Sharm el Sheikh i okolice, czyli rocznicowa relacja
Afryka jest drugim co do wielkości kontynentem. W Afryce są 54 kraje. Prawie jedna trzecia światowych języków jest używanych w Afryce. Jezioro Wiktoria w Afryce jest największym jeziorem i drugim co do wielkości jeziorem słodkowodnym na świecie. Nigeria ma najwyższy na świecie wskaźnik urodzeń bliźniąt. W Sudanie znajduje się ponad 200 piramid, czyli więcej niż w Egipcie.
megidh napisał(a): Jeśli jeszcze kiedyś skusi mnie kierunek EGIPT, to pewnie będzie to jakiś rejs po Nilu. Znajomi właśnie próbują nas namawić na taką imprezę we wrześniu.
Moi znajomi byli tydzień na rejsie po Nilu i później tydzień w hotelu w Hurghadzie. Byli bardzo zadowoleni z rejsu, więc może warto się skusić
Rafy są cudowne. Ja również się w nich zakochałam Gdybym i ja miała wrócić do Egiptu, to głównie dla rafy
khml napisał(a):Widoki wspaniałe i wspomnienia na wiele, wiele lat
agata26061 napisał(a):Rafy są cudowne. Ja również się w nich zakochałam Gdybym i ja miała wrócić do Egiptu, to głównie dla rafy
Ci, co oglądali rafy na żywo, to wiedzą, jakie one są piękne a pozostali niech wierzą nam na słowo.
agata26061 napisał(a):
megidh napisał(a): Jeśli jeszcze kiedyś skusi mnie kierunek EGIPT, to pewnie będzie to jakiś rejs po Nilu. Znajomi właśnie próbują nas namawić na taką imprezę we wrześniu.
Moi znajomi byli tydzień na rejsie po Nilu i później tydzień w hotelu w Hurghadzie. Byli bardzo zadowoleni z rejsu, więc może warto się skusić
Ci znajomi, co nas namawiają też już raz byli na takim rejsie kilka lat temu i też byli bardzo zadowoleni. Oglądaliśmy zdjęcia z tego rejsu i bardzo nam się ta ich wyprawa spodobała. Trafili na fajny statek, bo ponoć to zawsze jest duża niewiadoma, co los przyniesie. Można trafić na super statek, ale można też dostać się na nieciekawą łajbę. Ale w tym roku się nie zdecydujemy na taki wydatek, bo impreza nie jest niestety tania.
Janusz Bajcer napisał(a):
megidh napisał(a):Witam Cię Januszu . Dawno do mnie nie zaglądałeś. Po akapicie, który napisałam wyżej, to nie mam pewności, czy ta kraina Cię skusi.
Fakt, dawno ... teraz widzę, że zmieniony nick. Ty też Gosiu dawno nie zaglądałaś do CRR Na rejs po Nilu kusi mnie żona ... a tygodniowy pobyt w hotelu mi nie straszny, byłem już tak kilka razy w innych krajach
Ciekawa jestem, czy dasz się żonie skusić, czy też obrałeś już inny kierunek na tegoroczne wyjazdy. Nick zmieniony, bo mój pierwszy był pomylony. Coś mi się pokręciło i zapisał się na odwrót, więc jak się dowiedziałam, że istnieje możliwość zmiany, to z niej skorzystałam. Jakoś mi nie po drodze do CRR. Może kiedyś zajrzę gościnnie.
Ostatnio edytowano 25.05.2018 21:48 przez megidh, łącznie edytowano 1 raz
Dzień na plaży minął bardzo szybko, bo prawie cały czas wchodziłam do wody. W międzyczasie z ramach korzystania z All na plaży były posiłki i różne napoje. A jak słońce zaszło za wysoką skarpę i nasza plaża pogrążyła się w cieniu, to wróciliśmy do pokoi. Potem kolacja i pierwszy dzień się powoli kończył. Ale przecież nie będziemy już iść spać. Po zachodzie słońca można dopiero zacząć jakoś funkcjonować. My zapragnęliśmy zobaczyć, jak wygląda ten Egipt. Opuściliśmy hotel i taksówką udaliśmy się do jednej z dzielnic Sharm el Sheikh - Old Market. Żeby wczuć się w ten klimat możecie włączyć egipską muzę.
