Na początku był chaos.....
Koleżanka po fachu (belfer j.angielskiego) mojej ukochanej Magdaleny....złamała nogę.
Miała uczyć j. angielskiego,dzieci z różnych stron świata w Szwajcarii,wszystko zaklepane i zapięte na "ostatni guzik"....a tu taki klops.
Nie chcąc tracić "miejscówki"....dzwoni do M....czy na zastępstwo reflektuje ...na odpowiedż ma...dwa dni łącznie z dojazdem
Decyzja może być tylko jedna.....JEDZIEMY
W domu akcja przebiega podobnie jak w filmach :"Zdążyć przed północą" i "48 godzin"...
Ale gwarantuje M.,że dojedzie na czas
Przy czym słowo czas, to słowo klucz....odnośnie tytułu.
Pakowanie,zakupy,szybki przegląd trasy,tankowanie,"oględziny" samochodu,brak planu zwiedzania.....
Na miejscu mamy być rano...więc podróz odbywa się w nocy...nie powiem ,żebym kochał jazdę nocą.
Udaję się zajechać na miejsce.....NA CZAS.
Szkoła.
Nasz "apartament".
Ale ten widok z niego....
Pozostał jeszcze grafik dnia.
Przyczólek zdobyty.
Czy wszyscy nadążają
Ponieważ to kanton francuski....z harcerskim...Au revoir.