Docieramy do Ejlatu. Na wjeździe do miasta kontrola policji lub wojska, ale pobieżna.
Po chwili odnajdujemy motel położony w centrum miasta, tuż obok niewielkiego dworca autobusowego, z którego będziemy jechać w sobotę na lotnisko. Obsługa w motelu miła, do morza też nie jest daleko (coś ok. 10 minut spacerkiem). I na tym kończą zalety miejsca o kuszącej nazwie Księżniczka Mórz
Motel to staroć, ale nie to jest najgorsze, bo luksusów nie oczekiwaliśmy. Jest tam strasznie brudno. Chcieliśmy natychmiast go opuścić, ale kontakt z Bookingiem nic nie dał. Kierownik też nie był dostępny.
Poszliśmy na kolację, bo zrobiło się już grubo po godz. 21. Odwiedziliśmy też sąsiedni motel, który był czyściutki i bardzo przyjemny, a ceny za dobę miał nawet nieco niższą od naszego. W planie była przeprowadzka, ale noc musieliśmy spędzić w tym wytwornym miejscu.
Jednak nazajutrz też nic nie udało się załatwić – kontakt z kierownikiem obiektu nie doszedł do skutku przez cały nasz pobyt, a Booking też nam nie pomógł.
Przybywaliśmy w tym miejscu tylko tyle ile to było konieczne i jakoś przeżyliśmy. Na szczęście pościel była czysta i żadne robactwo nie pojawiło się.
Postanowiliśmy się cieszyć resztą pobytu.
Wtorek – błogie lenistwo Rano pojechaliśmy do większego marketu na zakupy, gdyż ceny w okolicznych sklepach były dość wygórowane i prawie za wszystko trzeba było płacić drugie tyle. W marketach często były też promocje, gdy brało się np. dwie sztuki. Dokładnych cen nie pamiętam, ale przykładowo piwo zaczynało się w markecie od 5 zł, a w sklepach w centrum od 10 zł.
Po zakupach pojechaliśmy jeszcze w kierunku granicy z Jordanią, choć tak na dobrą sprawę to można iść na piechotę. Całe wybrzeże wzdłuż Morza Czerwonego, do którego ma dostęp Izrael to niecałe 10 km
Na granicy nic ciekawego nie było. Naszą uwagę zwróciły tylko duże gaje palmowe.
Wracamy do motelu
Zostawiamy zakupy, bierzemy ręczniki i idziemy na plażę taką ulicą.
Do rybki też można się przytulić
Za tym centrum handlowym jest już morze