Old Market nocą aż pulsował od turystów. To jeden wielki targ i chyba najbardziej klimatyczne miejsce w Sharm el Sheikh. Stoisko obok stoiska. Można kupić mnóstwo fajnych rzeczy, ale też jest wiele tandety.
Sprzedawcy nastawiają się na klientelę z Rosji. Dużo szyldów w języku rosyjskim widzieliśmy.
Są tutaj też sklepy, w których zaopatrują się miejscowi. Widzieliśmy na przykład sklepy mięsne, w których turyści chyba nie robili zakupów.
Nas bardzo zainteresowały pachnące stoiska z różnymi przyprawami. Żartowaliśmy, że to ichniejsze "Herbapole". Mnóstwo przypraw i różnych ziół wystawionych w wielkich pojemnikach lub w przeszkolnych gablotach wprost na ulicy. Bardzo fajnie to wyglądało.
Na jednym z tych stoisk nabyłam naturalne gąbki, które wyglądem trochę przypominają kije bejsbolowe. Należy je kroić nożem na plastry i używać do mycia. Ale mnie się te gąbki nie sprawdziły. Po wyschnięciu gąbka zrobiła się strasznie twarda i jakoś nie miałam przyjemności w myciu się nią. A ponieważ odkroiłam tylko jeden plaster, to resztę zostawiłam jako ozdobę w łazience. Po kilku latach ją wyrzuciłam, bo chyba były w niej już spore pokłady kurzu.
Widzieliśmy też mnóstwo kotów, które są w Egipcie wręcz hołubione. Egipskie koty wyglądają inaczej niż europejskie. Mają takie trójkątne mordki.
Kult kota istnieje w Egipcie od czasów starożytnych. Najstarsze ich wizerunki pochodzą z okresu 2000 roku p.n.e. Znajdują się one na malowidłach w grobowcach. Wizerunek kota był i jest wykorzystywany także w rzeźbach czy w biżuterii. Ale skąd się wziął ten kult. Starożytny Egipt był olbrzymim spichlerzem dla rejonu śródziemnomorskiego. Spichlerz ten był atakowany przez plagi gryzoni, takich jak myszy czy szczury. Koty, jako zwierzęta niezwykle łowne, stały się wielkimi sprzymierzeńcami człowieka w walce z tymi szkodnikami. Koty stały się tak cenne, że były chronione prawem. Traktowano jest z szacunkiem i mogły nawet jadać z domownikami przy wspólnym stole. Zapewniano im jak najlepsze życie. Na przykład w czasie pożarów najpierw ratowane były koty, a dopiero później majątek. Kota nie wolno było wywozić poza obszar Egiptu, skrzywdzić, ani zabić. Winny śmierci kota był zabijany przez tłum bez wyroku sądu. Każdy, kto dostrzegł nieżywego kota już z daleka stał, krzyczał i zapewniał, że znalazł go martwego. Śmierć kota okrywała żałobą wszystkich domowników, którzy na jej znak golili sobie brwi. Ciało zmarłego kota owijano w płótno i zawożono do świątyni, gdzie kapłani zajmowali się jego balsamowaniem, a następnie tak zmumifikowane były chowane w świątynnych katakumbach, do których wkładano kocie „przysmaki”.
Trafiliśmy też na stoiska i sklepiki, w których można nabyć różnego rodzaju pamiątki. Tutaj na naszych oczach w małych szklanych buteleczkach powstawały rysuneczki z piasku. To naprawdę trzeba mieć wielki talent w rękach i spryt w paluszkach, żeby zrobić takie cudeńka.
No i jeszcze coś, co nam się bardzo rzucało w oczy. Mnóstwo mężczyzn siędzących na krzesełkach i palących sziszę, oglądających telewizję i wypoczywających w Cafeteriach. Oczywiście zero kobiet. My chyba nie spotkaliśmy tam żadnej egipcjanki.
A tutaj można było nabyć sziszę.
W pewnym momencie trafiliśmy na jakiś bardziej elegancki fragment tej dzielnicy.
No i zakończyliśmy nasz pobyt w tym ekscytującym miejscu. Do hotelu wróciliśmy taksówką, bo inaczej nie ma jak. Tam są tak duże odległości, że na nogach to byśmy szli dosyć długo. Dobrze że taksówki nie były drogie.
