Dobrze czas najwyższy powrócić do relacji, zainteresowanych przepraszam za poślizg
Dzień kolejny to wycieczka do Ragusy i Modiki - zgodnie z nową metodą wyruszamy przedpołudniem by mury dawały jeszcze chłód. Już po drodze a nie ma jeszcze 11-ej termometr dochodzi do 38 stopni
to pierwszy dzień z 3 gdy temperatura przekroczy 40 stopni(w cieniu).
Mimo krętej drogi do Ragusy dojeżdżamy po mniej więcej godzinie (55 km).
Miasto jest przepięknie położone - liczy około 60 tys mieszkańców - jest stolicą najbogatszej prowincji Sycylii - zwanej ogrodem i szklarnią tej wyspy.
Zamożność widać po sklepach - tylu butików czołowych światowych projektantów nie widziałem dotąd nawet w miastach wielkości Warszawy.
Bogactwo w połowie 20 wieku przyniosło też odkrycie złóż ropy naftowej. Stare szyby są jeszcze widoczne - nowoczesna część miasta nie jest zbyt ciekawa ale stara Ragusa zwana Ragusa Ibla jest przepiękna:
Mnóstwo wąskich uliczek na wzniesieniu - tam kiedyś mieszkali rzemieślnicy, klerycy a nawet baronowie.
Spore wrazenie sprawiają też mosty rozpięte nad wąwozem rozdzielającym starą i nową część Ragusy:
W Ragusie pierwszy raz pijemy włoską odmianę kawy mrożonej czyli caffe fredo. Nie ma to nic wspólnego z polską czy chorwacką ice coffee. To po prostu mocno schłodzone espresso-niestety słodkie.
Wracajac z Ragusy tylko na chwilę zaglądamy do Modiki - stara część też jest przepięknie polożona w wielkim krasowym wąwozie.
Jak najszybciej wracamy do "domu" schładzając sie najpierw w samochodzie a potem w morzu. Popołudnie mija na plażowaniu - jest to szczególnie przyjemne bo na naszej prawie kilometrowej plaży jesteśmy sami - jak się potem okazuje nieprzypadkowo -Włosi grali właśnie jakiś meczyk
Kolejny dzień nie zniechęcamy się upałami i podejmujemy spore wyzwanie - zejście i wspinaczka w wąwozie Cava Grande. Ten cud natury znajduje się dość blisko naszego San Lorenzo bo jakieś 30 km. Od morza trzeba się wspiąć w góry - wejście do wąwozu jest dobrze oznaczone-na miejscu parking i restauracja. Wstęp o dziwo bezpłatny - dają tylko specjalne karteczki i spisują liczbę wchodzących - jak się później okazuje nieprzypadkowo - zdobycie wąwozu latem nie każdemu się udaje.
Cava Grande to nazwa rzeczki i przede wszystkim kanionu i kaskad - to te jeziorka po lewiej stronie na dole:
Nie znam dokładnej róznicy poziomów ale marszruta jest konkretna. Już idąc w dół zaczynają nas nachodzić wątpliwości jak stamtąd wyjdziemy. Trasa w pełnym słońcu a przeciez temperatura w cieniu przekroczyła tego dnia 40 stopni. Zejście zajęło około godziny. Na miejscu obowiązkowa kąpiel - pierwsza od wielu lat w słodkiej wodzie
Byczenie byczeniem ale czas płynie - jest gdzieś 13 więc na ochłodzenie nie ma co liczyć - trzeba wracać. Podejście jest koszmarne - woda mineralna w butelce gorąca już nie chłodzi. Nie wzięliśmy nic energetycznego bo żadna czekolada nie przeżyłaby w takiej temperaturze. Po drodze sporo osób słabnie - musi byc to dość częstym zjawiskiem bo nawet lądowisko dla helikopterów w połowie zbocza jest zorganizowane.
Wychodzimy żółwim tempem około 2 godzin. W krytycznym momencie musiałem wziać Monikę na barana bo wymiękała od upału i wysiłku.
