nazajutrz wyjeżdżalismy
na raty...
śfagry wyjeżdżali pierwsi i trochę inną drogą zahaczając o Pragę
w tym kontekście zdjęcie poniżej jest bardzo istotne... tak wyglądały nasze samochody przy wyjeździe od Darka
przy czym Śfagier miał czarne autko więc kurz i pył był bardziej widoczny...
w związku z tym Śfagry mieli kłopoty bodaj w Czechach... ponieważ uznano, że samochód jest tak brudny że jest to podejrzane
i przetrzymali część CS ponad godzinę
a Dario proponował opłukanie samochodów... ale po co...
a my sobie wracaliśmy przez Słowenię... Austrię by dotrzec do noclegu w Grassbruner Hof
ale to nie był koniec przygód
nazajutrz wyruszyliśmy rano po śniadanku... dosyć dobrze się jechało do okolic Norynbergi
w szczekaczkach usłyszałam głos Kozy... "Zico, wszystko ok??" Zico zwalniał
, zdązylismy się dogadac jeszcze że zjeżdzamy na pierwszy parking i czekamy
Zico w sumie miał nieszczęście w szczęściu jak sie później okazało... zadzwonił do kumpla z Norymbergi, ten po niego pojechał, podzwonił po mechanikach, ale okazało się że jest piątek a ponadtwo w tym landzie zaczynają się wakacje... jest jeden mechanik, ale może dojechac tam za 100 eurasi
krótka decyzja - laweta jedzie z Polski
a Zicowscy czekali w Norymberdze...
i tu specjalne podziękowania należą się Frendliemu
który ruszył swoje 4 litery wsiadł we własny samochód i dzięki niemu Zico&co. wrócili dzień później
a w aucie zepsuła sie taka pierdoła (z uwagi na mą niekompetencję w tym zakresie się nie wypowiem
) że gdyby jakiś mechanik się pojawił to naprawa odbyłaby się szybko i kosztowałaby grosze...
tymczasem my mijaliśmy kolejny raz wyprostowaną przez Niemców "krzywą" wieżę... no i pogoda się już robiła na "polskie lato 2011"
a za granicą.. w Polsce czekała na nas jak zwykle zawalidroga
A JEDNAK
a potem kolejne
po to by dotrzeć do celu
w sumie prawie 4 tys km, Koza i Winiu przekroczyli 4tysie, bo oni zostali po drodze u mamuni w Złocku i jeszcze musieli dotrzeć do Słupska
a w domu pozostał tylko smak Cro 2011