Old Market... Również tam byliśmy. Co prawda nie na własną rękę, ale wykupiliśmy sobie taką małą wycieczkę u rezydentki, która obejmowała największe atrakcje Sharm el Sheikh. Na targu mieliśmy tylko pół godziny, więc to trochę krótko, żeby poznać wszystkie jego zaułki. Byłam tego świadoma, że wszystkie te ich najki, adidasy i inne znane marki, to zwykłe podróbki...
I jeszcze odniosę się do tego braku kobiet w Sharm el Sheikh... Właśnie jak byliśmy na tej zorganizowanej wycieczce, to mieliśmy przewodnika, który po polsku miał na imię Karol. Oczywiście to był Egipcjanin, który współpracował z polskim biurem podróży i w miarę ok mówił po polsku. Opowiadał nam, że większość ludzi, która pracuje tutaj, w Sharm el Sheikh, pochodzi z Kairu, lub z innych większych miast. Są to wyłącznie mężczyźni, ponieważ kobiety w ich kraju mogą pracować, ale tylko w miejscu zamieszkania. Jego matka była lekarką i jego przyszła żona też miała w niedługim czasie zostać doktorem Kobiety nie mogą wyjeżdżać, ale mężczyźni z Kairu jadą na 3 miesiące do Sharm, czy do innych miejscowości turystycznych i po tym czasie wracają tylko na 10 dni do domu, po czym znów jadą na 3 miesiące. W takich hotelach pracują od 7 rano do 23 Mają tylko kilka godzin na sen, ale z napiwków mają taką kasę, że im się to opłaca...
agata26061 napisał(a):I jeszcze odniosę się do tego braku kobiet w Sharm el Sheikh... Właśnie jak byliśmy na tej zorganizowanej wycieczce, to mieliśmy przewodnika, który po polsku miał na imię Karol. Oczywiście to był Egipcjanin, który współpracował z polskim biurem podróży i w miarę ok mówił po polsku. Opowiadał nam, że większość ludzi, która pracuje tutaj, w Sharm el Sheikh, pochodzi z Kairu, lub z innych większych miast. Są to wyłącznie mężczyźni, ponieważ kobiety w ich kraju mogą pracować, ale tylko w miejscu zamieszkania. Jego matka była lekarką i jego przyszła żona też miała w niedługim czasie zostać doktorem Kobiety nie mogą wyjeżdżać, ale mężczyźni z Kairu jadą na 3 miesiące do Sharm, czy do innych miejscowości turystycznych i po tym czasie wracają tylko na 10 dni do domu, po czym znów jadą na 3 miesiące. W takich hotelach pracują od 7 rano do 23 Mają tylko kilka godzin na sen, ale z napiwków mają taką kasę, że im się to opłaca...
Na wycieczce też mieliśmy takiego egipskiego przewodnika mówiącego wspaniale po polsku. On miał na imię Magdi. Również nam przekazywał tego typu informacje. Tak, kobiety tam nie mają łatwego życia. A mężczyznom wszystko wolno.
Wieczorem udaliśmy się do Naama Bay. Z naszego hotelu do Naama Bay jeździł wieczorem taki mniejszy autokar (robił dwa kursy). Żeby się na taki przejazd załapać, trzeba było rano zapisać się na taki kurs, bo ilość miejsc niestety była ograniczona. Ale fajnie, że takie rozwiązanie było i to bez żadnych opłat, bo jednak odległość do Naama Bay od naszego hotelu była dosyć spora i płacenie za taksówki chyba by nas trochę sieknęło po kieszeni.
Naama Bay jest to luksusowa dzielnica Sharm el Sheikh, w której można się zabawić.
Tutaj też wiele atrakcji przygotowanych jest specjalnie dla turystów z Rosji.
Życie tutaj toczy się głównie w nocy, bo w ciagu dnia jest strasznie gorąco. My byliśmy tam mniej więcej od godziny 21 do 23, a temperatura była bardzo wysoka. Gorąc nagrzanych w ciągu dnia chodników czułam przez podeszwy butów. Ulice w Naama Bay są bardzo kolorowe. Świeci mnóstwo lamp i neonów. Kolorowe lampiony nadają klimat temu miejscu.