Koniec końców wychodzimy "na powierzchnię" w restauracji kupujemy zimne powerady i lody i świat od razu jest piękniejszy
Wracając załapujemy się na popoludniowe plażowanie ale tego dnia zacząło wiać znad Afryki. Piasku z Sahary co prawda nie stwierdziłem ale powietrze było tak gorące że każde wynurzenie się z wody na powierzchnię groziło poparzeniem
Po walce w Cava Grande przed kolejną wyprawą dajemy sobie dzień wolnego. Dla odpoczynku i ochłody postanawiamy wykorzystać małą ciekawostkę klimatyczną w naszej okolicy odkrytą w czasie podrózy z Ragusy.
Otóż w rejonie Pozallo czyli już na południowym wybrzeżu Sycylii - jest znacznie chłodniej niż u nas czyli jeszcze na wybrzeżu wschodnim. Spostrzeżenia sie potwierdzają ruszamy około 11-ej u nas jest już 37 stopni. Gdy docieramy na długą i piaszczystą plażę 3 km od Pozallo samochodowy termometr pokazuje juz tylko 28 stopni a przejechaliśmy ledwie 25 km
. Morze ma podobną temeraturę jak u nas ale za to są bycze fale
Zabawa jest przednia - temperatury bardzo przyjemne więc odpoczywamy przez dobre parę godzin.
Popoludnie w różnicach temperatur nic nie zmienia - około 16-ej w Pozallo jest 29 stopni a w San Lorenzo dokładnie 10 stopni więcej. Na szczęście mamy zacieniony taras
Wieczór spędzamy sącząc winko i planując kolejną wyprawę - cel na piątek Agrigento i Dolina Świątyń. Do przejechania 190 km w jedną stronę, biorąc pod uwagę ze po drodze nie ma nawet kawałka autostrady to calkiem niezłe wyzwanie (pojedziemy dłużej niż potem 300 km autostradami do Palermo). Wyprawa do Agrigento ma ten plus że rejon tego miasta to najchłodniejsza część Sycylii - choć słowo chłód nie jest najlepsze. W każdym razie u nas kolejny dzień z 40 stopniami (rano o 9-ej było już 38) a po dojechaniu na miejsce około poludnia notujemy "tylko" 30 stopni. To dobrze bo Dolina Swiątyń to odkryty teren na wzgórzy praktycznie bez kawałka cienia.
Największe wrażenie robi jedna z najlepiej zachowanych greckich świątyń na Świecie- czyli Concordia - Świątynia Zgody z V w. p.n.e.
Oglądanie takich okazałych pomników starożytności jest niesamowitym przeżyciem - to nie jest kupka kamyków zmuszających do ogromnej wyobraźni - na wyciągnięcie ręki staja przed nami "pomniki" sprzed 25 wieków. Piękno Doliny Swiątyń zakłoca nieco bliskość obecnego Agrigento z osiedlami szpetnych wieżowców - myślalem ze 10-piętrowce budowali tylko w demoludach ale tam okazało się że również na Sycylii.
Pro forma wjeżdżamy też do samego miasta ale nie budzi zachwytu-jest około 16-ej wszystkie trattorie i pizzerie oczywiście pozamykane - posilamy się więc ciepłymi kanapkami w barze i obieramy kierunek powrotny.
Po drodze - w rejonie Geli (miejscowość Falconara) zaliczamy jeszcze kąpiel - na termometrach tylko 30-ka, morze trochę chłodniejsze niż u nas fale rekompensują wszystko. Wspomniana Gela to chyba najbrzydsze miasto Sycylii-ogromne rafinerie i zakłady przemysłowe nie zachwycają więc nawet się tam nie zatrzymujemy.
Do apartamentu wracamy po ponad 3 godzinnej jeździe. Plan na sobotę jest jasny - plaża, tym bardziej ze w niedzielę planujemy podbój Palermo czyli podróz na przeciwległy kraniec Sycylii przez samo serce wyspy
Ale o tym już w następnym odcinku - obiecuję że będzie szybciej