Odcinek 4 – Pierwsze dreptanie po Sutivanie – 2018-09-02Jakakolwiek ocena dzisiejszego Sutivanu nie jest możliwa bez wiedzy na temat jego historii… Skoro jednak niezwykłym byłoby zaczynanie właściwej relacji od podsumowania, toteż i za jego ocenę brał się tak od razu nie będę. Na obecną chwilę pozostanę w takim otóż punkcie, że miejsce to dostarczyło mi tak rożnych doznań odczuwanych wszystkimi pięcioma najbardziej znanymi ludziom zmysłami, że postarałem się sięgnąć w głąb siebie i zaprzęgnąć zmysły kolejne, tak w Sutivanie, jak i w czasie podróży po wyspie. Co z tego wyszło mam nadzieję dowiecie się czytając moje niespiesznie ale pewnie też nieskładnie pisane odcinki. Pisane będą niespiesznie, bowiem jadąc na urlop pamiętałem o zakończeniu z mojej zeszłorocznej relacji i takim umieszczonym zdaniu wypowiedzianym do angielskiego turysty przez starszego mieszkańca wyspy:
”- Widzisz, Brać jest cudowną wyspą, ale to nie jest miejsce, które daje darmo. Wyspie trzeba ofiarować czas, a wtedy ona odpłaca niezmierzoną urodą…”Może niespieszne pisanie sprawi, ze relacja będzie bardziej urokliwa… Nieskładnie zaś… Hm… Nie będę się trzymał tylko i wyłącznie chronologii…
Piąta z minutami. Cisza. Spokój. Przez otwarte drzwi balkonu do apartamentu wkradło się zimne powietrze. Połaskotało mnie po odkrytych stopach. Szybko przykryłem pośladki. Nie będzie mnie jakieś nieznane powietrze bez przedstawienia się dotykać… Spojrzałem na drugą stronę łóżka. Oczy przywykłszy do ciemności zauważyły, gdzie skierowało się zimno… O nie… Tych pośladków też nie dotniesz… Nakryłem… Zbyt energicznie… Brakło narzuty…
Za chłodnym powiewem powolutku zaczął się wkradać duży palec od nogi kolejnego dnia. Na dworze nieco jaśniało. Wykopałem tę stopę. Zamknąłem okno. Ramiona w ciszy parzonej kawy wymsknęły się z filiżanki i dawaj dobierać mi się do nosa żony. Tak to jest jak się żyje z interesującą połowicą ciągle walczy się z kimś o jej względy.
- Już na nogach kotku?
Nie wiem, czy to pytanie było do mnie, czy do kawy, ale skoro spojrzała mi w oczy to odpowiedziałem.
- Tak, zamierzam porozmawiać sobie poważnie z chłodem i pogodą….
- Idź i negocjuj a żywo, ale mnie kawę podaj do łóżka…
No i widzicie. Tak to już jest. Żeby się mężczyzna nie wiem jak kąpał to rano kawa ma pierwszeństwo w łóżku…
Zanim usiadłem dostrzegłem coś, co kazało mi wziąć aparat i spróbować zrobić zdjęcie.
Była 5.50 a ten spektakl mijania się promów oglądaliśmy jeszcze potem wiele razy.
O ósmej ruszyliśmy na spacer zapoznawczy. Trochę brzmi to śmiesznie, bo przecież Sutivan poznaliśmy nieco rok wcześniej nomen omen w pierwszy dzień pobytu właściwego, ale tym razem chcieliśmy rozpoznać świat knajpek, piekarni, tudzież innych potrzebnych miejsc, a także dojść do tablicy informującej o nadchodzących wydarzeniach kulturalnych.
Zeszliśmy do ulicy Pape Ivana Pavla II i od razu dostrzegliśmy ogłoszenie.
Czyżby turystyka rozwijała się tutaj tak słabo? Okaże się potem, że nie. Po prostu może komuś brakło pomysłu, w każdym bądź razie palnąłem jedną ze swoich głupot pytając:
- Kupujemy?
- Zdecydowanie wolałabym jednak ten kompleks…
A ponoć rozmiar nie ma znaczenia pomyślałem sobie…
Nad brzegiem morza skręciliśmy w prawo w Domovinskog Rata. Zejście z ulicy Jana Pawła II jest wprost na plażę Majakovac, która tamtego dnia rano wyglądała tak.
Szliśmy w skupieniu delektując się ciszą, bryzą, małą ilością ludzi, każde rozmyślając pewnie jaki będzie ten urlop. Jeszcze nie pstrykaliśmy wielu zdjęć. Jeszcze wyrzucaliśmy z siebie myśli o pracy, o remoncie, o trasie, o zdarzeniach z początku roku. Mijaliśmy palmy żyjące w błogiej nieświadomości ataku palmożerczego szkodnika (odsyłam do obecnie pisanej relacji Maslinki)
I powoli witaliśmy się z co ciekawszymi miejscami w Sutivanie, o których czas będzie napisać więcej, jak o tym kościele.
Moją uwagę po kilku krokach przykuł jednak inny szczegół z wyżej pokazanego zdjęcia… Człowiek… Ten człowiek
Czy to szósty zmysł? Czy gdzieś zagrzebane w pamięci dejavu? Czułem podskórnie, że będę go jeszcze często widywał gdzieś. Błysnęła mi nawet myśl, że kiedy wrócę do domu to nadal będę go jakoś spotykał…
No to teraz odsyłam was na stronę którą dzisiaj w pewnym celu przeglądałem, a konkretnie
tutaj...Zupełnie inny ma dziś dla mnie wymiar tekst, który znalazłem w opisie historii Sutivanu:
„…Regularne raporty z wizyt kościelnych hierarchów w Sutivanie dały bardzo barwną paletę wydarzeń w tym miejscu. Wszystko tam można znaleźć; od renesansowych Boccacciowskich przygód (Jak próba uspokojenia kobiet, które chciały zlinczować niewiernego męża) poprzez dziwny występek wielebnego Andrijaševića, który napisał list do kościoła za pomocą heretyckiego pisma, aż do przerażających gotyckich wręcz historii oswobodzenia się od wampira (i częste potem wbijanie kołków w ciała martwych aby nie powstali jako wampiry). Nawet dzisiaj są opowiadane legendy o wampirze błąkającym się w noc pełni księżyca na wzgórzach nad Sutivanem…”Ja swojego „wampira” wypatrzyłem już na pierwszym spacerze.
cdn…