Kawiarnie rozlokowane są jedna przy drugiej na deptakach. Siedzi się w nich oczywiście na poduchach. Właśnie w jednej z tych kawiarni piłam nalepszą w moim życiu kawę. Była bardzo mocna i bardzo słodka i w zasadzie to nie wiem, czemu tak mi smakowała, bo ja pijam gorzką kawę. Może to była tylko kwestia miejsca i chwili, ale fakt faktem, że wspomnienia z nią związane mam bardzo przyjemne.
W Naama Bay, jak również w całym Sharm el Sheikh, nie ma problemów z nieprawidłowym parkowaniem. Przy takim chodniku nikt nie zaparkuje samochodu.
Na ulicy stoją lodówki-chłodnie, czyli fish markety, w których można sobie zakupić rybki. Były takie kolorowe, jak te, które widziałam w czasie dopołudniowych kąpieli.
Podczas spaceru trafiliśmy nawet na sklep alkoholowy, ale kupując tam alkohol wysokoprocentowany trzeba było okazać się paszportem. Poza tym chcąc kupić alkohol w takim sklepie trzeba się liczyć ze sporym wydatkiem.
Taniec brzucha też się trafił podczas tego spaceru.
Staliśmy pod tym miejscem, gdzie można było obejrzeć taniec brzucha. Właśnie pod, a nie przed, bo był to taras restauracji usytuowany prawie na wysokości pierwszego piętra, ale nawet dobrze było widać tańczącą panią. Obok nas stał zaparkowany duży samochód z okratowanymi malutkimi okienkami (bez szyb), podobny do naszych dawnych osinobusów. Do tych okienek przyklejone były twarze kilkunastu mężczyzn. A wokół tego samochodu chodzili strażnicy z bronią. I wydaje nam się, że możliwość oglądania tańca brzucha wykonywanego przez tancerkę to była jakaś atrakcja dla więźniów. Może nagroda za dobre sprawowanie. Taniec się skończył, strażnicy wsiedli do auta i auto odjechało.
Dotarliśmy także do kasyna, którego oświetlenie ma mu nadawać wygląd żaglowca. I chyba tak jest.
Poszliśmy także do kafejki internetowej, żeby zgrać zdjęcia z kart na nośniki pamięci. Wyglądała ta kafejka tak samo jak u nas.
A tutaj widok na uliczkę Naama Bay z tarasu kafejki internetowej.
Nie mogło w Naama Bay zabraknąć straganów i sklepików.
Na szczęście nikt nas nie zaczepiał i nie wciskał na siłę sprzedawanych towarów. Mogliśmy podejść, pooglądać i odejść bez dokonania zakupów.
Do Naama Bay przyjechaliśmy jeszcze chyba ze dwa razy.
Popatrzę, zaglądnę choć Egipt jest praktycznie poza moim zasięgiem planowania wakacyjnego. Tym bardziej, że tam nie byłem i od czasu do czasu sobie tylko oglądam te północne rejony morza czerwonego.
Przeraszam wszystkich za dłuższą przerwę w relacji, ale spowodowana była ona wyjazdem wakacyjnym, więc chyba mnie usprawiedliwicie. Trochę się ogarnę i wrócę do pisania.
Jer napisał(a):Popatrzę, zaglądnę choć Egipt jest praktycznie poza moim zasięgiem planowania wakacyjnego. Tym bardziej, że tam nie byłem i od czasu do czasu sobie tylko oglądam te północne rejony morza czerwonego.
Fajnie, że masz chęć zaglądania tutaj. Taka forma też jest sposobem na poznawanie świata.
aga_stella napisał(a):
Na jednym z tych stoisk nabyłam naturalne gąbki, które wyglądem trochę przypominają kije bejsbolowe.
No nareszcie wiem co to takiego. Zawsze się zastanawiałam jak się z tego korzysta - obstawiałam - mycie pleców Na Krecie też takie były.
Po zmoczeniu ta gąbka robi się miękka, więc można się nią myć. Po wyschnięciu ponownie staje się sztywna jak koci ogon. One chyba są sprzedawane wszędzie tam, gdzie są turyści, bo na Rodos też je widziałam.