05/05/2023, piątek, dzień 2 c.d.Kiedy już się naodpoczywaliśmy, wracamy do samochodu.
Telefon się dalej chłodzi, ale nie chce się uruchomić…. Szlag
Pierwszy raz zdecydowałam, że nic nie będę drukować, bo przecież wszystko mam w telefonie
trzeba iść do przodu… I jestem w bladej d
bo tylko w telefonie mam kontakt do wypożyczalni samochodów
(a przecież dokumentów nie mamy), do hosta z mieszkania, do kolejnego hosta, karty pokładowe (
choć te są też u Pana M.)… Może się wyładował? ale ładować też się nie chce, ale już wcześniej zauważyliśmy, że w samochodzie źle ładuje się drugi telefon, więc może się wyładował… Coś pomyślimy…
Na razie jedziemy do kolejnego naszego celu, ale jakoś nas to nie do końca cieszy….
Parkujemy przy samym nabrzeżu na dużym
parkingu, dziś jest bezpłatny – była jakaś karteczka o darmowym parkowaniu. I idziemy do centrum tam gdzie sklepy. W pierwszej z kanapek pytam o użyczenie kabla do ładowania, otrzymuję cały plik ładowarek i kabli, ale niestety telefon nie reaguje… ani się nie ładuje ani się nie uruchamia… Wkurzeni jesteśmy oboje, ale na rzeczy martwe nie mamy wpływu…. Zasiadamy na deptaku i myślimy co robić… Chęci na zwiedzanie nam mijają, na obiad też…. Odszukuję w necie dwie potencjalne wypożyczalnie, z jednej z nich mamy auto. Wysyłam z Pana M. wiadomość na WhatsApp z fotką auta i po kilku chwilach jedna z nich potwierdza, że od nich mamy auto i jak coś to będziemy w kontakcie przez ten numer… ufffff…… Jedna sprawa z głowy, resztę ogarniemy na spokojnie wieczorem…
Teraz już na spokojnie, no prawie na spokojnie, idziemy zobaczyć co Mazara del Vallo oferuje….bo właśnie w tym miasteczku jesteśmy…
Miasteczko nieduże, mój przewodnik nawet o nim nie wspomina… Na licznych blogach można spotkać się z opinią, że to najbardziej afrykańskie z sycylijskich miast, w linii prostej do Afryki jest stąd ok. 150 km.
Jesteśmy na głównym deptaku Corso Umberto I i uciekamy w bok w jedną z uliczek i trafiamy w wąskie uliczki, pasaże ozdobione ceramiką i majoliką - czyli jesteśmy w mazarskim kasbahu…. To właśnie w Mazaro zaczęła się arabska inwazja na Sycylię w IX w.
Budynki w tym miejscu są jasne z ozdobionymi drzwiami i oknami, ale też niestety mocno zniszczone.
Moje oko najbardziej przyciągają liczne graffiti… Podobno czuć tu arabski klimat… No ja go nie poczułam, ale na pewno jest tu całkiem inaczej niż w innych sycylijskich miastach i miasteczkach…
Uliczki zaskakują, ciekawa odmiana….można się w tym miejscu zagubić…
Podobno Mazara del Vallo ma największą flotę kutrów i łodzi rybackich na Sycylii i trzecią co do wielkości w Italii. Czy to prawda? Nie mam pojęcia…kutry jakoś specjalnie mnie nie interesują. Przeszliśmy tylko mały fragment portu i rzeki Mazaro - jakoś specjalnie mnie nie powaliło… Tak doszliśmy do schodów, które prowadziły pod sam kościół Chiesa di San Nicolò Regale, który wygląda jak forteca, tak innych od typowych brył kościołów, ale ze względu na zaparkowane furgonetki nie ma szans zrobić mu zdjęcia…. Dalej trafiamy pod Chiesa di san Calcedonio...
W Mazara jest bardzo dużo małych kościołów, cześć z nich jest już zdesakralizowane i dziś pełnią inne funkcje np. muzeum czy sali urzędu Rady Miasta….
Wchodzimy znowu w uliczki i dziś żałuję, że nie odwiedziłam
kościoła Sant’Ignazio zbudowanego na planie elipsy, któremu brakuje dachu – ten zawalił się w latach 30-tych XX w. Jak ktoś będzie w Mazara niech tu zajrzy…..Nie wiedziałam o nim, a wygląda dość interesująco….
Plączemy się i dochodźmy do głównego placu Mazara - Placu Republika, przy której jest oczywiście Katedra, Ratusz. Plac jest całkiem inny niż reszta miejsc, które w Mazara widzieliśmy: czyściutkie, przestrzenne, i ten żółtopomarańczowy kolor odbijający się od jasnego placu, zieleni drzew i błękitu nieba….
Na placu stoi pomnik patrona miasta Santu Witu, który jest także patronem zwierząt, którym to miał być rzucony na pożarcie za czasów okrutnych prześladowań cesarza Dioklecjana. Na pomniku towarzyszą Witowi psy….
Na placu jest strasznie gorąco, brak jakiegokolwiek ruchu powietrza, aż słabo, a jest dopiero początek maja…. Ciężko się oddycha, aż mi się nie chce zaglądać do środka katedry…..
Za katedrą jest zielony teren ze starymi ogromnymi figowcami dający trochę cienia. Mijamy Chiesa di San Giuseppe...
...a dalej plac z fontanną...
…mijamy Łuk Normandzki, pozostałość po zamku Rogera I z Altavilla i już jesteśmy blisko parkingu…
Kończymy wizytę w Mazara del Vallo…
Na pewno nie jest to turystyczne miasto, raczej turyści pojawiają się tu przypadkiem… Jest całkiem inne od pobliskiej Marsali, choć na pewno z nią ma więcej wspólnego niż z Katanią czy Trapani
(dotrzemy tam za 2-3 odcinki). Ale u mnie wielkiego zachwytu nie ma.... Myślę, że okoliczności miały na to spory wpływ…. może jakbyśmy więcej czasu mu poświęcili (tzn. i dzień i wieczór) i w większym spokoju wewnętrznym spacerowali to i odbiór byłby inny i znaleźlibyśmy tu jeszcze kilka perełek…. Ale cieszę się, że byłam, bo Mazara jest całkiem inna od reszty miast Sycylii, które miałam okazję zobaczyć…
Mazara brałam też pod uwagę jako miejsce na pierwszy nocleg, ale jednak wygrała większa Marsala…. czy słusznie? ciężko powiedzieć, bo nie widzieliśmy Mazara wieczorową porą, ale na pewno warto ją odwiedzić będąc w okolicy...