Dobry plan, dezinformacja i... Wyspy Liparyjskie
No i stanęło na tym, że się zbieramy i podjeżdżamy do Milazzo skąd pływają promy na wyspy. Czyli pakowanie i jazda. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do Santo Stefano. Małe miasteczko słynące z produkcji ceramiki, którą widać tam na każdym kroku. Masa sklepów z tymi wyrobami, ławki w parku, a nawet kosze na śmieci są przyozdabiane ceramiką... Po spacerze i kawie w barze zaliczyliśmy jeszcze market -trzeba było zrobić większe zakupy sycylijskich specjałów.
Dojechaliśmy do Milazzo. W mieście ruch okrutny, przebiliśmy się w kierunku Capo Di Milazzo, znajdowały się tam dwa kempy. O dziwo były mocno obłożone... Bez większego grymaszenia wybraliśmy jeden, pan z recepcji dokładnie pokazał miejsce w którym mogliśmy rozbić namioty. Rozkładanie obozowiska, kilka godzin na plaży (niezbyt sympatycznej
, wieczorem łazikowanie po Milazzo... namierzyliśmy przy porcie kaso-biura promowe, o tej porze oczywiście już nieczynne, nazajutrz wycieczka. Późnym wieczorem przy naszych namiotach pojawił się pracownik kempu, niższego stopnia i poprosił żeby ktoś z nas podszedł do recepcji..., bo jest 'big problem'! Nasze miejsca są sprzedane od jutra...!!! Bleeee, nie dość, że ciasno, to jeszcze bałagan mają. Oczywiście nikomu nie chciało się iść, stanęło na tym, że nigdzie się nie ruszymy
no chyba, że nas przekupią
. W końcu zabrałem młodzież angielskojęzyczną;) i powlekliśmy się do recepcji. Szefowa grzecznie, a nawet przepraszająco zaczęła tłumaczyć swój błąd... miała jednak pecha
Alicja była bardzo bojowo nastawiona i trajkotała jak najęta, że w sumie to nas nie obchodzi ich błąd i nigdzie się z całym majdanem nie będziemy przenosić...
pani kierowniczka zrozumiała swoją bezsilność i... wyciągnęła z pod lady tik-taki i gumy do żucia
usiłowała poczęstować nimi Alicję w celu jej zakneblowania
no i udało się jej... wykorzystując swoją chwilową przewagę, szybko rzuciła w moim kierunku: '30 euro zniżki za noc, tylko idźcie obejrzeć co wam proponujemy, przeprowadzicie się jutro do południa, nasi ludzie pomogą... plizzzz'. Miejsce pokazali, lepsze nawet od tego naszego. 60 euro się przyda, więc zgoda, przeprowadzka rano!
Przenoszenie maneli zajęło nam jednak sporo czasu. Dopiero o 11 ruszyliśmy do Milazzo, a tam rzeźnia! Brak możliwości zaparkowania samochodu gdziekolwiek i w mieście jeden wielki korek. Nawet te słono płatne parkingi full! W końcu namierzył nas naganiacz parkingowy na skuterze i poprowadził na parking... 10 euro/samochód, nie dość, że drogo to jeszcze kawał do portu
. A w porcie jeszcze gorzej! Zero informacji, tłumy ludzi usiłujących zorientować się o co chodzi? Wszystkie kaso-biura pozamykane! Obsługa siedzi w środku, potencjalni klienci kłębią się przy zamkniętych drzwiach! Jakaś paranoja! Kiedy wreszcie dorwaliśmy jakiś rozkład promowy, okazało się, że prom na Stromboli płynie 2 godziny, a ostatni powrotny wypływa stamtąd o 17.30!!! Porażka!
Za późno przyjechaliśmy do portu! Cóż było robić? Upał potworny, wróciliśmy na kemp
i plaża... Wieczorem, dla poprawienia nastrojów spacer po mieście, jedna knajpa, druga, trzecia...