeciwnej stronie ulicy. Nie byliśmy zainteresowani zakupami, ale porozmawialiśmy sobie w naszym ojczystym języku z sympatycznym sprzedawcą (to chyba był właściciel tego sklepu). Na zakupy nasza wycieczka poświęciła prawie półtorej godziny i jak dla mnie była to strata czasu. Ale inni byli zadowoleni z zakupów, więc nie narzekałam. Jadąc na wycieczkę trzeba się dostosować.
Potem pojechaliśmy do Bazyliki Narodzenia Pańskiego.
Ten widoczny na wprost otwór w ścianie bazyliki to Drzwi Pokory, czyli wejście do bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem.
Aby przez nie wejść, należy się mocno pochylić, bo są one bardzo niskie.
Po wejściu do środka trochę się rozczarowałam tym, co tam zobaczyłam.
Wydawało mi się, że taka świątynia nie powinna być skromna. A właśnie takie odniosłam wrażenie.
Pooglądaliśmy sobie to bardzo zniszczone wnętrze, które wywoływało przygnębiające wrażenie.
Przez dosyć duże otwory w podłodze bazyliki pooglądaliśmy pozostałości mozaikowej posadzki pochodzącej z pierwszej bazyliki konstantyńskiej.
Wreszcie doszliśmy do miejsca, w którym znajdują się schody prowadzące do Groty Narodzenia. Grota jest mała. Jej wymiary to 12,3 metra na 3,5 metra. Nie ma tam naturalnego światła. Są jedynie lamy elektryczne i oliwne.
Przed wejściem do groty leżą świece, które można było wziąć w zamian za niedużą opłatę wrzucaną chyba do jakiejś puszki. Te świece należy odpalić od płomienia przy Gwieździe Betlejemskiej i po chwili zdusić ogień. Świece zabiera się ze sobą do domu, aby zapalić je i postawić na stole podczas wieczerzy wigilijnej.